niedziela, 2 listopada 2014

Epilog

Stałam na cmentarzu trzymając za rękę Piotra. Mój beznamiętny wzrok ukryłam pod okularami przeciwsłonecznymi, patrząc jak ksiądz wspaniale mówi o moim ojcu. Och, jakim to on był dobrym i uczciwym człowiekiem. Miałam ochotę wyjść na środek i zacząć opowiadać wszystkim prawdę. Przyszłam na jego pogrzeb, ponieważ mama prawie zaczęła o to błagać. Spojrzałam na nią. Zapłakana, opierała się o ramię mojej sąsiadki.
Kiedy zakopywali trumnę,  nie było mi smutno. Może nawet poczułam się lepiej. Miałam pewność, że już nigdy ani mamie ani mi nie zrobi krzywdy. Uniosłam głowę i spojrzałam na Piotrka. Uśmiechnął się do mnie i pocałował w czoło. Ominęliśmy stypę i pojechaliśmy od razu do domu. Opadłam na kanapę i wzięłam głęboki oddech. I zaczęłam wszystko przemyśleć.
Ojciec rok temu wyszedł z więzienia, a mama od tamtego czasu namawiała mnie na spotkanie z nim. Szczerze powiedziawszy, już miałam się zgodzić, kiedy jego samochód wpadł pod pociąg. Mama była załamana i spędziłam u niej te kilka dni. Jednak mi ani przez chwilę łzy nie napłynęły do oczu. Można powiedzieć, że teraz jestem szczęśliwsza. Na kanapę wskoczył Piotrek z chłopcami. Uśmiechnęłam się do nich i westchnęłam.

11 lat później …


Siedziałam w salonie czytając jakiś magazyn. Nareszcie spokój. Chłopaki są na treningu i jest tylko przyjemna cisza. Jednak oczywiście z moim szczęściem usłyszałam kroki.
- Mamo, możemy pogadać?- Mikołaj usiadł obok mnie.
- Tata cię zabiję, że nie jesteś na treningu.- zaśmiałam się i odłożyłam pismo na stół.
- Aleja mam problem.- spuścił głowę. Uśmiechnęłam się i oparłam o kanapę.
- A jak ma na imię ten problem?- spojrzał na mnie zdziwiony.
- Ada Kurek.- teraz ja byłam zdziwiona.
- Córka ..
- Tak.- odpowiedział szybko, patrząc na mnie. Zaśmiałam się i pokręciłam głową.
- A jak ty ją poznawałeś? Przecież oni mieszkają w Bełchatowie.
- No bo przyjechała taka wymiana do szkoły na 2 miesiące i ona przyjechała. I jest taka fajna. I chyba ją lubię. Ale nie umiem jej tego powiedzieć.- podrapał się po karku.
- To ty się w pannie kurek zadurzyłeś, rozumiem?- uśmiechnęłam się do niego.
- Znasz jej tatę, nie?
- Oj, znam, synek.- poczochrałam go po włosach.- Musisz jej to powiedzieć po prostu. Daj jej kwiatka, zaproś na spacer i to powiedz.- puściłam mu oczko.
- I tyle?- wydawał się rozczarowany.
- A co ty byś jeszcze chciał? Możesz jeszcze coś wymyślić, jak ci się matki pomysł nie podoba.
- Nie no, jest spoko.- uśmiechnął się i włączył telewizor.
Po jakiejś godzinie do domu weszli Piotr z Antkiem.
- Masz szlaban.- pokazał palcem na Mikołaja i usiadł na kanapę.
- Ale tato.- jęknął i wstał.- To nie fair!- założył ręce na klatkę piersiową i poszedł do pokoju.
- Nie dawaj mu szlabanu.- spojrzałam na Piotra, kiedy zaczął latać po kanałach.
- Nie pojawił się na treningu, nawet nie uprzedził, szczeniak.- pokręcił głową.
- Ale ty nie wiesz dlaczego się nie pojawił.- uśmiechnęłam się sama do siebie.- Poznał dziewczynę i pytał jak jej powiedzieć, że mu się podoba.- odwrócił głowę i zaśmiał się.
- No proszę. Żeby ojca nie zapytać, tylko do mamy lecieć.- walnęłam go w ramię.
- Jeszcze coś. Zgadnij kim jest ta dziewczyna. Córka Bartka.- spojrzał na mnie zaskoczony. Uśmiechnął się lekko i zaczął oglądać telewizor. Pocałowałam go w policzek i zaczęłam przygotowywać obiad. Zjedliśmy i chłopaki wyszli.
- To co? Jakiś film?- Piotrek zatarł ręce, po czym rozwalił się na kanapie. Włączyłam film i usiadłam obok. Chyba nie dane nam było obejrzeć, gdyż usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Mój mąż wstał i poszedł otworzyć. Kiedy usłyszałam krzyki, poderwałam się z kanapy i poszłam do drzwi. Zobaczyłam w nich Bartka, Zuzę? I jak mniemam ich córkę.
- Co się stało?- zobaczyłam wkurzonego.
- Wasz syn, zaciążył mi córkę!- Bartek spojrzał na mnie żałośnie.
- A skąd wiadomo, że to on?- założyłam ręce na piersi.
- No bo tylko z Antkiem.- dziewczyna powiedziała cicho. Antek? Zobaczyłam moich synów wchodzących przez bramę.
- Ada?- powiedzieli jednocześnie, mijając się z państwem Kurek.
- Mikołaj możesz iść, Antek stój.- zatrzymałam starszego syna.- Ona mówi, że jest z tobą w ciąży.- wskazałam na dziewczynę. Po jego minie widać było, że ma z tym coś wspólnego. Nic nie mówił tylko stał jak wryty. Zauważyłam, że na schodach stoi młodszy Nowakowski, zły jak osa. Czy oni zawsze muszą się kłócić o dziewczyny?! 
- Nie mamy pewności, że to jego dziecko. Jeśli przyjdziecie z testem, potwierdzającym jego ojcostwo, to wtedy możemy porozmawiać.- Piotr poważni zwrócił się do Bartosza.
- Ale ja …
- Wiem, jaka jest młodzież. Możesz kłamać. Przyjdźcie z dowodami.- przerwał nastolatce i zamknął im drzwi przed nosem. Zaczynam się szykować na wojnę, która zaraz się rozegra.
- Ty debilu.- Mikołaj rzucił się na Antka i zaczął go okładać pięściami. Oczywiście od razu zainterweniowaliśmy i Piotrek odciągnął go od niego. Antek usiadł w kuchni, a ja przyłożyłam mu lód do podbitego oka. Patrzyłam na niego, kręcąc głową. Miał spuszczoną głowę, a jego zielone oczy przepełnione były smutkiem. Wiedziałam, że jest mu wstyd. Pogłaskałam go po głowie i poszłam do góry w celu odwiedzenia drugiego syna. Zapukałam do pokoju i weszłam. Leżał na łóżku z wielką poduszką na głowie. Usiadłam obok i westchnęłam cicho.
- Dlaczego on mi to zawsze robi?- pociągnął nosem i przytulił się do mnie.- Dlaczego zawsze musi mi coś zabrać?- łzy spadały mu po policzkach. Nie wiedziałam co zrobić. Po raz pierwszy. To była poważna sprawa.
- Oj synek, to nie jest ostatnia dziewczyna.- próbowałam skleić jakieś pocieszające zdanie.
- Tu nie chodzi o nią. On zawsze mi wszystko zabiera. W szkole jak gadam z dziewczynami to zawsze musi mnie odepchnąć i sam zaczyna z nimi gadać. Zaczynam go nienawidzić.- spojrzał na mnie.
- Nie mów tak. Wiesz, że jesteście młodzi, on po prostu chce się popisać. Nie przejmuj się.- usłyszałam dzwonek do drzwi. Uśmiechnęłam się do Mikołaja i zeszłam na dół. W drzwiach stał Antek z jakąś dziewczyną.
- Dzień dobry.- młoda brunetka, stała w drzwiach uśmiechając się do mnie Kinga. Przyjaciółka Miśka.
- Jest może Mikołaj?- uśmiechnęłam się do niej, podchodząc do niej.
- Ty, marsz do kuchni.- Antek westchnął i wyszedł z pomieszczenia.- Jest do góry. Wejdź , proszę.- wpuściłam dziewczynę, która od razu poszła do góry. Weszłam do kuchni i usiadłam naprzeciwko syna, który zajadał się sernikiem.
- Dlaczego mu to robisz?- spojrzał na mnie pytająco.
- A co? Sernik był na jutro?- zapytał z pełną buzią.
- Wiesz o co mi chodzi. Nie możesz odpuścić? Wiesz, że on się wszystkim przejmuje, ale nie. Bo ty musisz pokazać swoją wyższość.- przestał jeść i westchnął.
- Mamo, ale ja nie mogę patrzeć jak on z nimi rozmawia.- spuścił głowę.
- Synku, zazdrość nie popłaca. Przestań mu robić na złość.- przyłożył lód do oka.
- Spróbuję.
- Dziękuję, synku. Ja teraz idę do taty, a ty nawet nie waż się wchodzić im do pokoju.- pogroziłam mu palcem i wyszłam na taras. Przymrużyłam oczy, żeby lepiej widzieć i zauważyłam mężczyznę, bujającego się lekko na huśtawce. Podeszłam do niego i pocałowałam.
- Jak tam wejdę to go rozszarpię.- wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Może to serio nie jest jego dziecko.- spojrzałam w niebo. Noc była piękna. Pełnia, a do tego wszystkie gwiazdy tak doskonale widoczne.- Ja też się martwię.- wzięłam go za rękę i zaczęłam się lekko huśtać.
- Boże, nie mogli uważać?- otarł twarz dłońmi i spojrzał na mnie.- No tak. Kto to mówi.- zaśmiał się i wstał, biorąc mnie za rękę.- Musimy dokończyć film. 




- Mamo! Mamo!- Antek biegał po domu, szukając mnie. Wstałam i leniwie zeszłam na dół.
- Słucham?- spojrzałam na niego i na test w rękach.
- Jestem ojcem.- szepnął. Wzięłam od niego dokumenty i usiadłam na krześle w kuchni. Wszystko się zgadzało. Jest ojcem. Wzięłam głęboki oddech.- Chcę go wychować.- spojrzałam na niego.
17-latkowie z dzieckiem. Świetnie. Cieszę się, że chcesz wziąć odpowiedzialność, tylko musisz wiedzieć, że to nie jest takie łatwe. Też byłam młoda jak urodziłam, jednak byłam już pełnoletnia. Zaczną się bezsenne noce, przewijanie, karmienie.- zaczęłam wyliczać, kiedy do kuchni wszedł zaspany Piotrek. 
- Jednak?- ziewnął. Po jego minie dało się zauważyć, że nie jest zbytnio zdziwiony. Napił się wody i usiadł obok nas.- Co zamierzasz z tym zrobić?- zaczął wczytywać się w papiery.
- Chcę wychować moje dziecko.- Mąż spojrzał na mnie i uśmiechnął się dyskretnie.
Wszystko się wyjaśniło. Antek z Adą wychowywali małego Sebastiana, Mikołaj zakochał się w Kindze, Piotrek pogodził się z Bartkiem, a ja znowu zaczęłam spotykać się z Zuzą. Nigdy nie żałowałam, że podjęłam taką decyzję. Mam dwóch najwspanialszych synów na świecie. Wydarzeń nigdy nie możesz przewidzieć. Musisz przygotować się na każdą dobrą i złą niespodziankę od życia. Teraz, kiedy siedzę na trybunach, kibicując moim synom na Mistrzostwach Świata jestem pełna dumy. Oparłam głowę o ramię Piotrka i zaczęłam się przyglądać chłopakom. Tacy uśmiechnięci, szczęśliwi. Nie zamieniłabym tego widoku na nic innego. 


-------------------------------------------------------
Cześć :) 
Po długim, naprawdę długim oczekiwaniu dodaję. Nie wiem, który raz przepraszam, ale nie mogłam dodać wcześniej z powodów technicznych. Jeśli ktoś to jeszcze czyta, to bardzo wam dziękuję. Ostatni rozdział mojego pierwszego bloga. Bardzo dziękuję za każdy komentarz, który na prawdę dodawał mi pewności siebie i weny. Jako, że jest to ostatni rozdział prosiłabym każdego o chociażby najmniejszy komentarz. Jeszcze raz dziękuję. Jeśli ktoś miałby ochotę, zaczynam drugie opowiadanie, na którym prolog pojawi się dzisiaj o godzinie szesnastej. http://ostatniaminutamozebycpierwsza.blogspot.com/
Mam nadzieję, że tak jak ja spędziliście miłe chwile na tym blogu. Dziękuję wam wszystkim jeszcze raz. 
Do zobaczenia a drugim blogu :D

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 16 „Oj, dopadnie cię kara.”

