sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 12 „Klamka zapadła.”

Odepchnęłam go i otworzyłam usta ze zdziwienia. On naprawdę to zrobił?
- Co to miło być?- zszokowana, aż usiadłam na ławkę.
- Przepraszam.- wziął głęboki wdech.- Ale dlaczego? Dlaczego chcesz zabić to małe niewinne stworzenie? Ono powstało z naszej nieuwagi, a ty chcesz go tak po prostu, bez skrupułów pozbawić go życia?- wziął mnie za rękę.
- Piotrek. Mi też jest ciężko. Mam straszne wyrzuty sumienia, wszyscy mnie przekonują, ale ja podjęłam decyzję. Tak będzie lepiej, zobaczysz.- uśmiechnęłam się do niego. Wstał.
- Jeśli to zrobisz, to pamiętaj, że z mojej strony pomocy, ani niczego już nie dostaniesz.- poważnie na mnie spojrzał i odszedł. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Siedziałam tak kilka minut, kiedy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawił się „Krzysiu”
- Hej. Mógłbyś przyjść? Jestem ..
- Odwróć się.- usłyszałam.- zrobiłam co powiedział i zobaczyłam go. Stał i kręcił głową. Rozłączyłam się i schowałam telefon do torebki. Podbiegłam do niego i wtuliłam się, szlochając.
- Ja nie mam pojęcia co robić.- powiedziałam.
- Mów to co podpowiada ci serce.- szepnął, głaszcząc mnie po głowie. Nie mogę o tym teraz myśleć. Muszę iść do Bartka. On zawsze daje świetne rady. Powiedziałam to Krzyśkowi, i udałam się w stronę szpitala. Biłam się z myślami tak długo, że nawet nie zauważyłam jak znalazłam się przed szpitalem. Otworzyłam wejściowe drzwi i za chwilę stałam tuż przed salą Kurka. Wahałam się czy pociągnąć za klamkę, ale to zrobiłam. Weszłam do środka. Stał, pakując torbę. Gdy mnie zauważył, podszedł i zachłannie wpił się w moje usta. Od razu odwzajemniłam pocałunek, czerpiąc z tego tyle ile się da, albowiem nie byłam pewna czy to aby nie nasz ostatni pocałunek. Nie chciałam się od niego odrywać, ale kiedy już to zrobiłam, usiadłam na łóżku i spojrzałam na wesołą twarz Bartosza.
- Bartek, muszę ci coś powiedzieć.- przełknęłam głośno ślinę.
- Co jest, mała?- uklęknął przy mnie i spojrzał tymi niebieskimi patrzałkami w moje.
-Bartek, ja , ja..- czułam jakby ogromna gula ugrzęzła mi w przełyku.- Jestem w ciąży.- starałam się, aby kolejna porcja łez nie wydobyła się z pod moich powiek. Uśmiech powoli znikał z jego twarzy.
- Kto jest ojcem?- westchnął, odwracając wzrok.
- To jest nieważne, ale ja …
- Jak to nieważne?! Naprawdę chcesz, żebym się sam dowiedział?!- trochę się zbulwersował.
- Bartek. Spójrz na mnie. To było, 2 miesiące temu, on mnie znalazł i po prostu, to było po pijaku.- patrzyłam w jego smutne teraz oczy.
- Piotrek.- szepnął. Widziałam, jak jego ręce składają się w pięści.
- Ej, ej. Patrz na mnie. Kocham tylko ciebie. Bartek. Kocham Cię. Spokojnie. Ja za trzy dni mam wizytę w klinice. Ja usunę to dziecko i wszystko wróci do normy.- uśmiechnęłam się.
- Pojebało cię, do reszty?!- wstał i teraz patrzył na mnie ze złością. Widziałam jak podnosi rękę, automatycznie przypomniał mi się widok ojca. Skuliłam się na łóżku, a łzy które tak bardzo ukrywałam wypłynęły na moje czerwone policzki.
- Ej. Spokojnie, mała. Przecież wiesz, że bym cię nigdy nie uderzył.- podniósł mnie i mocno do siebie przytulił. Wtuliłam się w niego i dość głośno zaczęłam ryczeć w jego koszulkę. Co ja pomyślałam? Przecież on nigdy by mnie nie skrzywdził. Podniosłam głowę wysoko do góry i spojrzałam w jego piękne oczy.- Kocham cię, słyszysz. Nigdy nie myśl, że kiedykolwiek chciałbym cię skrzywdzić. Tak?- uśmiechnął się.- przytaknęłam mu, poczym wspięłam się na szubki palców i musnęłam jego ciepłe wargi. Oddał pocałunek i trwaliśmy tak przez kilka minut.- A co do tego dziecka. To, że jest Piotrka, nie znaczy, że on musi go wychowywać. Ma Agatę, my mamy siebie. Już kocham tego malucha.- uklęknął i pocałował mój brzuch. Zaśmiałam się. T było takie słodkie. Kocham tego wariata.
- Bartek. Kocham Cię.- zaśmiałam się.
- Serio?- zrobił głupią minę i ucałował moje czoło.