Po około trzech dniach, wróciliśmy do domu. Nie powiem, na początku było strasznie ciężko. Te nieprzespane noce, bieganie z pokoju do pokoju. Jednak da się do tego przyzwyczaić. Tym bardziej, że mieliśmy bardzo dużo momentów, których nie zamieniłabym na nic innego. Ani się nie obejrzałam, a już po domu wędrowały dwa szkraby, uczące się mówić. Jestem tak strasznie szczęśliwa, że nie weszłam wtedy do tego pieprzonego gabinetu. Nie mogłabym teraz patrzeć na moje dwa, a właściwie trzy promyczki. Wzięłam ślub z Piotrkiem, który odbył się gdy Antoś i Miś mieli po pół roku. Teraz jestem spełniona. Kocham tych trzech wariatów najbardziej na świecie i nie zamieniłabym tego na inne życie.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Odrywając się od przygotowywania obiadu, poszłam zobaczyć kogo niesie. Tuż za progiem stała uśmiechająca się do mnie Daria. Ta, która uchroniła mnie od prawdopodobnego porodu na Rzeszowskim chodniku. Utrzymujemy świetny kontakt, muszę przyznać. Do tego jeszcze razem z Conte spodziewają się potomka, a raczej potomkini.
- No hej. Gotowa?- zdziwiłam się na jej słowa. Czyżbym o czymś zapomniała?
-  A możesz przypomnieć na co?- wyszczerzyłam się w jej stronę, na co ta wywróciła oczami.
- Sklerotyku. Zakupy. Obiecałaś.- walnęłam się z otwartej ręki w czoło. Oczywiście.
- To chodź. Piętnaście minut, bo obiad chłopakom muszę zrobić.- wpuściłam brunetkę do domu i zaprowadziłam ją do kuchni.- Kawki, herbatki?- zaproponowałam, uśmiechając się.
- To ja kawę poproszę.- usiadła przy stole, przyglądając się mojej pracy. Nagle rozległ się krzyk mojego czteroletniego synka.
- Mamoooo!- jeden z młodych Nowakowskich, zszedł na dół, stając u progu kuchni.
- Słucham skarbie?- uśmiechnęłam się do malca.
- Ciocia Dalia!- wgramolił się jej na kolana.- Mamo, nalysowałem ci coś.- wyszczerzył się w moją stronę, dając mi kartkę. Były na niej cztery krzywe patyczaki, piłka i parę gryzmołów. Najsłodszy rysunek jaki widziałam.
- Dziękuję, syneczku. A gdzie brata zgubiłeś?- wróciłam do gotowania.
- Michuuuu, mama woła!- wydarł się. A od kogo się tego nauczył? Oczywiście od wujka Igły, bo jakby inaczej.
- Idę.- po chwili w kuchni pojawił się drugi Junior.
- Dzieciaki..- nie dane mi było skończyć, ponieważ usłyszałam kolejny dzwonek do drzwi. Westchnęłam i otworzyłam drzwi, widząc mamę Piotrka. No tak, nieplanowane wizyty to jej specjalność.
- Dzień dobry, Martusiu.- kobieta uśmiecha się miło. Wpuszczam ją do środka i zapraszam do kuchni. – Chce mama kawy, herbaty?- zapytałam.
- Widzę, że masz inne plany. Spokojnie, zajmę się chłopakami, a wy idźcie.- puściła mi oczko. Uśmiechnęłam się promiennie.
- Piotrek powinien wrócić za jakąś godzinę z treningu. Chłopaki, nie męczcie babci.- pogroziłam im palcem.- A teraz dalej, przytulić mamę.- uklęknęłam i czekałam na przytulasy, co było trochę błędne, ponieważ ich buzie były całe w zupie pomidorowej.
- Pa, mamo.- powiedzieli w tym samym czasie, żegnając mnie w drzwiach. Pomachałam im na pożegnanie i wsiadłam do samochodu brunetki. Do Bełchatowa daleka droga.
Po jakichś 3 godzinach dojechałyśmy na miejsce. Udałyśmy się do galerii i zaczęłyśmy chodzić po wszystkich sklepach z artykułami dziecięcymi. Kilkanaście minut później, miałyśmy już z głowy wanienkę, łóżeczko i parę innych najważniejszych rzeczy. Teraz coś co uwielbiała łam najbardziej. Ciuszki. Są takie słodkie i maleńkie. Wybrałyśmy kilka najmniejszych śpioszków, bodów, spodenek i tym podobnych. Wykończone, przeszukiwaniem centrum handlowego, udałyśmy się na kawę. Rozsiadłyśmy się wygodnie na kanapie i pogrążyłyśmy w rozmowie, którą niespodziewanie przerwał pewien osobnik.
- Marta?- niepewnie podszedł do mnie.
- Cześć, Bartek.- uśmiechnęłam się nikle.
- Kurek, znacie się?- Daria nie kryła swojego zdziwienia.
- Znamy się, znamy.- westchnęłam, patrząc na przyjmującego.
- Jak tam u ciebie. Czy ty…- przerwałam mu, wiedząc co powie.
- Wyszłam za Piotrka. Mamy dwóch synów.- uśmiechnął się do mnie, zauważyłam, że odetchnął z ulgą.- A co u ciebie?- zapytałam, uśmiechając się.
- A dobrze. To ja pięknym paniom nie przeszkadzam. Na razie.- powiedział i odszedł. Pokręciłam tylko głową, śmiejąc się.
- Stary, dobry Bartuś.- westchnęłam głośno, patrząc na Darię.
Pogadałyśmy jeszcze trochę, poczym przyszła pani Conte odwiozła mnie do domu. Podziękowałam jej i weszłam do domu, od razu padając na kanapę w salonie obok Piotrka.
- Hej.- wtulam się w niego, zmęczona.
- Cześć, Martuś.- składa na moich ustach delikatny pocałunek, obejmując mnie ramieniem.
- Chłopaki śpią?-  mówiłam półprzytomnym głosem.
- Oczywiście. Wszystko jest w porządku.- zaśmiał się środkowy.
- A mama?- moje powieki samowolnie opadały, sprawiając tym, że odpływałam.
- W gościnnym. Nie martw się.- pocałował mnie w czubek głowy, a ja w tym czasie zasnęłam, słysząc bicie jego serca.


** Piotr**

Widząc, że zasnęła wyłączyłem telewizor i biorąc ją na ręce zaniosłem do sypialni. Wziąłem prysznic, kładąc się obok  żony, gdy do pokoju wszedł jeden z moich synów. Nigdy się nikomu nie przyznam, ale czasem ich nie odróżniam. A tym bardziej o 2 w nocy. Mały wgramolił się na łóżko, siadając obok mnie.
- A tobie się młody pokoje nie pomyliły?- zaśmiałem się cicho, nie chcąc budzić Marty.
- Miałem zły sen.- ułożył usta w podkówkę, przytulając się do mnie.
- To chodź. Pójdziemy na dół, żeby nie obudzić mamy i wszystko mi opowiesz.- wziąłem go za rączkę. Po kilku chwilach siedzieliśmy już na kanapie obok siebie.- To co ci się śniło?- zapytałem, spoglądając na niego.
- Były tam takie duze smoki i potwoly i one mnie goniły. Plóbowałem uciekać, ale dogoniły mnie..- przytulił się do mnie, pociągając noskiem. Pokręciłem głową, wzdychając cicho.
- To był tylko sen. A jak następnym razem będą cię goniły to zawsze pamiętaj, że masz mnie albo mamusię, a my nie damy cię skrzywdzić.- uśmiechnąłem się do niego.
- Naplawde?- uśmiech zagościł na jego twarzy. Pokiwałem głową. Wiedząc, że nie zaśnie tak szybko, włączyłem telewizor, sam po jakimś czasie odpływając. 


**Marta**


Obudziłam się dość wcześnie rano. Przeciągnęłam się i leniwie wstałam, dziwiąc się, że obok nie leży Piotrek. Zajrzałam również do pokoju chłopców, w którym spał tylko jeden z nich. Coraz bardziej mnie to niepokoiło. Błyskawicznie zeszłam na dół w poszukiwaniu dwóch zaginionych. Jak się okazało, oboje leżeli w salonie na kanapie, przy włączonym telewizorze. Pokręciłam głową, uśmiechając się na ten słodko wyglądający obrazek. Szybko poleciałam po aparat, później robiąc im kilka idealnych zdjęć. Przykryłam ich ciepłym kocem, każdego całując w głowę. Wyłączyłam odbiornik, patrząc na zegar w celu dowiedzenia się godziny. 8:35. Nie tak źle. Weszłam do kuchni, stając zdezorientowana w progu. Ktoś wyręczył mnie w przygotowywaniu obiadu.
- Mamo, zrobiłabym to.- zaśmiałam się, widząc na stole przeróżne pyszności. Widząc świeże bułki, domyśliłam się, że musiała iść do sklepu.
- Oj, kochanie. To dla mnie przyjemność.- kobieta uśmiechnęła się, dopracowując posiłek. Porozmawiałam z nią trochę, czekając na resztę ferajny. Po dość krótkim czasie w kuchni pojawili się dwaj Juniorzy Nowakowscy, siadając przy stole i zajadając. Oczywiście mi pozostała rola, budzika Piotra.
- Piotruś, wstawaj. Trening za chwilę masz.- mówię, a on wstaje jak poparzony. Nie witając się nawet biegnie do góry po torbę i czym prędzej wychodzi z domu. Wzdycham i przewracam oczami, odliczając za ile sekund się zorientuje. Po kilku chwilach, wchodzi do domu, rzucając torbę w kąt i stając bardzo blisko mnie.
- Ty małpo wredna, niedziela jest!- mruży oczy i udaje obrażonego.
- A jak ja cię miałam na śniadanie budzić, skoro jak kamień śpisz i tylko na to reagujesz?- założyłam ręce na piersi, poważnie wpatrując się w męża.
- Oj, dopadnie cię kara.- wzdycha i mija mnie wchodząc do kuchni. Już się boję. Mówię w myślach, siadając obok środkowego przy śniadaniu.
Po udanym, rodzinnym 
śniadaniu, każdy zajął się swoimi sprawami. Czyli chłopaki bawili się razem z Piotrem w śniegu na ogrodzie, mama czytała książkę na kanapie, a ja oczywiście rozliczałam rachunki w sypialni. Tak, ja miałam najlepiej. Po chwili rozległ się dźwięk mojego telefonu. 
- Cześć, córcia.- usłyszałam matczyny głos.
- Cześć mamo. Co u ciebie?- zapytałam, uśmiechając się do telefonu. Dawno nie rozmawiałyśmy.
- Muszę z tobą porozmawiać, a akurat jestem w Rzeszowie. Możemy się spotkać?- była wyraźnie zdenerwowana.
- Tak. A kiedy?
- Najlepiej teraz.- podała mi dokładny adres. Zgodziłam się na to.
Ubrałam się ciepło i oznajmiając rodzince, że wychodzę, poszłam na spotkanie z rodzicielką. Bałam się tego, ponieważ jej głos przez telefon wydawał się być taki dziwny.. niecodzienny. Kiedy doszłam na miejsce, ujrzałam moją mamę w kawiarni, mieszającą łyżeczką w kubku czarnej kawy. Przełknęłam głośno ślinę i usiadłam na miejscu naprzeciwko.
- Słucham. Czemu chciałaś się ze mną spotkać?- uśmiechnęłam się do niej.
- Tylko nie bądź na mnie zła. Twój ojciec nie długo wychodzi z więzienia..- cała się spięłam na te słowa.
- To nie jest mój ojciec.- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Wysłuchaj mnie.- westchnęła.- Zamieszka ze mną. Wybaczyłam mu to. A poza tym, nie widział jeszcze wnuków.- czy ja się czasem do choinki jasnej nie przesłyszałam?!
- Jak to mu wybaczyłaś? Po ty wszystkim co nam zrobił, ty mu tak po prostu wybaczysz?- podniosłam głos.
- On się zmienił.- próbowała mnie uspokoić.
- Zmienił się?- zakpiłam.- Nie pamiętasz ile razy obiecywał, że się zmieni? Nie pamiętasz tych pieprzonych dni?- w tamtym momencie nie obchodziło mnie, że byłam w centrum uwagi, całego pomieszczenia. – Nigdy mu tego nie wybaczę. A tym bardziej nie dopuszczę do spotkania z nim moich dzieci!- krzyknęłam jej to prosto w twarz, poczym wyszłam z tam tond wściekła.
W drodze powrotnej łzy ciekły mi po policzkach. Trzasnęłam drzwiami od domu i rozbierając się, szybkim krokiem ruszyłam na górę. Usiadłam na łóżku, chowając głowę w kolana i płacząc tak, by nikt tego nie usłyszał. Po chwili jednak do pokoju ktoś wszedł i usiadł obok mnie, obejmując mnie mocno. Doskonale wiedziałam kto to. Wtuliłam się w niego niczym mała dziewczynka, szlochając jeszcze bardziej. Nie pytał o co chodzi. Po prostu próbował mnie uspokoić, gładząc delikatnie moje włosy.
- Byłam na spotkaniu z mamą…- wydukałam.- Powiedziała, że wraca do ojca. Że się zmienił. Nie wierzę jej…- kolejne łzy spadały po moich policzkach, a ja coraz bardziej wtulałam się w Piotrka.
- Martuś, a może twoja mama ma rację. Może naprawdę się zmienił?- spojrzał na mnie czule. Oderwałam się od niego.
- Ty nie wiesz co ja przez niego przeszłam. Ja nienawidzę tego człowieka. On zniszczył mi życie.- spojrzałam mu prosto w oczy, wypowiadając te słowa. 