                                            ***Piotr***

Co ja sobie myślałem? Że pocałuję ją, a ona się tak po prostu zgodzi, albo we mnie zakocha? Niedoczekanie. Kopnąłem już chyba 10 kosz na mojej drodze. Byłem taki wściekły. Ona chce usunąć moje dziecko! Nie pozwolę jej na to! Muszę iść do Zuzy. Może ona więcej wie. Schowałem ręce do kieszeni i udałem się do mieszkania Marty i Zuzy. Wszedłem bez pukania, a w kuchni zauważyłem podśpiewującą Zuzię, przygotowującą obiad, lub coś takiego.
- Hej.- usiadłem przy stole, rozpinając kurtkę.
- cześć. Widzę, że dowiedziałeś się, że byłbyś tatą.- westchnęła i odwróciła do mnie, opierając się o blat.- Chcesz pogadać.- wytarła ręce w ściereczkę i usiadła obok.
- No, bo ja niby ni jestem gotowy, ale jednak kiedy słyszę, że ona chcę usunąć je, to od razu chcę je. Bardzo. Mam mętlik w głowie.- podrapałem się po karku. Porozmawialiśmy. Wiem, że trzymamy tą samą stronę. Podziękowałem jej za tą rozmowę i poszedłem do siebie. Agata oglądała jakiś film. Zdjąłem wszystko i powędrowałem pod prysznic. Stróżki wody spływały po moim ciele. Długo tam siedziałem. Z zamkniętymi oczami wyszedłem i przewiązałem pierwszy lepszy ręcznik wokół pasa. Usłyszałem otwieranie drzwi, a będąc pewny, że to Agata, nic sobie z tego nie zrobiłem.
- Piotrek?- co?! Marta?! Ale jak ona tu? Otworzyłam szybko oczy i naprawdę stała przede mną.
- Yyy… hej?- spojrzałem dziwnie w jej stronę. Udawałem obojętnego.
- Nie usunę tego dziecka. Ale wychowam je  Bartkiem.- uśmiechnęła się.- pierwsze zdanie było miodem na moje uczy, ale drugie? Co? Mój przyjaciel ma wychowywać moje dziecko.
- Na to drugie się nie zgadzam.-  poważnie na nią spojrzałem. Zrobiła smutną minę.
- Ale Piotr. Ty masz swoje życie, a ja gadałam z nim i ..
- I co? To jest moje dziecko i chyba mam prawo się nim zajmować, nie?!- wybuchnąłem.
- Tak, ale ..
- Nie ma żadnego ale. Albo ja je będę wychowywać, albo za 9 miesięcy spotkamy się w sądzie o prawa rodzicielskie.- wzruszyłem ramionami i wyminąłem ją, udając się do pokoju. Chyba dała spokój, bo usłyszałem trzaskanie drzwiami. W progu pojawiła się zła Agata.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałeś?- widziałem łzy w jej oczach. Podszedłem i objąłem ją.
- Dzisiaj się o tum dowiedziałem.- westchnąłem.
- Walcz o nie.- pocałowała mnie. Byłem strasznie zdziwiony, że to powiedziała. Ale potrzebowałem tego. Ubrałem spodnie i wspólnie z moją dziewczyną oglądałem do późna filmy.