---------------------------------
Hej :) 

Jest i szesnastka :D Muszę was poinformować, że jeszcze rozdział + epilog i kończę tą oto historię ;c wiem, że nikt nie będzie tęsknił, także nic straconego :D Prowadzić będę drugiego bloga, który rozpocznie się w okolicach 1 albo 2 lipca c: 

Miłego czytania :D 

Pozdro ;*


wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 15 „Kupiłeś dom?!”

6 miesięcy później …
Myślałam o tym co stało się w ciągu tych kilku miesięcy. Zamieszkałam z Piotrkiem, z którym widzę, że coraz więcej mnie łączy. Maluchy wiercą się jak nigdy. No ale cóż, ostatnie dni zostały .. Jednak ciąża nie jest taka fajna. Te wszystkie mdłości, zmiany nastrojów, zachcianki. A poza tym, obchodzą się ze mną jak z jajkiem. Iwona, Krzysiu, Piotrek to już w ogóle przesadza. Czuję się jak pięciolatka. Nie rób tego, bo nie wolno. Tego nie jedz, tego nie pij. Zwariować można. Nareszcie wyrwałam się z tego wariatkowa, kiedy chłopaki poszli na trening. Tego dnie było bardzo ciepło i przyjemnie. Nie mogę uwierzyć, że za chwilę zostanę mamą. To trochę śmieszne, że będę miała dzieci z przyjacielem. A właśnie, okazało się, że to chłopcy. Przegrałam pięć dych, w zakładzie, że będzie chłopiec i dziewczynka. Kłócimy się, jak będą mieli na imię. Ja koniecznie chcę Antka. To już jest potwierdzone. Ale ten drugi. Wybieranie mienia nie jest wcale takie łatwe. I jeszcze to małe mieszkanie. Ja nie wiem, jak my się tam w czwórkę pomieścimy. Usiadłam na ławce i westchnęłam głośno. Wtedy dostałam sms-a.
Od : Piotrek
„Mam dla Ciebie niespodziankę. Będę o 15.”


On wie, że nienawidzę niespodzianek. Zauważyłam, że na wyświetlaczu telefonu, pojawiła się godzina 14:40. Jak mnie w domu nie będzie to on znowu zacznie wariować. Nie warte wzmianki. Wstałam i udałam się w drogę powrotną do domu. Dotarłam tam równo o piętnastej. Dobrze, że się spóźnił. Mogłam się jeszcze przebrać. Wjechałam windą na nasze piętro i weszłam do mieszkania. Przebrałam się szybko i lekko podmalowałam. Z natury jestem bardzo ciekawska, więc nie mogłam usiedzieć w miejscu, czekając na niego. Po chwili usłyszałam charakterystyczny dźwięk, przekręcanego klucza w drzwiach. Wyszłam na korytarz i uśmiechnęłam się do Piotrka. Podszedł do mnie, nachylił się i musnął mój policzek.
- Więc, co to za niespodzianka?- podskoczyłam szczęśliwa.
- Nie zaczyna się zdania od ‘więc’.- wytknęłam mu język.- Zabiorę cię gdzieś. Ale muszę ci zawiązać oczy.- uśmiechnął się dziwnie. Chyba przestaje mi się podobać.- Ufasz mi?- spojrzał na mnie.
- Powiedzmy, że tak.- zmrużyłam oczy. Zrobił smutną minę.- No już, dobra.- załamałam ręce. Wyszczerzył się i pobiegł do swojej sypialni. Wrócił po chwili, z krawatem w ręku. Chryste, ja nie chcę z nim nigdzie jechać! Kiedy wsiedliśmy do samochodu, Piotrek zawiązał mi krawat na oczach.- Mam się bać?- zapytałam niepewnie.
- Nie wiem.- zaśmiał się i odpalił auto. Przełknęłam głośno ślinę i nie odzywałam się do niego przez resztę drogi.

***

- Jesteśmy.- usłyszałam głos Pita. Wyprowadził mnie z samochodu i odwiązał krawat. Moim oczom ukazał się piękny dom. Taki, o którym zawsze marzyłam.
- No, cudny. Ale dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?- odwróciłam się i spojrzałam na niego badawczo.
- Bo jest nasz.- no chyba się przesłyszałam?!
- Kupiłeś dom?!- kiwnął głową.- Odwaliło ci? Ile to kasy, boże, zwariuję.- podszedł do mnie i mnie przytulił.
- Dla ciebie wszystko.- szepnął mi do ucha. Poczułam jak na moje policzki, wkrada się rumieniec.- Chcesz zobaczyć wnętrza?- zapytał. Pokiwałam głową i poszłam za środkowym. Wziął mnie za rękę i podniósł przed progiem, wnosząc mnie jak pannę młodą. W środku było naprawdę ślicznie. Weszliśmy w głąb domu, a Piotrek najpierw zaprowadził mnie do dużej, przestronnej kuchni. Kiedy on to wszystko, zaraz się poryczę. Przeszliśmy też zobaczyć salon, jadalnię, a następnie skręciliśmy na schody. Weszłam na górę. Widziałam dziwny uśmiech na ustach siatkarza. W pewnej chwili otworzył drzwi. Moim oczom ukazał się najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek widziałam pokój dziecięcy. Nie wytrzymałam. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Piotrek zauważył to i przytulił mnie mocno.
- Nie podoba ci się?- zapytał.
- Jest pięknie.- wydukałam i spojrzałam w jego świecące oczy. Jakiś impuls nakazał mi, żebym go pocałowała i tak też zrobiłam. Stanęłam na czubkach palców i pocałowałam go. Był lekko zaskoczony, ale po chwili odwzajemnił pocałunek. Czułam się taka szczęśliwa. Wziął mnie za rękę i zaprowadził do następnego pokoju. Za drzwiami znajdowała się duża sypialnia. Uknuł to wszystko! Czy ja serio jestem taka przewidywalna?
- Kocham Cię.- oszołomiona spojrzałam na niego. Z lekkim uśmiechem, patrzył prosto w moje oczy.
- Też Cię kocham.- wtuliłam się w klatkę piersiową mężczyzny i zamknęłam oczy. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.

Postanowiliśmy, że już jutro się tam przeniesiemy. Powiedziałam już Krzysiowi i Iwonie. Jest we mnie tyle energii, jak nigdy. Wyszłam na spacer. Usiadłam na ławce przy placu zabaw i patrzyłam na dzieci, bawiące się w piaskownicy. Czas strasznie szybko mija. Przecież, jeszcze niedawno,  był Bartek, było w ogóle inaczej. Ktoś usiadł obok mnie. 
- Dlaczego się nie odzywałaś?- poznałam ten głos. Moje oczy, automatycznie się rozszerzyły. Spojrzałam na mojego towarzysza.
- Chyba dałam ci do zrozumienia, że nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego?- zachowałam kamienną twarz.
- Ale ja tak nie umiem bez ciebie jest mi źle.- zaśmiałam się.
- Idź do twojej dziuni, a mnie zostaw w spokoju.- wstałam gwałtownie i już chciałam iść, gdy on złapał mnie za rękę i pociągnął na ławkę.- Trochę szacunku dla ciężarnej!- wrzasnęłam.
- O, przepraszam. A właśnie, jak tam maluch?- spojrzał na mój duży brzuch.
- Nie twoja sprawa.- warknęłam.
- Dlaczego jesteś taka?- zacisnął zęby.
- Bo mnie zdradziłeś, idioto.- wstałam i odeszłam od niego. Strasznie się zdenerwowałam. Gdy dochodziłam do domu, zaczął mnie strasznie boleć brzuch. Upadłam i skuliłam się.
- Jeszcze nie, chłopaki. Jeszcze kilka dni.- ból był nie do zniesienia. Po chwili nad moja głową pojawiła się jakaś dziewczyna.
- Coś się pani stało?- była przerażona.- Proszę ze mną, pojedziemy do szpitala.- pomogła mi wstać i zaprowadziła do samochodu. O boże, poród jest straszny. Darłam się w niebogłosy. Po kilku minutach, byłyśmy przed szpitalem. Zawieźli mnie na porodówkę.
- Zadzwoń do mojego chłopaka. Piotrek.- dałam jej telefon i pojechałam wózkiem inwalidzkim, na porodówkę.

Perspektywa Piotrka

Odebrałem telefon. Odezwała się jakaś dziewczyna i mówi, że moja dziewczyna rodzi. Stanąłem jak wryty na tym boisku. A tak w ogóle, po co zabrałem telefon na salę?!
- Cichy, co jest?- Igła machał mi ręką przed oczami.
- Ona rodzi.- wydarłem się.
- Marta?- pokiwałem głową.
- To szybko, chodź.- pociągnął mnie za rękę.
- Trenerze, on zaraz zostanie ojcem.- Igła był chyba bardziej podjadany niż ja.
- Gratulacje, chłopie. Lećcie.- trener uśmiechnął się do mnie i poklepał mnie po plecach. Nie kontaktowałem przez całą drogę, zastanawiając się nad swoim życie. O, boże, zaraz zostanę ojcem. Po chwili wysiedliśmy przed szpitalem. Wszedłem tam i zacząłem wypytywać pielęgniarkę o Martę. Dała mi te zielone folie do ubrania i zaprowadziła na porodówkę. Wziąłem głęboki oddech i wszedłem tam. To było straszne, kiedy słyszałem jej krzyki. Szybko do niej podszedłem i złapałem za rękę.
- Jestem przy Tobie.- ścisnęła moją dłoń.
- Proszę przeć pani Marto, za chwilę pierwszy dzidziuś będzie na świecie. Już widzę główkę.- parła jeszcze kilka razy, a zaraz po tym usłyszałem płacz dziecka. Moje serce przyśpieszyło momentalnie. Zobaczyłem małego, zakrwawionego chłopczyka, wijącego się z zimna.- Teraz drugi. Niech pani wytrzyma. I proszę.- po pół godzinie, usłyszałem drugi płacz i zobaczyłem moje drugie dziecko. Przełknąłem głośno ślinę. Marta opadła zmęczona.

Perspektywa Marty

Byłam tak wyczerpana, że prawie od razu zasnęłam. Obudziłam się nazajutrz w jednym ze szpitalnych pokoi. Obok mnie siedział Piotrek i patrzył na nasze dzieci w łóżeczku. 

- Są piękni.- westchnęłam i pogładziłam większego z chłopców po policzku. - To jest Antek.- zaśmiałam się cicho. 

- To w takim razie, to Mikołaj.- pocałował mnie w czoło.
- A widziałeś tą dziewczynę, która mnie tu przywiozła?- uśmiechnęłam się.
- Tak. Podziękowałem jej. Ma na imię Daria i jest dziewczyną Facundo Conte.- powiedział.
- No proszę. A Krzyśkowi powiedziałeś?
- Tak. Śpi w korytarzu.- pokręciłam głową z uśmiechem.
- Muszę podziękować Darii, że nie zostawiła mnie na tym chodniku.- w pewnej chwili usłyszałam płacz.
- Chodź, kochanie.- podniosłam Mikołaja i przytuliłam. Był taki śliczny. Oboje są po prostu cudni. A po za tym nasi.
- Kocham was.- usłyszałam. Podniosłam głowę i czule uśmiechnęłam się do siatkarza. 

----------------------------------------------
Hejka :)

Przepraszam was, ale musiałam się do testów przygotowywać. Ale teraz będę miała na szczęście luz ;) Mam nadzieję, że się podoba.

Dedykacja dla mojej kumpeli, która w czwartek obchodziła urodziny. Przepraszam, że tak późno :*


Do następnego ;***

środa, 26 lutego 2014

Rozdział 14 „Kochasz wujka Piotrka?”

- Będzie pani mamą bliźniaków.- lekarz uśmiechnął się, a ja spojrzałam przerażona na Iwonę. Chryste! Co aj zrobię?! Przecież, ja sobie z jednym nie poradzę, a co dopiero z dwójką. Byłam w szoku. Po zakończeniu USG odebrałam od doktora zdjęcie dziecka i razem z Iwoną dziękując lekarzowi, pojechałyśmy do domu. Cały czas siedziałam cicho, wyobrażając sobie Zycie z dwóją dzieci. Piotrek, w coś ty mnie wpakował. Wjechałyśmy na podjazd, kiedy zauważyłam, że z domu wychodzą dwie postaci. Szybko schyliłam się, zauważając, że ta druga osoba patrzy w moją stronę. Spojrzałam na Iwonkę. Kiwnęła lekko głową w moją stronę i wysiadła z pojazdu. Okrążyła samochód i przytuliła Piotrka odciągając go od pojazdu, w którym się znajdowałam. Kiedy weszli do domu z ulgą wyszłam z samochodu. Jak ja się teraz dostanę do środka? Wpadłam na pomysł. Zaczęłam włazić na płot. Byłam bardzo ostrożna, gdyż nie chciałam nic sobie uszkodzić, a zwłaszcza w takim stanie. O kurde. Pierwszy raz zaczęło mi na nich zależeć. Zeskoczyłam z ogrodzenia i udałam się do drzwi balkonowych. Niestety wszyscy siedzieli w salonie. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać. Albo nie. Iwona zauważyła mnie i poszła do kuchni. Wiedziałam o co chodzi. Ostrożnie przeszłam obok salonu i udałam się do kuchennego okna. Przyjaciółka pomogła mi wleźć do domu.
- Dzięki.- wyszeptałam, uśmiechając się. Ta tylko mrugnęła do mnie i wróciła do salonu. Wzięłam z lodówki jogurt i szybko znalazłam się na piętrze. Otworzyłam kubeczek i zaczęłam wcinać deserek. Wstąpiłam do pokoju Seby, a potem do Dominiki.
- Ciociu?- zapytała, kiedy wychodziłam.
- Tak, skarbie?- zamknęłam drzwi i usiadłam koło 6-latki.
- Kochasz wujka Piotrka?- zaskoczyła mnie. Skąd jej się to wzięło?
- A dlaczego się o to pytasz?- zaśmiałam się nerwowo.
- No bo tata i wujek o Tobie rozmawiali. I wujek powiedział, że Cię kocha.- mimowolnie się uśmiechnęłam, a na policzkach poczułam rumieńce. Zaraz.. jakie rumieńce?! O nie! Nie zakochasz się w nim. Nie powiesz mu o dzieciach. Nie!
- Czyli go kochasz.- wyszczerzyła się w moją stronę.
- Tak? A dlaczego?- zaśmiałam się i zaczęłam ją łaskotać, zapominając, że w salonie siedzi ojciec moich dzieci, który nawet o nich nie wie. Mała zaczęła piszczeć, a ja szybko ją uciszyłam i zaczęłam się z nią bawić lalkami.
- Ciociu, a kiedy urodzi się dzidziuś?- podała mi dużą lalkę.
- Dopiero za 6 miesięcy. I okazało się, że będą dwa dzidziusie.- dziewczynka uśmiechnęła się wesoło.
- A wybierzemy imiona?- spojrzała na mnie błagalnie.
- No dobrze. Idę po komputer. Poczekaj chwilę.- poczochrałam ją po włoskach i wyszłam z pokoju. Pomaszerowałam do mojej sypialni i wzięłam laptopa. Kiedy już miałam wychodzić coś, a raczej ktoś mnie zauważył.
- Marta?- zrobił dziwną minę i podszedł do mnie. No to się wkopałam. Szczęście, że miałam dosyć duży sweter i zakryłam lekko powiększony brzuch.
- Cześć Piotrek.- uśmiechnęłam się lekko. Był blisko mnie, widziałam w jego oczach ból i smutek. Spuściłam wzrok.
- Dlaczego?- podniósł mój podbródek i zmusił mnie, żebym spojrzała mu w oczy.
- Dlaczego co?- wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. No tak, przecież on myśli, że usunęłam ciąże. Wymyśl coś.
- Dlaczego usunęłam nasze dziecko?- złapał mnie za ramiona. Widziałam, że narasta w nim złość.
- Masz Agatę. Nie chciałam ci psuć życia. Jeszcze do tego wtedy zaczęliśmy się kłócić o ten sąd i to wszystko… ja spanikowałam. Wiem, że źle zrobiłam, ale chciałam dobrze.- spuściłam wzrok. Wiem, że to wobec niego nie fair, ale boję się mu tego powiedzieć. Znienawidziłby mnie za to. A do tego jeszcze Agata.
- Psuć mi życia? Kobieto. To było moje dziecko. Zajebiście, jeśli myślisz, że jestem takim idiotą, żeby cię z tym samą zostawić. A z Agatą koniec.- ostatnie zdanie wyszeptał. Uśmiechnęłam się pod nosem. Chyba mu powiem. Jestem gotowa. Serce bije mi jak nigdy.
- Piotrek ja …
- Ciociu, wybieramy te imiona?- Dominika uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła nas razem.
- Jakie imiona, może pomogę.- środkowy podszedł do dziewczynki. Jezus, Maria! Przecież ona mu powie. Szykuję się na rychłą śmierć. Nie no. Ciężarnych bić nie można, chyba. Z przerażeniem patrzyłam na dziewczynkę, która powiedziała siatkarzowi jakie imiona będziemy wybierać. Z każdym kolejnym słowem jego uśmiech coraz bardziej znikał z twarzy. Serce prawie wyskoczyło mi z piersi, kiedy spojrzał na mnie. Nie mogłam nic odczytać z jego miny. Żadnych uczuć. Wstał i patrząc na mnie spojrzeniem typu „żal mi ciebie” zeszedł  po schodach i po chwili z domu. Zacisnęłam mocno powieki, żeby nie przedostała się, ani jedna łza. Koło mnie pojawiła się Dominika i mnie przytuliła.
- Zrobiłam coś źle, prawda?- posmutniała.
- Oczywiście, że nie, skarbie.- powiedziałam lekko załamującym się głosem.- Idź się pobawić, a ja pomogę mamie zrobić obiad.- wysiliłam się na uśmiech i szybko zeszłam na dół, pozostawiając laptopa na korytarzu. Odszukałam Iwony i zaczęłam płakać. Co ja narobiłam?! Wszystko moja wina! On sobie coś zrobi przeze mnie! Ja nie wytrzymam.
- Gdzie Krzysiu?- przetarłam rękawem oczy.
- Poszedł za Piotrkiem. Powiedziałaś mu?- spojrzała na mnie lekko się uśmiechając.
- Chciałam, ale Dominika mnie wyręczyła. Cieszę się, bo nie jestem pewna czy bym to zrobiła. Wyświadczyła mi przysługę.- zaśmiałam się, a kolejna łza spadła po moim policzku. Iwona przytuliła mnie mocno, a do domu wpadł zdyszany Krzysiek.
- Nie mogłem go zatrzymać.- zdjął kurtkę i opadł na kanapę.- Nie łam się, Martuś. Jak ochłonie to się do ciebie odezwie. – pocieszył mnie.
- Ale ja się boję, że on sobie coś zrobi.- spuściłam głowę.
- Spokojnie. Dowiedział się, że będzie ojcem, ponownie. Nic sobie nie zrobi, tylko jest oszołomiony.- uśmiechnął się do mnie.— Dziewczyny muszę lecieć na trening.- pocałował Iwonę i poszedł na górę po torbę. Wtedy mnie olśniło.
- Porozmawiam z nim po treningu.- uśmiechnęłam się i poszłam do Krzyśka.
- Jadę z Tobą. Może po treningu uda mi się z nim porozmawiać.- byłam pełna energii.
- Warto spróbować.- pocałował mnie w głowę.- Czekam w samochodzie.- uśmiechnął się i zbiegł ze schodów. Szybko się przebrałam  i niedługo potem byliśmy w drodze na halę. Bałam się tej rozmowy. Widać było po jego minie, że chyba był niezbyt zachwycony. Ani się obejrzałam, a już siedziałam na trybunach patrząc na trening chłopaków. Piotrek co jakiś czas się na mnie patrzył, a potem uderzał z całej siły piłką w parkiet. Coś czuję, że ta rozmowa nie będzie zbyt miła. I do tego jeszcze, boli mnie głowa. Pięknie. Cały czas się na niego patrzyłam. Miał dziwny wyraz twarzy. Smutny, a jednocześnie szczęśliwy. No, ale widać, że cieszy się, że jednak nie usunęłam dziecka… a raczej dzieci. Mam nadzieję, że dojdziemy do porozumienia i nic nie będzie załatwiane w sądzie. Tylko jest jeszcze jeden ważny szczegół. Dominika powiedziała mi, że on mnie … kocha. Trochę mnie to zbiło z tropu. Przecież on kochał Agatę. Wydawali się być szczęśliwi. A tu taka niespodzianka. Niecierpliwie doczekałam końca treningu. Miałam zamiar zaczepić go przed halą, jednak to on przejął inicjatywę i niespodziewanie zaciągnął mnie do jakiegoś kantorka. Przez przypadek wylądowałam na nim. Niestety żeby spojrzeć w jego oczy musiałam odchylić głowę i stanąć na palcach. Uroki, kiedy dziewczyna metr sześćdziesiąt, próbuje prowadzić konwersacje z wybrykiem natury.
- Co to do cholery miało znaczyć?- był wściekły. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Moje struny głosowe przestały działać, a w gardle pojawiła się wielka gula. Spuściłam wzrok i zaczęłam bawić się swoimi palcami. Cała odwaga wyparowała ze mnie. Nagle poczułam, że unoszę się nad ziemię i jestem sadzana na jakimś blacie.- Odpowiedz mi na pytanie.- uniósł mój podbródek , zmuszając tym samym do spojrzenia w te jego przenikliwe tęczówki.
- Chciałam zacząć wszystko od nowa. Bez problemów, przeszłości. Byłam tam. W tej przychodni. Prawie to zrobiłam. Prawie zabiłam nasze dzieci, jednak coś, a raczej ktoś mnie powstrzymał. Była tam jakaś dziewczyna. Ubrana cała na czarno. Zaczęła mówić te wszystkie rzeczy. Ja poczułam coś. Coś w środku, co nie pozwoliło, nie pozwoliło nacisnąć tej cholernej klamki i wejść do środka. Zadzwoniłam do Krzyśka, opowiedziałam mu wszystko. I tak znalazłam się tutaj, aktualnie z zamknięta z Tobą w jakimś pomieszczeniu.- uśmiechnęłam się nikle do środkowego.  Patrzył się na mój brzuch.

- A więc, będę tatuśkiem?- zauważyłam jego uśmiech. 


----------------------------------
Hejka, ludzie! 
Przepraszam za 'małe' opóźnienie :( Ale mało czasu i trochę straciłam też chęci :( Ale postanowiłam, że dokończę to co zaczęłam. Nie wiem kiedy następny rozdział, ale postaram się szybko :p Po zakończeniu tego opowiadania, biorę się za 2. A mianowicie :  http://ostatniaminutamozebycpierwsza.blogspot.com/  

                                      Proszę was. Jeśli czytacie i wam się podoba, zostawcie po 
                                                sobie ślad w postaci KOMENTARZA! ;*



wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdział 13 „Uwierz, że nie będę tego żałował.”