                                               ***Marta***

Wściekła wyszłam z mieszkania. Czy on naprawdę chce wojny? Chyba tak. Kurczę. Zeszłam na dół i cicho otworzyłam drzwi. Co za nimi usłyszałam zszokowało mnie jeszcze bardziej.
- Kochanie, będę jeszcze dzisiaj. Wyszedłem dzisiaj. Czekaj na mnie. Mam na ciebie ochotę.- Bartek rozmawiał przez telefon. No chyba mi na słuch padło. Słucham? Gdzie on? Wyszłam i spojrzałam na niego wymownie, czekając na wyjaśnienia.
- Muszę kończyć.- odłożył telefon.- Kochanie o nie ..- nie zdążył. Wymierzyłam mu siarczysty policzek.
- Ty zakłamany ..- po raz 4 dzisiaj miałam łzy w oczach.- Nie ważne.- machnęłam ręką i najszybciej jak mogłam pobiegłam do mieszkania. Weszłam i zakluczyłam drzwi. Rozebrałam się i weszłam do pokoju. Ujrzałam tak Igłę, bawiącego się moim laptopem. Zamknęłam drzwi i osunęłam się po nich. Zauważył mnie i usiadł obok przytulając.
- Co się stało?- kołysał się ze mną, próbując mnie uspokoić . Na marne.
- Bartek, on, on ma inną.- wybuchałam głośnym płaczem. Oj chyba się zdziwił. Siedzieliśmy, rozmawiając. Uspokoił mnie i nawet zaczął rozśmieszać. Mówił też do mojego brzucha, który za jakieś 24 godziny, będzie ciut mniejszy. Tak. Moja decyzja już się nie zmieni. Klamka zapadła. Krzyś nie jest z tego powodu zadowolony, ale próbuje uszanować moją decyzję, przekonując mnie jeszcze. Wkrótce zasnął, oparty o moje ramię. Uśmiechnęłam się i również udałam się do krainy Morfeusza. Następny dzień spędziłam leżąc w łóżku z kakao i co chwilę odrzucając połączenia od Bartka. W końcu się zdenerwowałam i wyłączyłam telefon. Przesunęłam termin i ustaliłam, z nim, że odbędzie się to jutro o wpół do 8. Rano. Wieczorem Zuzia i Krzysiek próbowali mnie jeszcze przekonać, ale nie dałam się. Następnego dnia obudziłam się o godzinie 6:30. Byłam taka zdenerwowana. Ubrałam się i zrobiłam kawę. Patrzyłam nerwowo w okno, jakby miał zaraz pojawić się tam jakiś znak. Do kuchni weszła Zuzia. Popatrzyła na mnie i nalała sobie do kubka kawy.
- Wiesz, że będziesz tego żałować?- zapytała. Po raz piętnasty.
- Tak, wiem.- sztucznie się uśmiechnęłam i spojrzałam na zegarek. 7:07. Muszę lecieć. Weszłam do pokoju Zuzi i obudziłam śpiącego Zbysia.- Mogę twoje auto pożyczyć?- złożyłam ręce jak do modlitwy.
- Pewnie.- sztucznie się uśmiechnął i znowu zasnął. Wzięłam z szafki klucze, z pokoju torebkę i niepewnie zamknęłam drzwi od mieszkania. Weszłam do samochodu i włączyłam silnik. Odetchnęłam głośno i pojechałam tam. Przez całą drogę słuchałam jednaj piosenki. Smutnej. Byłam w szoku, że Zibi posiada chociaż jedną smutną piosenkę. Zaparkowałam pod przychodnią i zamknąwszy auto, schowałam kluczyki do torebki. Byłam strzępkiem nerwów, a moje nogi chciały uciekać. Nie! Postanowiłam.! Tak będzie lepiej. Zmusiłam się do przekroczenia progu i usiadłam n krzesełku w poczekalni. Oprócz mnie była tam tylko młoda dziewczyna w kapturz i słuchawkach w uszach. Miała spuszczoną głowę i była ubrana na czarno. Aż mną zatrzęsło. Nie mogłam się uspokoić. Prawie zaczęłam paznokcie obgryzać. Wtedy z gabinetu wyszła jakaś para. Miała miny jak po pogrzebie. No właściwie, to jest jakiś tam pogrzeb. Kiedy usłyszałam swoje nazwisko, prawie oczy wyszły mi n wierzch.

- Pani Marta Grzewczyk.- usłyszałam. Wstałam i skierowałam się wzdłuż korytarza do gabinetu lekarza. 


-------------------------------------------------
Hejoo :D

Przepraszam, że krótki, ale musi być niepewność. :D Jak wrażenia? :) Komentujcie. :D 




czwartek, 7 listopada 2013

Rozdział 11„Jesteś morderczynią.”

- Zawsze poprawiasz mi humor. Kocham Cię, Piotrek.- wtuliłam się w przyjaciela. Czułam jak przyśpiesza mu bicie serca. Czy coś z nim nie tak? Nie mam pojęcia, ale to się w tej chwili nie liczyło. Ważne jest tylko to, że nie mogę ani Piotrkowi, ani Bartkowi powiedzieć o tym. Piotrowi, by to zepsuło życie, a Bartek? Dopiero co go odzyskałam, dopiero się z Piotrkiem pogodził. Nie mogę tego popsuć. Posiedziałam tak chwilę jeszcze na jego kolanach i żaróweczka mi się zaświeciła, że muszę iść powiedzieć Zuzi. Chociaż co do tego też mam pewne wątpliwości. Ale komuś muszę się wygadać, bo zwariuję.! Wstałam i spojrzałam na przyjaciela.
- Muszę iść. Zuzia czeka, miała mi coś ważnego do powiedzenia.- uśmiechnęłam się lekko. Odwzajemnił gest i wstał.
- Chodź. Odwiozę cię.- wziął mnie za rękę, chcąc udać się na parking.
- Dziękuję, Piotrek. Wolę się przejść. Taka ładna pogoda.- wtedy spojrzałam za przezroczyste drzwi szpitala. Mocno padało, a drzewom od wiatru, prawie gałęzie urywało. Co jest z tą pogodą? A w dodatku ciemno.
- Jedziesz i kropka. Nie puszczę cię w takiej pogodzie.- wlepił we mnie te swoje oczęta. Westchnęłam, w celu poddania się. Pożegnałam się z Bartkiem i wyszliśmy. Matko jedyna.! No łeb dosłownie urywa. Wielkolud przytulił mnie do siebie i jakoś doszliśmy do pojazdu. Szybko wsiedliśmy i włączając klimatyzację i odjechaliśmy. Postanowiłam zagadnąć z nim ten temat.
- Słuchaj. Mam pytanie. Co byś teraz zrobił jakby Agata zaszła w ciążę?- zapytałam prosto z mostu. Widziałam skupienie na jego twarzy. Chwilę mu zajęło myślenie.
- Nie wiem. Chyba nie jestem na to gotowy. Ale jeśli już się by stało, to wspierałbym ją i kochał to maleństwo nad życie.- no poezja normalnie. Miałam ochotę się tam poryczeć i powiedzieć mu o wszystkim. Ale na szczęście się powstrzymałam.
- Słodko.- skwitowałam.- A jak byś dał córce na imię, a jak synowi?- spojrzałam na niego.
- A co to przesłuchanie? Agata jest w ciąży czy co?- zaśmiał się.
- Nie. Pytam tak z ciekawości.- wyszczerzyłam się w jego stronę.
- No okej. Córeczce dał bym na imię Zosia, a synkowi Michał.- uśmiechnął się sam do siebie, wywołując również u mnie uśmiech. Praktycznie przez całą drogę męczyłam go tym tematem, ale on chętnie odpowiadał. Mam szczęście, że niczego się nie domyślił. Nawet nie spostrzegłam kiedy dojechaliśmy. Pocałowałam Piotrka w policzek i weszłam do bloku. Wjechałam windą na nasze piętro i zobaczyłam dwóch mężczyzn majstrujących coś przy drzwiach.
- Dzień dobry. A co panowie robią?- przypatrzyłam się dokładnie.
- Wstawiamy drzwi.- jeden z nich, nie racząc mnie nawet spojrzeniem odpowiedział oschle. Wzruszyłam ramionami i weszłam do środka. Na kanapie w salonie siedziała rozanielona Zuzia, oglądająca jakąś bajkę w telewizji. Podeszłam ją do tyłu i zasłoniłam oczy. Zaczęła piszczeć jak trzy latka. Uciszyłam ją śmiejąc się i usiadłam obok.
- Chcesz, żebym na zawał zeszła?- złapała się za serce.
- Nie.- wytknęłam jej język.- A mogłabyś mi powiedzieć, kto nam drzwi wyłamał i , dlaczego masz obandażowany nadgarstek?- przyuważyłam jej rękę, która zaraz zwinnie powędrowała pod poduszkę.
- Zbyszek wyłamał drzwi, bo mu nie otwierałam, a na ręce. Przecięłam się nożem jak sałatkę kroiłam.- uśmiechnęła się.
- Taaa… jasne.- chwyciłam mocno jej rękę i odwiązałam bandaż.
- Porąbało cię?!- krzyknęłam, widząc cięcia na ręce przyjaciółki. Do pokoju weszli dwaj panowie od drzwi.
- Panienko , skończyliśmy. 100 się należy.- wyciągnął rękę.- zniesmaczona zachowaniem mężczyzn, wstałam i podarowałam im banknot. Facet wręczył mi klucze i zamknęłam od razu za nimi drzwi. Teraz muszę jej powiedzieć. Wbiegłam do salonu i praktycznie wbiłam się w kanapę. Chwila ciszy. Patrzyłam się przed siebie. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam usta.
- Jestem w ciąży.- spojrzałam wymownie na przyjaciółkę. Dostała lekkiego wytrzeszczu, ale zaraz zaczęła się śmiać.
- Sory, ja się nie nabiorę.- otarła udawane łzy. Przewróciłam oczami i z torebki wyciągnęłam zdjęcie USG i wręczyłam Zuzi. Szczęka jej opadła. Gapiła się w to dobre kilka minut. Spojrzała na mnie przerażona.
- Co masz zamiar zrobić?- jeszcze raz przypatrzyła się zdjęciu.
- Usunąć ciążę. Wszystkim zaszkodzi. Mi, Piotrkowi i Bartkowi. Nikt nie będzie szczęśliwy.- zaczęłam patrzeć się w sufit.
- No chyba cię popierdoliło dokładnie?!- wydarła się na mnie.
- Ciszej.- uciszyłam przyjaciółkę.
- Chcesz usunąć? A wiesz, że ono niczemu nie zawiniło? To wasza nieuwaga. Ono ma prawo żyć.!- prawie się popłakała.- Musisz powiedzieć Piotrkowi. Musi  wiedzieć. Jak mu nie powiesz, to ja to zrobię.- wzruszyła ramionami, nie patrząc na mnie.
- Nie powiem mu. To mu zniszczy życie! A tak w ogóle postanowiłam. Nie jestem gotowa być matką!- warknęłam i pobiegłam do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. Rzuciłam się na łóżko, ze łzami. Nie mogłam już tego pohamować. PO chwili drzwi od mojego pokoju się otwarły.
- Rób co uważasz. Ale jeśli nadal masz zamiar je usunąć, to pamiętaj, że nawet palcem nie kiwnę.- zamknęła drzwi zostawiając mnie samą. Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Poszukiwałam dobrej kliniki aborcyjnej. Gdzieś tak o 4 znalazłam odpowiednią. W Łodzi. Chciałam zamiar, od razu zadzwonić i się umówić, ale znużyło mnie i zasnęłam.