Już podnosiłam rękę by nacisnąć klamkę, kiedy tamta dziewczyna odezwała się do mnie. Zdezorientowana odwróciłam się w jej stronę.
- Przemyśl to dobrze. Jeśli tam wejdziesz, nie będzie odwrotu. Ktoś przez twoją głupotę zginie. Pewnie myślisz Tak będzie lepiej. Też tak mówiłam. I to był najgorszy błąd w moim życiu. Co rano budzisz się z poczuciem winy i z pytaniem : a co by było gdybym je jednak urodziła? I nigdy nie poznasz odpowiedzi, ponieważ straciłaś swoją szansę. Dam ci rade. Wyjdź z tond i nie pozwól, żeby jeszcze raz cię wywołali.- po jej policzkach spływał czarny tusz do  rzęs, a w jej oczach było widać ból i cierpienie. Straciłam równowagę i podparłam się ścianą. Zamknęłam oczy, a w mojej głowie usłyszałam te wszystkie słowa. Zuzi, Piotrka, Krzyśka. ‘Jesteś morderczynią’ , ‘Nie pozwolę ci tego zrobić’ , ‘Pierwszy uśmiech, słowo’. Otworzyłam oczy i wybiegłam z budynku. Wzięłam parę głębokich wdechów i wsiadłam do samochodu, rzucając torebkę na siedzenie obok. Wszystko mi się pieprzy. Muszę zacząć od nowa. Z czystą kartą, daleko stąd. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Libero. Po kilku sygnałach odebrał.
- Już po wszystkim?- słyszałam smutek w jego głosie.
- Nie. Nie zrobiłam tego. I nie mam zamiaru.- uśmiechnęłam się.
- M, mówisz serio?- zdziwił się.
- Serio, serio.- zaśmiałam się.- Ale chcę zacząć od nowa. Muszę wyjechać.- westchnęłam głośno.
- Martuś, postąpiłaś słusznie. A co do wyjazdu, to mam pewien pomysł. Pojedziesz ze mną do Rzeszowa.- wykrzyknął.
- Ale przecież tam będzie Piotrek. A ja nie chcę z nim kontaktu.
- Rzeszów jest duży, można unikać jednej osoby. I będziesz mieszkać  u nas. Za chwilę do Iwony zadzwonię.
- Krzyś. Ja nie będę wam siedzieć na głowie.
- Ale bez dyskusji. Ona wie co przeżywasz. Jedziesz i kropka. O 23 będę po ciebie. Szykuj się.- powiedział na wdechu i rozłączył się. No co za uparty osioł. Przewróciłam oczami i włożyłam kluczyki do stacyjki. Jeszcze niepewnie wysłałam sms-a do Piotrka : ‘Przepraszam. Miałam przed chwilą zabieg. Nie będziesz musiał ze mną o nie walczyć.’. Odłożyłam telefon i pojechałam w stronę mieszkania. Po jakichś 10 minutach byłam na miejscu i wchodząc schodami na 7 piętro (oczywiście winda była popsuta) zaczęłam szukać kluczy w torebce. Wtedy zauważyłam Adriana.
- Hej.- uśmiechnęłam się.
- Cześć.- odwzajemnił gest i podszedł do mnie. Chwilę pogadaliśmy, a mi znowu zebrało się na mdłości. Na szczęście śpieszyło mu się, także pożegnał się i zszedł ze schodów. Szybko odszukałam kluczyki w torebce i zwinnie otworzyłam drzwi. Zatrzasnęłam je za sobą i pobiegłam do łazienki. Dzisiaj mam chyba szczęśliwy dzień, bo nikogo nie było.
Piotrek
Kiedy dostałem tego pieprzonego sms-a, myślałem, że wyskoczę z okna. Dlaczego ona to zrobiła?! Przecież to takie, takie.. ugh. Nawet nie wiem, jak to nazwać. Czy ona naprawdę jest taka głupia? Przecież  to jest morderstwo. Nie miałem pojęcia co robić. Usiadłem na kanapie w salonie i włączyłem sobie Króla Lwa. To moja ulubiona bajka, przy której się zawsze uspokajam. Pierdole to, że za chwilę będę miał 30 lat. Usłyszałem charakterystyczne przekręcane klucza w drzwiach. Za chwilę usłyszałem dźwięczny głos mojej dziewczyny.
- Cześć, jestem.- weszła do dużego pokoju. Kiedy zauważyła mnie w takim stanie i jeszcze oglądającego bajki, od razu podeszła do mnie i mnie przytuliła.- Co się stało?- zapytała, nie odrywając się ode mnie.
- Ona, ona to zrobiła.- jedna, jedyna łza stoczyła się po moim policzku. Dlaczego życie musi być tak okrutne? Przecież doskonale wiedziała, że ja bym z nią je wychował. I chyba domyśliła się, że jest dla mnie bardzo ważna.
Marta
Spakowałam chyba wszystko co się dało. Wyszło jakieś 2 walizki. Zmęczona usiadłam na łóżku i zaczęłam  się przeglądać w lustrze, które stało naprzeciwko. Co jest ze mną nie tak? Dlaczego mi się musi wszystko pieprzyć. Czym zawiniłam, no czym się pytam?! Westchnęłam bezradnie. Dochodziła godzina 17 więc już niedługo będę w drodze. Usłyszałam pukanie do drzwi. Po krótkim ‘proszę’ w pokoju pojawiła się Zuzka. Podeszła do mnie i uklęknęła.
- Już po wszystkim?- spojrzała mi głęboko w oczy. Nienawidziłam jej okłamywać. Z boleścią w głosie odpowiedziałam na zadane pytanie.
- Tak. Żadnych komplikacji.- odsłoniłam brzuch. Niepotrzebnie, kurde.
- Wydaje mi się, że jest większy niż normalnie.- przypatrzyła się.
- Lekarz powiedział, że niedługo zniknie, ale może zostać na kilka dni.- uśmiechnęłam się sztucznie. Przyjaciółka pokręciła głową i wyszła z pokoju. Wtedy zadzwonił mój telefon. Kiedy na wyświetlaczu zobaczyłam napis ‘klinika’ o mało co nie walnęłam urządzeniem w ścianę. Odrzuciłam połączenie i postanowiłam się zdrzemnąć. Od paru dni, chce mi się strasznie spać. Ciekawe kiedy mi jeszcze zachcianki dojdą, hahaha. Ustawiłam sobie budzik na 22 i zamknęłam powieki. Już po kilku minutach zasnęłam.
Zuzia
Ona coś kręci. Ja to wiem. No ale nic. I tak niewiele powie, także nie warto nawet próbować. Zbyszek pojechał do mieszkania się spakować. W końcu dzisiaj wyjeżdża do Rzeszowa. Usiadłam na kuchennym blacie i zaczęłam bez sensu gapić się w ścianę. Moje kontemplacje przerwał bezczelny dzwonek do drzwi. Wkurzona zeszłam i leniwie ruszyłam w stronę wejścia.
- Słucham.- otworzyłam drzwi. Kogo za nimi zobaczyłam to bym się w życiu nie spodziewała.- Daniel?- zapytałam niedowierzając.
- Nie. Jacek. N chodź.- rozłożył ręce. Wtuliłam się w chłopaka. Nie mogę uwierzyć. On tutaj. Przecież wyjechał. Nie miał wrócić. Kłamca jeden. Mój kochany kłamca. Nie chciałam go puścić. Wyglądał tak, tak przystojnie. Naprawdę się chłopak wyrobił. Już nie jest tym pryszczatym nastolatkiem z gimnazjum. Zaśmiałam się pod nosem. Wpuściłam go do środka.
- Kawy, herbaty?- zapytałam go, sadowiąc w salonie.
- Kawę poproszę. Rozpuszczalną jak masz.- kurde, ale ma uśmiech. Nie. Przestań. Masz faceta. Pamiętaj o tym! Weszłam do pomieszczenia i zaczęłam wszystko przygotowywać.
Marta
Oczywiście niedane mi było się wyspać. Obudziły mnie jakieś śmiechy. Patrzę na wyświetlacz telefonu. 20:50. Matko jedyna. Przetarłam oczy i wyszłam z pokoju. Myślałam, że to tylko Zuzia i Zibi jednak oczy prawie mi z orbit wyskoczyły jak ujrzałam w naszym salonie D, Daniela. Otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz?- zrobił tą swoją słodką, smutną minkę. Matko, ale wyprzystojniał.
- Ale się pan ładny zrobił, panie Danielu.- poruszałam charakterystycznie brwiami i dźgnęłam go w brzuch. Niemożliwe. No chyba go pogięło.- Podnieś koszulkę.- nakazałam. Wykonał moje polecenie, a ja opadłam bezradnie na fotel.
- Coś nie tak?- spojrzał na swój brzuch i na mnie. Spuścił koszulkę i podniósł mnie. Usiadł na fotelu, a mnie wziął na swoje kolana.
- Ty i kaloryfer. O ja pierdzielę. Kto jest tą szczęściarą?- zaśmiałam się.
- Ty.- mrugnął do mnie i pocałował mnie w policzek. Przypomniała mi się podstawówka. Ciągle mnie tak całował. Przez te wszystkie lata byliśmy ze sobą chyba z 11 razy. Nasze OSTATNIE rozstanie było dla mnie bardzo bolesne, jednakże wybaczyłam mu. W końcu raz się żyje. Dosyć długo gadaliśmy. Dużo śmiechu itp. Oni pili jakieś winko, ale ja nie. Znalazłam jakąś wymówkę, że coś tam. Ale uwierzyli, to się liczy. Przez cały czas siedziałam mu na kolanach. Przyznam, że ma tak boski uśmiech,  że o kurczę. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zuzia uważając, że to do niej poszła otworzyć. Za chwilę do pokoju wpadł wkurwiony Pit. Nie teraz. Nie przy Danielu. Proszę.
- Myślałem, że masz trochę rozumu, a tym czasem.- zacisnął zęby i zaczął do mnie podchodzić. Wstałam, a przede mną pojawił się Daniel.
- Przed jej ojcem ją broniłem, to i przed Tobą mogę.- powiedział, trzymając ręce w pięściach.
- Nie do ciebie mówię, tylko do niej.- wskazał na mnie palcem. Najzabawniejsze było to, że Piotrek wziął za szmaty Daniela i przeniósł go, odgradzając go ode mnie. Wyglądało to przekomicznie. No ale czego tu się dziwić? 175 cm, przeciwko 206 cm? Hahaha …
- Piotrek, wiesz, że nie mogłam inaczej.- te kłamstwa rozrywały mnie od środka. Miałam serdecznie dość!
- Jak to Kurwa nie mogłaś inaczej?!- widziałam, że ma ochotę mnie uderzyć.
- Chodźmy do pokoju. Proszę.- zgodził się. Poszliśmy do pokoju i usadowiłam go na łóżku.
- No słucham.- założył ręce na piersi.
-Wszystko mi się sypie. Ty mi chciałbyś je zabrać, ja musiałabym z wszystkiego zrezygnować i do tego Bartek kłamał przez cały czas.- nie zdążyłam ugryźć się w język, kiedy trzeba. Po kija wspominałam o Kurku?!
- Kurek ma inną? To przez ego skurwysyna?- wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Nie rób nic co będziesz potem żałował.- próbowałam go odwieźć od jego planu. Doskonale wiedziałam, że pójdzie do niego i będą się lali jak nastolatki.
- Oj uwierz, że nie będę żałować.- posłał mi delikatny uśmiech i wyszedł z mieszkania. A tak szczerze co mnie to obchodzi? Tylko kurde, bardzo mnie obchodzi. Godzina sprawdzona. 22:50. Wyszłam przed pokój. Właśnie Daniel wychodzi.
- Pa, szkrabie.- chciałam go pocałować w policzek, ale się odwrócił i trafiłam w usta. A co mi tam. Oderwałam się od niego i zamknęłam drzwi puszczając mu buziaka na dowidzenia.
- No to się go pozbyłyśmy.- zaśmiałam się. Przytaknęła mi tylko i też się zaśmiała.
- Idę się kąpać. Może wybierz jakiś fajny film.- mrugnęła do mnie.
- Ale wiesz, jak ja wybieram filmy. To za godzinkę możesz wyjść, ok.?- uśmiechnęłam się.
- Za godzinę jestem.- pomaszerowała do pokoju. Ja również weszłam do swojego, po usłyszeniu dzwonka telefonu. Krzyś.
- No hej.- uśmiechnęłam się.
- Gotowa. Schodź już.- ponaglał mnie.
- Poczekaj pięć minut. Idzie się myć.- szepnęłam.
- Okej. Za pięć minut na dole. Pa.- rozłączył się.- schowałam telefon do kieszeni i spakowałam laptopa. Wybadałam teren i uszły szam odkręconą wodę. Wzięłam swoją torbę, torbę od laptopa, moje dwie walizki i najciszej jak się dało wyszłam z mieszkania. Jednak musze jej zostawić jakąś kartkę. Weszłam do salonu i wyszukałam pierwszą lepszą kartę i napisałam na niej jedno słow. „PRZEPRASZAM”. Postawiłam ją opartą o wazon i ubrałam płaszcz i buty. Wzięłam walizki i torby i ostatni raz spojrzałam na mieszkanie. Westchnęłam. Cichutko zamknęłam drzwi i zeszłam schodami ( udało mi się!) i ostatni raz przekroczyłam próg klatki. To zaczynamy nowy rozdział życia. Zauważyłam Krzyśka. Podeszłam do jego samochodu, a on zapakował moje walizki. Wsiedliśmy i kiedy uruchomił silnik, wszystko stało się możliwe. Czysta karta, inne miasto, nowe możliwości.
- Na pewno nie będę przeszkadzać? Może to zły pomysł?- miałam tyle wątpliwości.
- Mała, przestań. Iwona się zgodziła bez wahania, bardzo chętnie cię pozna, a dzieciaki lubią nowe osoby. Spokojnie.- puścił mi oczko. No to papa, Bydgoszcz.
2 dni później. Rzeszów ..
- Boję się iść do tego lekarza.- przytuliłam się do pani Ignaczak. Mamy wiele wspólnych tematów i dobrze się rozumiemy. Przez dwa dni zyskałam przyjaciółkę. Sama nie wiem czego się obawiałam. Wszyscy nękali mnie telefonami więc zmieniłam numer. Aktualnie siedzimy w poczekalni, w przychodni ginekologicznej. Nie wiem jak, ale brzuch mi urósł. To trochę podejrzane dlatego wolałam to sprawdzić.
- Weź się w garść. Jesteś dużą dziewczyną. Mam wejść z tobą?- zapytał.
- A mogłabyś?- uśmiechnęłam się.
- Pewnie.- zaśmiała się. Kurczę. Jak szybko można się z kimś zaprzyjaźnić. A właśnie. Mam baaardzo dobre relacje z Sebą i Dominisią. Oboje są tacy słodcy. Cieszą się z nowej cioci, i z kuzyna. Sebastian chcę żeby był chłopa, a Domi, żeby była dziewczynka. No przecież nie rozdwoję go. Seba jest bardzo mądry. Można z nim pogadać na różne tematy. Uwielbia dowcipy i odziedziczył po tacie miłość do siatkówki. Dominika próbuję naśladować i Krzyśka i Sebusia, ale jej troszeczkę nie wychodzi.
- Pani Marta Grzewczyk.- zostałam wywołana. Ścisnęłam rękę Iwony i weszłyśmy do środka.
- Dzień dobry.- przywitałam się z lekarzem.
- Proszę się położyć.- wskazał kozetkę. Położyłam się i podniosłam koszulkę w górę.
- A pani to?- popatrzył na Iwonę.
- Przyjaciółka.- uśmiechnęła się.
- Pani Ignaczak.- zaśmiał się i rozsmarował też żel na moim brzuchu.
- Znacie się?- szepnęłam do Iwonki.
- Prowadził moje obie ciąże. Jest najlepszy, mówię ci.- powiedziała. Mam nadzieję. Dziwnie patrzył na ekran, tak trochę strasznie.
- Chyba pani poprzedni lekarz się pomylił.- zaśmiał się starszy pan.
- Co?! To znaczy, że nie jestem w ciąży?- otworzyłam szerzej oczy. No raczej aż tak nie przytyłam.
- Nie to miałem na myśli. Jest pani w ciąży, ale w bliźniaczej.- uśmiechnął się łagodnie.