Nie rób tego.! Nie zabijaj tego nie winnego stworzenia. Pomyśl. Co ono zrobiło? Czym zawiniło? To wasza wina. Twoja i Piotrka. Powinnaś mu powiedzieć. On zrozumie. Pomoże. On cię kocha. Kocha do granic, tylko to ukrywa. Pamiętaj, dziecko nie jest niczemu winne … nie jest winne. To wasza nieuwaga doprowadziła do tego. Życie jest pełne wzlotów i upadków. A zobaczysz, że wcale tak źle nie będzie. Pamiętaj… ono nic nie zrobiło!!!

Obudziłam się cała zlana potem. Miałam w głowie te słowa. Kto to mówił? Nie byłam w stanie zrozumieć. Ale ja już decyzję podjęłam. Postanowiłam jeszcze się skimnąć chwilę, a potem zadzwonić do kliniki. Tak zrobiłam. O godzinie dziewiątej rano, zadzwoniłam tam. Niczego nie byłam pewna, ale muszę to zrobić. Umówili mnie na pojutrze o piętnastej. Podziękowałam się i rozłączyłam. Płatność liczona z góry, także miałam dosyć luzu. Weszłam do kuchni, po kawę.
- Słyszałam rozmowę. Jesteś morderczynią.- spuściła wzrok.
- Ja?- zapytałam. Przyjaciółka obrzuciła mnie pogardliwym spojrzeniem.
- Nie, wiesz? To nie ja chcę pozbawić życia, najcenniejszemu skarbowi na świecie.- łza spłynęła po jej policzku, ale szybko chcąc to zrobić niezauważalnie, ją starła.
- Wiesz, że to …
- Tak, mówiłaś. Zniszczy wam życia. Jak możesz być tak samolubna?- w jej oczach widziałam łzy.
- Zuzia.- próbowałam ją przytulić.
- Nie dotykaj mnie.- odepchnęła mnie i zniknęła w swoim pokoju. Mnie teraz też zebrało się na płacz i odechciało kawy. Weszłam do pokoju i stanęłam przed lustrem. Zdjęłam koszulkę i pogłaskałam mój już troszeczkę wypukły brzuch.
- Dlaczego teraz? Dlaczego musisz tam być?- pytałam bez sensu. Tylko, że to nie była jego wina. I nigdy nie będzie. Gdybym się z nim nie upiła. Gdyby mnie nie znalazł w parku. Boże, wszystko by się inaczej potoczyło. Nasza nieuwaga. Boże, co my narobiliśmy. Osunęłam się po ścianie, chowając twarz w dłonie. Wtedy naszła mnie taka odwaga. Jakby to małe stworzenie dało mi moc. Chyba, ono chcę , żebym mu powiedziała. Ale ja się boję. Wiem, że jak będę stała z nim twarzą w twarz to wymiękne i zmienię temat. Ktoś zapukał do drzwi. Byłam pewna, że to Zuza, więc rzuciłam krótkie „proszę”. Po chwili zobaczyłam przed sobą prawie dwumetrowego mężczyznę. Uśmiechnęłam się i wpadłam w jego otwarte ramiona. Zaczęłam od nowa płakać, a on pocieszał mnie.
- Wiem wszystko. Zuzia, powiedziała mi przez telefon. Nie możesz tego zrobić.- powiedział, gdy usiedliśmy na łóżku.
- Ty nie rozumiesz.- spuściłam wzrok.
- wszystko doskonale rozumiem. Nie chcesz niszczyć im życia.- uśmiechnął się.- Ale to nie powód, by pozbawiać kogoś życia.- dotknął lekko mojego brzucha.
- Co ja mam robić? Pogubiłam się w tym wszystkim. To się dzieje za szybko.- kolejne łzy spływały po moich policzkach.
- Wiem, wiem. Spokojnie.- mocno mnie przytulił.- Daj dziecku szansę. Daj sobie szansę. Uwierz mi, że to małe cudo, da ci więcej radości, niż sobie wyobrażasz. My też nie byliśmy gotowi, bałem się do końca. Ale kiedy on się urodził. Cały strach zniknął. Nie wyobrażałem sobie czegoś tak kruchego, malutkiego i bezbronnego. A kiedy zobaczyłem, jak po raz pierwszy się uśmiechnął, zrozumiałem, że moje życie dopiero wtedy nabrało barw. To najpiękniejszy dar od Boga, Martuś. Zrozum to i przemyśl.- kiedy to mówił, co chwilę się uśmiechał. A ja co chwilę bardziej wątpiłam w tą aborcję. Jednak cały czas coś mi mówiło, że mam tam iść i załatwić to.
- Ale ja mam już umówioną wizytę. Za trzy dni. Miałam już plan.- spojrzałam na przyjaciela.
- Takie już jest życie. Wszystko przychodzi w nieodpowiednim momencie.- pocałował mnie w czoło.- Przemyśl to. Wrócę za godzinę.- przytulił mnie i wyszedł z pokoju, zamykając lekko drzwi. Założyłam bluzkę i otworzyłam z ciekawości laptop. Weszłam na jakąś stronę, a po boku jak na złość wyświetliła mi się jak na złość jakaś reklama przedstawiająca matkę z dzieckiem na rękach. Kusiło mnie niesamowicie, więc wykonałam kliknięcie i po chwili znalazłam się na pewnej stronie. Były to wiersze o macierzyństwie. Czytałam wszystkie po kolei, aż doszłam do tego jednego, które wyryło wielkie zakłopotanie w mojej głowie. Czytałam to kilka razy i coraz mocniej płakałam. To było piękne, a za razem przerażające.

Pewnego razu było dziecko gotowe, żeby się urodzić. Więc któregoś dnia zapytało Boga: 

- Mówią, że chcesz mnie jutro posłać na ziemię, ale jak ja mam tam żyć, skoro jestem takie małe i bezbronne?

- Spomiędzy wielu aniołów wybiorę jednego dla ciebie. 
On będzie na ciebie czekał i zaopiekuje się tobą. 

- Ale powiedz mi, tu w Niebie nie robiłem nic innego tylko śpiewałem i uśmiechałem się, to mi wystarczało, by być szczęśliwym? 

- Twój anioł będzie ci śpiewał i będzie się także uśmiechał do ciebie każdego dnia. 
I będziesz czuł jego anielską miłość i będziesz szczęśliwy.

- A jak będę rozumiał, kiedy ludzie będą do mnie mówić, jeśli nie znam języka, którym posługują się ludzie? 

- Twój anioł powie ci więcej pięknych i słodkich słów niż kiedykolwiek słyszałeś, i z wielką cierpliwością i troską będzie uczył Cię mówić. 

- A co będę miał zrobić, kiedy będę chciał porozmawiać z Tobą? 

- Twój anioł złoży twoje ręce i nauczy cię jak się modlić. 

- Słyszałem, że na ziemi są też źli ludzie. Kto mnie ochroni? 

- Twój anioł będzie cię chronić, nawet jeśli miałby ryzykować własnym życiem. 

- Ale będę zawsze smutny, ponieważ nie będę Cię więcej widział. 

- Twój anioł będzie wciąż mówił tobie o Mnie i nauczy cię, jak do mnie wrócić, chociaż ja i tak będę zawsze najbliżej ciebie. 

W tym czasie w Niebie panował duży spokój, ale już dochodziły głosy z ziemi i Dziecię w pośpiechu cicho zapytało: 

- O, Boże, jeśli już zaraz mam tam podążyć powiedz mi, proszę, imię mojego anioła. 

- Imię twojego anioła nie ma znaczenia, będziesz do niego wołał: 
                                                          "MAMUSIU".

A potem jeszcze to mnie dobiło .