- Słucham?- moje oczy wyglądały jak 5-złotówki. 

-------------------------------------------------------
Hej ;3


Jestem. Wróciłam z nowym rozdziałem. :D Mam nadzieję, że się podoba. Nie mam aktualnie weny, przykro mi ;c No nic. Czekajcie na kolejny ;p Papa :*


sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 12 „Klamka zapadła.”

Odepchnęłam go i otworzyłam usta ze zdziwienia. On naprawdę to zrobił?
- Co to miło być?- zszokowana, aż usiadłam na ławkę.
- Przepraszam.- wziął głęboki wdech.- Ale dlaczego? Dlaczego chcesz zabić to małe niewinne stworzenie? Ono powstało z naszej nieuwagi, a ty chcesz go tak po prostu, bez skrupułów pozbawić go życia?- wziął mnie za rękę.
- Piotrek. Mi też jest ciężko. Mam straszne wyrzuty sumienia, wszyscy mnie przekonują, ale ja podjęłam decyzję. Tak będzie lepiej, zobaczysz.- uśmiechnęłam się do niego. Wstał.
- Jeśli to zrobisz, to pamiętaj, że z mojej strony pomocy, ani niczego już nie dostaniesz.- poważnie na mnie spojrzał i odszedł. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Siedziałam tak kilka minut, kiedy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawił się „Krzysiu”
- Hej. Mógłbyś przyjść? Jestem ..
- Odwróć się.- usłyszałam.- zrobiłam co powiedział i zobaczyłam go. Stał i kręcił głową. Rozłączyłam się i schowałam telefon do torebki. Podbiegłam do niego i wtuliłam się, szlochając.
- Ja nie mam pojęcia co robić.- powiedziałam.
- Mów to co podpowiada ci serce.- szepnął, głaszcząc mnie po głowie. Nie mogę o tym teraz myśleć. Muszę iść do Bartka. On zawsze daje świetne rady. Powiedziałam to Krzyśkowi, i udałam się w stronę szpitala. Biłam się z myślami tak długo, że nawet nie zauważyłam jak znalazłam się przed szpitalem. Otworzyłam wejściowe drzwi i za chwilę stałam tuż przed salą Kurka. Wahałam się czy pociągnąć za klamkę, ale to zrobiłam. Weszłam do środka. Stał, pakując torbę. Gdy mnie zauważył, podszedł i zachłannie wpił się w moje usta. Od razu odwzajemniłam pocałunek, czerpiąc z tego tyle ile się da, albowiem nie byłam pewna czy to aby nie nasz ostatni pocałunek. Nie chciałam się od niego odrywać, ale kiedy już to zrobiłam, usiadłam na łóżku i spojrzałam na wesołą twarz Bartosza.
- Bartek, muszę ci coś powiedzieć.- przełknęłam głośno ślinę.
- Co jest, mała?- uklęknął przy mnie i spojrzał tymi niebieskimi patrzałkami w moje.
-Bartek, ja , ja..- czułam jakby ogromna gula ugrzęzła mi w przełyku.- Jestem w ciąży.- starałam się, aby kolejna porcja łez nie wydobyła się z pod moich powiek. Uśmiech powoli znikał z jego twarzy.
- Kto jest ojcem?- westchnął, odwracając wzrok.
- To jest nieważne, ale ja …
- Jak to nieważne?! Naprawdę chcesz, żebym się sam dowiedział?!- trochę się zbulwersował.
- Bartek. Spójrz na mnie. To było, 2 miesiące temu, on mnie znalazł i po prostu, to było po pijaku.- patrzyłam w jego smutne teraz oczy.
- Piotrek.- szepnął. Widziałam, jak jego ręce składają się w pięści.
- Ej, ej. Patrz na mnie. Kocham tylko ciebie. Bartek. Kocham Cię. Spokojnie. Ja za trzy dni mam wizytę w klinice. Ja usunę to dziecko i wszystko wróci do normy.- uśmiechnęłam się.
- Pojebało cię, do reszty?!- wstał i teraz patrzył na mnie ze złością. Widziałam jak podnosi rękę, automatycznie przypomniał mi się widok ojca. Skuliłam się na łóżku, a łzy które tak bardzo ukrywałam wypłynęły na moje czerwone policzki.
- Ej. Spokojnie, mała. Przecież wiesz, że bym cię nigdy nie uderzył.- podniósł mnie i mocno do siebie przytulił. Wtuliłam się w niego i dość głośno zaczęłam ryczeć w jego koszulkę. Co ja pomyślałam? Przecież on nigdy by mnie nie skrzywdził. Podniosłam głowę wysoko do góry i spojrzałam w jego piękne oczy.- Kocham cię, słyszysz. Nigdy nie myśl, że kiedykolwiek chciałbym cię skrzywdzić. Tak?- uśmiechnął się.- przytaknęłam mu, poczym wspięłam się na szubki palców i musnęłam jego ciepłe wargi. Oddał pocałunek i trwaliśmy tak przez kilka minut.- A co do tego dziecka. To, że jest Piotrka, nie znaczy, że on musi go wychowywać. Ma Agatę, my mamy siebie. Już kocham tego malucha.- uklęknął i pocałował mój brzuch. Zaśmiałam się. T było takie słodkie. Kocham tego wariata.
- Bartek. Kocham Cię.- zaśmiałam się.
- Serio?- zrobił głupią minę i ucałował moje czoło.

                                            ***Piotr***

Co ja sobie myślałem? Że pocałuję ją, a ona się tak po prostu zgodzi, albo we mnie zakocha? Niedoczekanie. Kopnąłem już chyba 10 kosz na mojej drodze. Byłem taki wściekły. Ona chce usunąć moje dziecko! Nie pozwolę jej na to! Muszę iść do Zuzy. Może ona więcej wie. Schowałem ręce do kieszeni i udałem się do mieszkania Marty i Zuzy. Wszedłem bez pukania, a w kuchni zauważyłem podśpiewującą Zuzię, przygotowującą obiad, lub coś takiego.
- Hej.- usiadłem przy stole, rozpinając kurtkę.
- cześć. Widzę, że dowiedziałeś się, że byłbyś tatą.- westchnęła i odwróciła do mnie, opierając się o blat.- Chcesz pogadać.- wytarła ręce w ściereczkę i usiadła obok.
- No, bo ja niby ni jestem gotowy, ale jednak kiedy słyszę, że ona chcę usunąć je, to od razu chcę je. Bardzo. Mam mętlik w głowie.- podrapałem się po karku. Porozmawialiśmy. Wiem, że trzymamy tą samą stronę. Podziękowałem jej za tą rozmowę i poszedłem do siebie. Agata oglądała jakiś film. Zdjąłem wszystko i powędrowałem pod prysznic. Stróżki wody spływały po moim ciele. Długo tam siedziałem. Z zamkniętymi oczami wyszedłem i przewiązałem pierwszy lepszy ręcznik wokół pasa. Usłyszałem otwieranie drzwi, a będąc pewny, że to Agata, nic sobie z tego nie zrobiłem.
- Piotrek?- co?! Marta?! Ale jak ona tu? Otworzyłam szybko oczy i naprawdę stała przede mną.
- Yyy… hej?- spojrzałem dziwnie w jej stronę. Udawałem obojętnego.
- Nie usunę tego dziecka. Ale wychowam je  Bartkiem.- uśmiechnęła się.- pierwsze zdanie było miodem na moje uczy, ale drugie? Co? Mój przyjaciel ma wychowywać moje dziecko.
- Na to drugie się nie zgadzam.-  poważnie na nią spojrzałem. Zrobiła smutną minę.
- Ale Piotr. Ty masz swoje życie, a ja gadałam z nim i ..
- I co? To jest moje dziecko i chyba mam prawo się nim zajmować, nie?!- wybuchnąłem.
- Tak, ale ..
- Nie ma żadnego ale. Albo ja je będę wychowywać, albo za 9 miesięcy spotkamy się w sądzie o prawa rodzicielskie.- wzruszyłem ramionami i wyminąłem ją, udając się do pokoju. Chyba dała spokój, bo usłyszałem trzaskanie drzwiami. W progu pojawiła się zła Agata.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałeś?- widziałem łzy w jej oczach. Podszedłem i objąłem ją.
- Dzisiaj się o tum dowiedziałem.- westchnąłem.
- Walcz o nie.- pocałowała mnie. Byłem strasznie zdziwiony, że to powiedziała. Ale potrzebowałem tego. Ubrałem spodnie i wspólnie z moją dziewczyną oglądałem do późna filmy.

                                               ***Marta***

Wściekła wyszłam z mieszkania. Czy on naprawdę chce wojny? Chyba tak. Kurczę. Zeszłam na dół i cicho otworzyłam drzwi. Co za nimi usłyszałam zszokowało mnie jeszcze bardziej.
- Kochanie, będę jeszcze dzisiaj. Wyszedłem dzisiaj. Czekaj na mnie. Mam na ciebie ochotę.- Bartek rozmawiał przez telefon. No chyba mi na słuch padło. Słucham? Gdzie on? Wyszłam i spojrzałam na niego wymownie, czekając na wyjaśnienia.
- Muszę kończyć.- odłożył telefon.- Kochanie o nie ..- nie zdążył. Wymierzyłam mu siarczysty policzek.
- Ty zakłamany ..- po raz 4 dzisiaj miałam łzy w oczach.- Nie ważne.- machnęłam ręką i najszybciej jak mogłam pobiegłam do mieszkania. Weszłam i zakluczyłam drzwi. Rozebrałam się i weszłam do pokoju. Ujrzałam tak Igłę, bawiącego się moim laptopem. Zamknęłam drzwi i osunęłam się po nich. Zauważył mnie i usiadł obok przytulając.
- Co się stało?- kołysał się ze mną, próbując mnie uspokoić . Na marne.
- Bartek, on, on ma inną.- wybuchałam głośnym płaczem. Oj chyba się zdziwił. Siedzieliśmy, rozmawiając. Uspokoił mnie i nawet zaczął rozśmieszać. Mówił też do mojego brzucha, który za jakieś 24 godziny, będzie ciut mniejszy. Tak. Moja decyzja już się nie zmieni. Klamka zapadła. Krzyś nie jest z tego powodu zadowolony, ale próbuje uszanować moją decyzję, przekonując mnie jeszcze. Wkrótce zasnął, oparty o moje ramię. Uśmiechnęłam się i również udałam się do krainy Morfeusza. Następny dzień spędziłam leżąc w łóżku z kakao i co chwilę odrzucając połączenia od Bartka. W końcu się zdenerwowałam i wyłączyłam telefon. Przesunęłam termin i ustaliłam, z nim, że odbędzie się to jutro o wpół do 8. Rano. Wieczorem Zuzia i Krzysiek próbowali mnie jeszcze przekonać, ale nie dałam się. Następnego dnia obudziłam się o godzinie 6:30. Byłam taka zdenerwowana. Ubrałam się i zrobiłam kawę. Patrzyłam nerwowo w okno, jakby miał zaraz pojawić się tam jakiś znak. Do kuchni weszła Zuzia. Popatrzyła na mnie i nalała sobie do kubka kawy.
- Wiesz, że będziesz tego żałować?- zapytała. Po raz piętnasty.
- Tak, wiem.- sztucznie się uśmiechnęłam i spojrzałam na zegarek. 7:07. Muszę lecieć. Weszłam do pokoju Zuzi i obudziłam śpiącego Zbysia.- Mogę twoje auto pożyczyć?- złożyłam ręce jak do modlitwy.
- Pewnie.- sztucznie się uśmiechnął i znowu zasnął. Wzięłam z szafki klucze, z pokoju torebkę i niepewnie zamknęłam drzwi od mieszkania. Weszłam do samochodu i włączyłam silnik. Odetchnęłam głośno i pojechałam tam. Przez całą drogę słuchałam jednaj piosenki. Smutnej. Byłam w szoku, że Zibi posiada chociaż jedną smutną piosenkę. Zaparkowałam pod przychodnią i zamknąwszy auto, schowałam kluczyki do torebki. Byłam strzępkiem nerwów, a moje nogi chciały uciekać. Nie! Postanowiłam.! Tak będzie lepiej. Zmusiłam się do przekroczenia progu i usiadłam n krzesełku w poczekalni. Oprócz mnie była tam tylko młoda dziewczyna w kapturz i słuchawkach w uszach. Miała spuszczoną głowę i była ubrana na czarno. Aż mną zatrzęsło. Nie mogłam się uspokoić. Prawie zaczęłam paznokcie obgryzać. Wtedy z gabinetu wyszła jakaś para. Miała miny jak po pogrzebie. No właściwie, to jest jakiś tam pogrzeb. Kiedy usłyszałam swoje nazwisko, prawie oczy wyszły mi n wierzch.