'Mamusiu... 
coś się stało, ja żyję 
ja naprawdę żyję 
dar życia otrzymałam 
o, braciszka z boku poznałam 
on też prawdziwie się raduje 
i świata oczekuje 
dzięki ci mamusiu 
i kochany tatusiu 
braciszku! patrz, coś się stało 
jakieś światło się tu dostało 
jakieś narzędzie błyszczące 
ała! jakieś kłujące 
braciszku co oni ci robią? 
dlaczego dziurę w brzuszku ci skrobią? 
mamusiu! braciszka rozrywają 
rączki mu wyrywają! właśnie wykłuli mu oko 
i serduszko rozdarli głęboko 
jestem krwią braciszka zbryzgana 
mamusiu moja kochana 
już nie ma nas dwoje - zostałam sama 
jak ja się mamusiu boję 
pocę się w kolorze krwi 
mamusiu! nie pozwól umrzeć mi! 

MAMUSIU! 

ten potwór paluszki mi obcina 
już jest kaleką twoja dziecina 
mamusiu! co ja takiego zrobiłam? 
ja tylko życiem się cieszyłam 

mamusiu! 

ja jestem miłością Boga dla ciebie 
On naprawdę chce mieć nas w niebie? 
Jego miłość nigdy sie nie kończy 
nawet po śmierci się sączy 
ratunku mamo! 
on urwał mi już kolano 
tatusiu! ja będę twoim skarbeczkiem 
będę twoim aniołeczkiem, ale pomóż mi 
niech nie wyrywa mi drugiej rączki 

mamusiu! tatusiu! 

ja mogę być głodna, nie potrzebuję pieniędzy 
kochani! ja mogę żyć w nędzy 
a nie nie pozwólcie aby mnie zamordowali 
i życie mi zabrali 
mamusiu, ja jestem jeszcze mała 
ja będę zawsze cię kochała 
w twojej starości będę promyczkiem słońca 
będę miłością cię obdarzała do dni twoich końca 
mamusiu! jakiś błyszczący nóż 
gardło podrzyna mi już 
nawet nie wiem jak wy wyglądacie 
i dlaczego mnie nie kochacie? 

mamusiu! 

czy ja umieram dlatego, że tatuś cię dręczy? 
że cię nie kocha i męczy? 
ja cię tysiąc razy mocniej będę kochała 
ja - twoja córunia mała 
ja będę ci buzi na dobranoc dawała 
ja się będę z tobą bawiła i śmiała 
nie pozwól żebym została zmasakrowana! 

mamusiu! 

on teraz szczypcami oczy mi rozdusi 
nie będę widziała mojej mamusi 
a ty mnie mamusiu będziesz widziała 
spójrz do śmietnika, tam będę leżała 

mamusiu! 

dlaczego życie mi dałaś? 
i tak okrutnie je odebrałaś? 

mamusiu patrz! 

twoją córunię w krematorium spalili 
a duszy jej nie zabili 
ja w twoim umyśle będę żyła 
będę po nocach ci się śniła 
i będę po nocach do ciebie wołała 
ja - twoja córunia mała 
mamusiu! dlaczego zatykasz uszy? 
przecież nikt cię nie ogłuszy 
to przecież ja, twój skarbek kochany 
ten, co miał brzuszek rozerwany 
mamusiu! pamiętasz jak się bałam? 
jak o pomoc do ciebie wołałam? 
a pamiętasz mamusiu oczy tego lekarza? 
co śmiercią dzieci obdarza? 
kto mu dał prawo, by zabił twoją dziecinę? 
twoją niewinną kruszynę mamo... 
czy ta powolnej śmierci porcja 
nazywa się aborcja? 
zapytaj rządzących o nazwiska 
poznaj tych ludzi z bliska 
sprawdź, czy oni też swoje dzieci zabijają 
czy tylko ciebie w pogardzie mają 

mamusiu! 

w naszym kraju mordercy chodzą na wolności 
a niewinnym łamie się kości 
ustawy ludobójcze podejmują 
i tobą wcale się nie przejmują 
mamusiu moja kochana 
dlaczego cierpisz i jesteś załamana? 
to przecież ja - twoja córunia 
mamusiu moja, gdybyś wtedy mnie ocaliła 

mamusiu! 

w twoim sumieniu będę ciągle żyła 
i będę za tobą bardzo tęskniła 
że twoja córeczka najbardziej by cię kochała 
mamusiu moja 
ja nawet teraz jestem twoja!!!! 