- Pani Marta Grzewczyk.- usłyszałam. Wstałam i skierowałam się wzdłuż korytarza do gabinetu lekarza. 


-------------------------------------------------
Hejoo :D

Przepraszam, że krótki, ale musi być niepewność. :D Jak wrażenia? :) Komentujcie. :D 




czwartek, 7 listopada 2013

Rozdział 11„Jesteś morderczynią.”

- Zawsze poprawiasz mi humor. Kocham Cię, Piotrek.- wtuliłam się w przyjaciela. Czułam jak przyśpiesza mu bicie serca. Czy coś z nim nie tak? Nie mam pojęcia, ale to się w tej chwili nie liczyło. Ważne jest tylko to, że nie mogę ani Piotrkowi, ani Bartkowi powiedzieć o tym. Piotrowi, by to zepsuło życie, a Bartek? Dopiero co go odzyskałam, dopiero się z Piotrkiem pogodził. Nie mogę tego popsuć. Posiedziałam tak chwilę jeszcze na jego kolanach i żaróweczka mi się zaświeciła, że muszę iść powiedzieć Zuzi. Chociaż co do tego też mam pewne wątpliwości. Ale komuś muszę się wygadać, bo zwariuję.! Wstałam i spojrzałam na przyjaciela.
- Muszę iść. Zuzia czeka, miała mi coś ważnego do powiedzenia.- uśmiechnęłam się lekko. Odwzajemnił gest i wstał.
- Chodź. Odwiozę cię.- wziął mnie za rękę, chcąc udać się na parking.
- Dziękuję, Piotrek. Wolę się przejść. Taka ładna pogoda.- wtedy spojrzałam za przezroczyste drzwi szpitala. Mocno padało, a drzewom od wiatru, prawie gałęzie urywało. Co jest z tą pogodą? A w dodatku ciemno.
- Jedziesz i kropka. Nie puszczę cię w takiej pogodzie.- wlepił we mnie te swoje oczęta. Westchnęłam, w celu poddania się. Pożegnałam się z Bartkiem i wyszliśmy. Matko jedyna.! No łeb dosłownie urywa. Wielkolud przytulił mnie do siebie i jakoś doszliśmy do pojazdu. Szybko wsiedliśmy i włączając klimatyzację i odjechaliśmy. Postanowiłam zagadnąć z nim ten temat.
- Słuchaj. Mam pytanie. Co byś teraz zrobił jakby Agata zaszła w ciążę?- zapytałam prosto z mostu. Widziałam skupienie na jego twarzy. Chwilę mu zajęło myślenie.
- Nie wiem. Chyba nie jestem na to gotowy. Ale jeśli już się by stało, to wspierałbym ją i kochał to maleństwo nad życie.- no poezja normalnie. Miałam ochotę się tam poryczeć i powiedzieć mu o wszystkim. Ale na szczęście się powstrzymałam.
- Słodko.- skwitowałam.- A jak byś dał córce na imię, a jak synowi?- spojrzałam na niego.
- A co to przesłuchanie? Agata jest w ciąży czy co?- zaśmiał się.
- Nie. Pytam tak z ciekawości.- wyszczerzyłam się w jego stronę.
- No okej. Córeczce dał bym na imię Zosia, a synkowi Michał.- uśmiechnął się sam do siebie, wywołując również u mnie uśmiech. Praktycznie przez całą drogę męczyłam go tym tematem, ale on chętnie odpowiadał. Mam szczęście, że niczego się nie domyślił. Nawet nie spostrzegłam kiedy dojechaliśmy. Pocałowałam Piotrka w policzek i weszłam do bloku. Wjechałam windą na nasze piętro i zobaczyłam dwóch mężczyzn majstrujących coś przy drzwiach.
- Dzień dobry. A co panowie robią?- przypatrzyłam się dokładnie.
- Wstawiamy drzwi.- jeden z nich, nie racząc mnie nawet spojrzeniem odpowiedział oschle. Wzruszyłam ramionami i weszłam do środka. Na kanapie w salonie siedziała rozanielona Zuzia, oglądająca jakąś bajkę w telewizji. Podeszłam ją do tyłu i zasłoniłam oczy. Zaczęła piszczeć jak trzy latka. Uciszyłam ją śmiejąc się i usiadłam obok.
- Chcesz, żebym na zawał zeszła?- złapała się za serce.
- Nie.- wytknęłam jej język.- A mogłabyś mi powiedzieć, kto nam drzwi wyłamał i , dlaczego masz obandażowany nadgarstek?- przyuważyłam jej rękę, która zaraz zwinnie powędrowała pod poduszkę.
- Zbyszek wyłamał drzwi, bo mu nie otwierałam, a na ręce. Przecięłam się nożem jak sałatkę kroiłam.- uśmiechnęła się.
- Taaa… jasne.- chwyciłam mocno jej rękę i odwiązałam bandaż.
- Porąbało cię?!- krzyknęłam, widząc cięcia na ręce przyjaciółki. Do pokoju weszli dwaj panowie od drzwi.
- Panienko , skończyliśmy. 100 się należy.- wyciągnął rękę.- zniesmaczona zachowaniem mężczyzn, wstałam i podarowałam im banknot. Facet wręczył mi klucze i zamknęłam od razu za nimi drzwi. Teraz muszę jej powiedzieć. Wbiegłam do salonu i praktycznie wbiłam się w kanapę. Chwila ciszy. Patrzyłam się przed siebie. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam usta.
- Jestem w ciąży.- spojrzałam wymownie na przyjaciółkę. Dostała lekkiego wytrzeszczu, ale zaraz zaczęła się śmiać.
- Sory, ja się nie nabiorę.- otarła udawane łzy. Przewróciłam oczami i z torebki wyciągnęłam zdjęcie USG i wręczyłam Zuzi. Szczęka jej opadła. Gapiła się w to dobre kilka minut. Spojrzała na mnie przerażona.
- Co masz zamiar zrobić?- jeszcze raz przypatrzyła się zdjęciu.
- Usunąć ciążę. Wszystkim zaszkodzi. Mi, Piotrkowi i Bartkowi. Nikt nie będzie szczęśliwy.- zaczęłam patrzeć się w sufit.
- No chyba cię popierdoliło dokładnie?!- wydarła się na mnie.
- Ciszej.- uciszyłam przyjaciółkę.
- Chcesz usunąć? A wiesz, że ono niczemu nie zawiniło? To wasza nieuwaga. Ono ma prawo żyć.!- prawie się popłakała.- Musisz powiedzieć Piotrkowi. Musi  wiedzieć. Jak mu nie powiesz, to ja to zrobię.- wzruszyła ramionami, nie patrząc na mnie.
- Nie powiem mu. To mu zniszczy życie! A tak w ogóle postanowiłam. Nie jestem gotowa być matką!- warknęłam i pobiegłam do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. Rzuciłam się na łóżko, ze łzami. Nie mogłam już tego pohamować. PO chwili drzwi od mojego pokoju się otwarły.
- Rób co uważasz. Ale jeśli nadal masz zamiar je usunąć, to pamiętaj, że nawet palcem nie kiwnę.- zamknęła drzwi zostawiając mnie samą. Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Poszukiwałam dobrej kliniki aborcyjnej. Gdzieś tak o 4 znalazłam odpowiednią. W Łodzi. Chciałam zamiar, od razu zadzwonić i się umówić, ale znużyło mnie i zasnęłam.

Nie rób tego.! Nie zabijaj tego nie winnego stworzenia. Pomyśl. Co ono zrobiło? Czym zawiniło? To wasza wina. Twoja i Piotrka. Powinnaś mu powiedzieć. On zrozumie. Pomoże. On cię kocha. Kocha do granic, tylko to ukrywa. Pamiętaj, dziecko nie jest niczemu winne … nie jest winne. To wasza nieuwaga doprowadziła do tego. Życie jest pełne wzlotów i upadków. A zobaczysz, że wcale tak źle nie będzie. Pamiętaj… ono nic nie zrobiło!!!

Obudziłam się cała zlana potem. Miałam w głowie te słowa. Kto to mówił? Nie byłam w stanie zrozumieć. Ale ja już decyzję podjęłam. Postanowiłam jeszcze się skimnąć chwilę, a potem zadzwonić do kliniki. Tak zrobiłam. O godzinie dziewiątej rano, zadzwoniłam tam. Niczego nie byłam pewna, ale muszę to zrobić. Umówili mnie na pojutrze o piętnastej. Podziękowałam się i rozłączyłam. Płatność liczona z góry, także miałam dosyć luzu. Weszłam do kuchni, po kawę.
- Słyszałam rozmowę. Jesteś morderczynią.- spuściła wzrok.
- Ja?- zapytałam. Przyjaciółka obrzuciła mnie pogardliwym spojrzeniem.
- Nie, wiesz? To nie ja chcę pozbawić życia, najcenniejszemu skarbowi na świecie.- łza spłynęła po jej policzku, ale szybko chcąc to zrobić niezauważalnie, ją starła.
- Wiesz, że to …
- Tak, mówiłaś. Zniszczy wam życia. Jak możesz być tak samolubna?- w jej oczach widziałam łzy.
- Zuzia.- próbowałam ją przytulić.
- Nie dotykaj mnie.- odepchnęła mnie i zniknęła w swoim pokoju. Mnie teraz też zebrało się na płacz i odechciało kawy. Weszłam do pokoju i stanęłam przed lustrem. Zdjęłam koszulkę i pogłaskałam mój już troszeczkę wypukły brzuch.
- Dlaczego teraz? Dlaczego musisz tam być?- pytałam bez sensu. Tylko, że to nie była jego wina. I nigdy nie będzie. Gdybym się z nim nie upiła. Gdyby mnie nie znalazł w parku. Boże, wszystko by się inaczej potoczyło. Nasza nieuwaga. Boże, co my narobiliśmy. Osunęłam się po ścianie, chowając twarz w dłonie. Wtedy naszła mnie taka odwaga. Jakby to małe stworzenie dało mi moc. Chyba, ono chcę , żebym mu powiedziała. Ale ja się boję. Wiem, że jak będę stała z nim twarzą w twarz to wymiękne i zmienię temat. Ktoś zapukał do drzwi. Byłam pewna, że to Zuza, więc rzuciłam krótkie „proszę”. Po chwili zobaczyłam przed sobą prawie dwumetrowego mężczyznę. Uśmiechnęłam się i wpadłam w jego otwarte ramiona. Zaczęłam od nowa płakać, a on pocieszał mnie.
- Wiem wszystko. Zuzia, powiedziała mi przez telefon. Nie możesz tego zrobić.- powiedział, gdy usiedliśmy na łóżku.
- Ty nie rozumiesz.- spuściłam wzrok.
- wszystko doskonale rozumiem. Nie chcesz niszczyć im życia.- uśmiechnął się.- Ale to nie powód, by pozbawiać kogoś życia.- dotknął lekko mojego brzucha.
- Co ja mam robić? Pogubiłam się w tym wszystkim. To się dzieje za szybko.- kolejne łzy spływały po moich policzkach.
- Wiem, wiem. Spokojnie.- mocno mnie przytulił.- Daj dziecku szansę. Daj sobie szansę. Uwierz mi, że to małe cudo, da ci więcej radości, niż sobie wyobrażasz. My też nie byliśmy gotowi, bałem się do końca. Ale kiedy on się urodził. Cały strach zniknął. Nie wyobrażałem sobie czegoś tak kruchego, malutkiego i bezbronnego. A kiedy zobaczyłem, jak po raz pierwszy się uśmiechnął, zrozumiałem, że moje życie dopiero wtedy nabrało barw. To najpiękniejszy dar od Boga, Martuś. Zrozum to i przemyśl.- kiedy to mówił, co chwilę się uśmiechał. A ja co chwilę bardziej wątpiłam w tą aborcję. Jednak cały czas coś mi mówiło, że mam tam iść i załatwić to.
- Ale ja mam już umówioną wizytę. Za trzy dni. Miałam już plan.- spojrzałam na przyjaciela.
- Takie już jest życie. Wszystko przychodzi w nieodpowiednim momencie.- pocałował mnie w czoło.- Przemyśl to. Wrócę za godzinę.- przytulił mnie i wyszedł z pokoju, zamykając lekko drzwi. Założyłam bluzkę i otworzyłam z ciekawości laptop. Weszłam na jakąś stronę, a po boku jak na złość wyświetliła mi się jak na złość jakaś reklama przedstawiająca matkę z dzieckiem na rękach. Kusiło mnie niesamowicie, więc wykonałam kliknięcie i po chwili znalazłam się na pewnej stronie. Były to wiersze o macierzyństwie. Czytałam wszystkie po kolei, aż doszłam do tego jednego, które wyryło wielkie zakłopotanie w mojej głowie. Czytałam to kilka razy i coraz mocniej płakałam. To było piękne, a za razem przerażające.

Pewnego razu było dziecko gotowe, żeby się urodzić. Więc któregoś dnia zapytało Boga: 

- Mówią, że chcesz mnie jutro posłać na ziemię, ale jak ja mam tam żyć, skoro jestem takie małe i bezbronne?

- Spomiędzy wielu aniołów wybiorę jednego dla ciebie. 
On będzie na ciebie czekał i zaopiekuje się tobą. 

- Ale powiedz mi, tu w Niebie nie robiłem nic innego tylko śpiewałem i uśmiechałem się, to mi wystarczało, by być szczęśliwym? 

- Twój anioł będzie ci śpiewał i będzie się także uśmiechał do ciebie każdego dnia. 
I będziesz czuł jego anielską miłość i będziesz szczęśliwy.

- A jak będę rozumiał, kiedy ludzie będą do mnie mówić, jeśli nie znam języka, którym posługują się ludzie? 

- Twój anioł powie ci więcej pięknych i słodkich słów niż kiedykolwiek słyszałeś, i z wielką cierpliwością i troską będzie uczył Cię mówić. 

- A co będę miał zrobić, kiedy będę chciał porozmawiać z Tobą? 

- Twój anioł złoży twoje ręce i nauczy cię jak się modlić. 

- Słyszałem, że na ziemi są też źli ludzie. Kto mnie ochroni? 

- Twój anioł będzie cię chronić, nawet jeśli miałby ryzykować własnym życiem. 

- Ale będę zawsze smutny, ponieważ nie będę Cię więcej widział. 

- Twój anioł będzie wciąż mówił tobie o Mnie i nauczy cię, jak do mnie wrócić, chociaż ja i tak będę zawsze najbliżej ciebie. 

W tym czasie w Niebie panował duży spokój, ale już dochodziły głosy z ziemi i Dziecię w pośpiechu cicho zapytało: 

- O, Boże, jeśli już zaraz mam tam podążyć powiedz mi, proszę, imię mojego anioła. 

- Imię twojego anioła nie ma znaczenia, będziesz do niego wołał: 
                                                          "MAMUSIU".

A potem jeszcze to mnie dobiło .

'Mamusiu... 
coś się stało, ja żyję 
ja naprawdę żyję 
dar życia otrzymałam 
o, braciszka z boku poznałam 
on też prawdziwie się raduje 
i świata oczekuje 
dzięki ci mamusiu 
i kochany tatusiu 
braciszku! patrz, coś się stało 
jakieś światło się tu dostało 
jakieś narzędzie błyszczące 
ała! jakieś kłujące 
braciszku co oni ci robią? 
dlaczego dziurę w brzuszku ci skrobią? 
mamusiu! braciszka rozrywają 
rączki mu wyrywają! właśnie wykłuli mu oko 
i serduszko rozdarli głęboko 
jestem krwią braciszka zbryzgana 
mamusiu moja kochana 
już nie ma nas dwoje - zostałam sama 
jak ja się mamusiu boję 
pocę się w kolorze krwi 
mamusiu! nie pozwól umrzeć mi! 

MAMUSIU! 

ten potwór paluszki mi obcina 
już jest kaleką twoja dziecina 
mamusiu! co ja takiego zrobiłam? 
ja tylko życiem się cieszyłam 

mamusiu! 

ja jestem miłością Boga dla ciebie 
On naprawdę chce mieć nas w niebie? 
Jego miłość nigdy sie nie kończy 
nawet po śmierci się sączy 
ratunku mamo! 
on urwał mi już kolano 
tatusiu! ja będę twoim skarbeczkiem 
będę twoim aniołeczkiem, ale pomóż mi 
niech nie wyrywa mi drugiej rączki 

mamusiu! tatusiu! 

ja mogę być głodna, nie potrzebuję pieniędzy 
kochani! ja mogę żyć w nędzy 
a nie nie pozwólcie aby mnie zamordowali 
i życie mi zabrali 
mamusiu, ja jestem jeszcze mała 
ja będę zawsze cię kochała 
w twojej starości będę promyczkiem słońca 
będę miłością cię obdarzała do dni twoich końca 
mamusiu! jakiś błyszczący nóż 
gardło podrzyna mi już 
nawet nie wiem jak wy wyglądacie 
i dlaczego mnie nie kochacie? 

mamusiu! 

czy ja umieram dlatego, że tatuś cię dręczy? 
że cię nie kocha i męczy? 
ja cię tysiąc razy mocniej będę kochała 
ja - twoja córunia mała 
ja będę ci buzi na dobranoc dawała 
ja się będę z tobą bawiła i śmiała 
nie pozwól żebym została zmasakrowana! 

mamusiu! 

on teraz szczypcami oczy mi rozdusi 
nie będę widziała mojej mamusi 
a ty mnie mamusiu będziesz widziała 
spójrz do śmietnika, tam będę leżała 

mamusiu! 

dlaczego życie mi dałaś? 
i tak okrutnie je odebrałaś? 

mamusiu patrz! 

twoją córunię w krematorium spalili 
a duszy jej nie zabili 
ja w twoim umyśle będę żyła 
będę po nocach ci się śniła 
i będę po nocach do ciebie wołała 
ja - twoja córunia mała 
mamusiu! dlaczego zatykasz uszy? 
przecież nikt cię nie ogłuszy 
to przecież ja, twój skarbek kochany 
ten, co miał brzuszek rozerwany 
mamusiu! pamiętasz jak się bałam? 
jak o pomoc do ciebie wołałam? 
a pamiętasz mamusiu oczy tego lekarza? 
co śmiercią dzieci obdarza? 
kto mu dał prawo, by zabił twoją dziecinę? 
twoją niewinną kruszynę mamo... 
czy ta powolnej śmierci porcja 
nazywa się aborcja? 
zapytaj rządzących o nazwiska 
poznaj tych ludzi z bliska 
sprawdź, czy oni też swoje dzieci zabijają 
czy tylko ciebie w pogardzie mają 

mamusiu! 

w naszym kraju mordercy chodzą na wolności 
a niewinnym łamie się kości 
ustawy ludobójcze podejmują 
i tobą wcale się nie przejmują 
mamusiu moja kochana 
dlaczego cierpisz i jesteś załamana? 
to przecież ja - twoja córunia 
mamusiu moja, gdybyś wtedy mnie ocaliła 

mamusiu! 

w twoim sumieniu będę ciągle żyła 
i będę za tobą bardzo tęskniła 
że twoja córeczka najbardziej by cię kochała 
mamusiu moja 
ja nawet teraz jestem twoja!!!! 

Nie mogłam się powstrzymać od łez. Te dwa głupie wierszyki narobiły mi problemów w głowie. Wiele myśli przekonywały mnie do tego najważniejszego kroku. Miałam takie ciepłe uczucie w żołądku.
- Muszę mu powiedzieć.!- olśniło mnie. Uśmiechnęłam się i wstałam z łóżka. Wzięłam moją skurzaną kurtkę i torebkę, poczym wyszłam z mieszkania. Przez całą drogę biłam się z myślami. Jedna strona mi mówiła, że mam mu powiedzieć i urodzić to dziecko, a druga, że mam zawrócić i pójść tam. Podejmowałam tą decyzję, aż głos Piotra, nie wyrwał mnie z zamyśleń.
- Hej, mała. Co jest?- uśmiechnął się do mnie. Stał z Agatą. Mój cały plan runął. Przecież oni są szczęśliwi. A on i tak by mnie nie wybrał, także o co się martwić. Za 3 dni będzie po kłopocie. Otrząsnęłam się lekko.
- Hej. Piotrek, możemy pogadać?- spuściłam głowę. Nie chciałam zaczynać tego tematu, ale zrozumiałam, że musi poznać prawdę. Bo to byłoby nie fair w stosunku do niego. Agata dziwnie na mnie spojrzała.
- Pójdziesz sama?- Nowakowski zwrócił się do dziewczyny.
- Jasne.- posłała nam uśmiech i wyminęła. W ciszy doszliśmy do parku. Przechodziliśmy środkiem, gdy już miałam tego dość i pociągnęłam go na ławkę.
- Słuchaj mnie uważnie. Wiem, że będzie to dla ciebie bardzo trudne …
- Co? Coś z Bartkiem?- zaniepokoił się.
- Możesz mi nie przerywać. Z nim w porządku.- szczerze, to nawet nie wiedziałam. Byłam tak skupiona na sobie, że go nie odwiedziłam. Ale jestem dobrą dziewczyną. Ugh … - Chodzi o to, że okłamałam cię.- spuściłam głowę i zobaczyłam jakie moje buty mają piękne czubki. Mogłabym się na nie gapić godzinami, tylko żeby nie spojrzeć mu w oczy.
- Okłamałaś mnie? Kiedy?
- Kiedy mówiłam, że to zatrucie. Piotrek ja..- odważyłam się i chwyciłam mocno jego rękę.- Ja, ja jestem w..- przełknęłam głośno ślinę.- W ciąży.- wyszeptałam. Nie otrzymałam odpowiedzi, więc zerknęłam w jego stronę. Uśmiechnięty patrzył na mnie. – Cieszysz się?- zdziwiłam się lekko.
- No pewnie. Bartek na pewno będzie wspaniałym tatą.- żyłka mi skoczyła. Serio, on naprawdę nie rozumie przekazu?! Muszę mu to powiedzieć?!
- Ale Piotrek. To ty jesteś ojcem.- powiedziałam, jeszcze ciszej, niż poprzednio. Patrzyłam na niego cały czas. Nie mam pojęcia jak to zrobiłam. Byłam taka spokojna. On siedział nieruchomo. Jakby sparaliżowany i gapił się w jeden punkt. Po kilku minutach znudziło mnie jego milczenie. Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, gdy on zaczął mówić.
- Ale skąd wiesz, że ja jestem ojcem, przecież my ze sobą nie spaliśmy.- wstał i zaczął chodzić w tą i z powrotem.
- Pamiętasz jak się wtedy upiliśmy, wtedy gdy mnie znalazłeś?- skinął głową.- To nie powiedziałam ci, że wtedy obudziłam się u ciebie i wszystko sobie przypomniałam. I … jesteś jedynym facetem z jakim spałam.- ponownie spuściłam głowę. Po chwili usłyszałam huk. Rozejrzałam się i ujrzałam wkurwionego Piotrka, a obok niego leżący kosz na śmieci. Nigdy nie widziałam wkurzonego Piotrka. Wstałam i przytuliłam od tyłu. Nie opierał się. Stał, głośno oddychając. Musieliśmy wyglądać jak para.
- Spokojnie. Ja mam wizytę u lekarza. Za 3 dni go już nie będzie i będziesz spokojnie żył. Powiedziałam ci, ponieważ uznałam, że musisz wiedzieć.- powiedziałam, ze łzami w oczach. Muszę to zrobić. On nie będzie miał życia. Wiem, że tego chce.
- Słucham?- odwrócił się w moją stronę.- Ty chcesz… ty chcesz usunąć ciążę? No chyba cię powaliło! Nie pozwolę ci zabić tego malucha!- wyrwał się z moich objęć.

- Ale Piotrek. To zniszczy nam życie. Ty kochasz Agatę, a ja nie chcę tego psuć.- westchnęłam, a łza spłynęła po moim policzku. – Właściwie to…- nie dokończyłam, bo Nowakowski przybliżył się do mnie znacznie i złączył swoje usta z moimi.


----------------------------------------------
Hejo. 

Już nie przepraszam, bo to się nudzi. Przyznam, że nie mogę się wyrobić, bo szkoła itp. Ale się staram. Teraz będę PRÓBOWAŁA jak najczęściej dodawać, ale nie wiem kiedy będzie następny. Szkoda, że pod poprzednim rozdziałem było tak mało komentarzy. :C Niedługo ruszam z moim drugim opowiadaniem. Czekajcie. Chciałam baaaardzo podziękować Chimerze za czytanie i zostawianie komentarzy. To dla mnie ważne. :** dziękuję ci bardzo.! <33

POZDERKI ... :**