Nie mogłam się powstrzymać od łez. Te dwa głupie wierszyki narobiły mi problemów w głowie. Wiele myśli przekonywały mnie do tego najważniejszego kroku. Miałam takie ciepłe uczucie w żołądku.
- Muszę mu powiedzieć.!- olśniło mnie. Uśmiechnęłam się i wstałam z łóżka. Wzięłam moją skurzaną kurtkę i torebkę, poczym wyszłam z mieszkania. Przez całą drogę biłam się z myślami. Jedna strona mi mówiła, że mam mu powiedzieć i urodzić to dziecko, a druga, że mam zawrócić i pójść tam. Podejmowałam tą decyzję, aż głos Piotra, nie wyrwał mnie z zamyśleń.
- Hej, mała. Co jest?- uśmiechnął się do mnie. Stał z Agatą. Mój cały plan runął. Przecież oni są szczęśliwi. A on i tak by mnie nie wybrał, także o co się martwić. Za 3 dni będzie po kłopocie. Otrząsnęłam się lekko.
- Hej. Piotrek, możemy pogadać?- spuściłam głowę. Nie chciałam zaczynać tego tematu, ale zrozumiałam, że musi poznać prawdę. Bo to byłoby nie fair w stosunku do niego. Agata dziwnie na mnie spojrzała.
- Pójdziesz sama?- Nowakowski zwrócił się do dziewczyny.
- Jasne.- posłała nam uśmiech i wyminęła. W ciszy doszliśmy do parku. Przechodziliśmy środkiem, gdy już miałam tego dość i pociągnęłam go na ławkę.
- Słuchaj mnie uważnie. Wiem, że będzie to dla ciebie bardzo trudne …
- Co? Coś z Bartkiem?- zaniepokoił się.
- Możesz mi nie przerywać. Z nim w porządku.- szczerze, to nawet nie wiedziałam. Byłam tak skupiona na sobie, że go nie odwiedziłam. Ale jestem dobrą dziewczyną. Ugh … - Chodzi o to, że okłamałam cię.- spuściłam głowę i zobaczyłam jakie moje buty mają piękne czubki. Mogłabym się na nie gapić godzinami, tylko żeby nie spojrzeć mu w oczy.
- Okłamałaś mnie? Kiedy?
- Kiedy mówiłam, że to zatrucie. Piotrek ja..- odważyłam się i chwyciłam mocno jego rękę.- Ja, ja jestem w..- przełknęłam głośno ślinę.- W ciąży.- wyszeptałam. Nie otrzymałam odpowiedzi, więc zerknęłam w jego stronę. Uśmiechnięty patrzył na mnie. – Cieszysz się?- zdziwiłam się lekko.
- No pewnie. Bartek na pewno będzie wspaniałym tatą.- żyłka mi skoczyła. Serio, on naprawdę nie rozumie przekazu?! Muszę mu to powiedzieć?!
- Ale Piotrek. To ty jesteś ojcem.- powiedziałam, jeszcze ciszej, niż poprzednio. Patrzyłam na niego cały czas. Nie mam pojęcia jak to zrobiłam. Byłam taka spokojna. On siedział nieruchomo. Jakby sparaliżowany i gapił się w jeden punkt. Po kilku minutach znudziło mnie jego milczenie. Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, gdy on zaczął mówić.
- Ale skąd wiesz, że ja jestem ojcem, przecież my ze sobą nie spaliśmy.- wstał i zaczął chodzić w tą i z powrotem.
- Pamiętasz jak się wtedy upiliśmy, wtedy gdy mnie znalazłeś?- skinął głową.- To nie powiedziałam ci, że wtedy obudziłam się u ciebie i wszystko sobie przypomniałam. I … jesteś jedynym facetem z jakim spałam.- ponownie spuściłam głowę. Po chwili usłyszałam huk. Rozejrzałam się i ujrzałam wkurwionego Piotrka, a obok niego leżący kosz na śmieci. Nigdy nie widziałam wkurzonego Piotrka. Wstałam i przytuliłam od tyłu. Nie opierał się. Stał, głośno oddychając. Musieliśmy wyglądać jak para.
- Spokojnie. Ja mam wizytę u lekarza. Za 3 dni go już nie będzie i będziesz spokojnie żył. Powiedziałam ci, ponieważ uznałam, że musisz wiedzieć.- powiedziałam, ze łzami w oczach. Muszę to zrobić. On nie będzie miał życia. Wiem, że tego chce.
- Słucham?- odwrócił się w moją stronę.- Ty chcesz… ty chcesz usunąć ciążę? No chyba cię powaliło! Nie pozwolę ci zabić tego malucha!- wyrwał się z moich objęć.

- Ale Piotrek. To zniszczy nam życie. Ty kochasz Agatę, a ja nie chcę tego psuć.- westchnęłam, a łza spłynęła po moim policzku. – Właściwie to…- nie dokończyłam, bo Nowakowski przybliżył się do mnie znacznie i złączył swoje usta z moimi.


----------------------------------------------
Hejo. 

Już nie przepraszam, bo to się nudzi. Przyznam, że nie mogę się wyrobić, bo szkoła itp. Ale się staram. Teraz będę PRÓBOWAŁA jak najczęściej dodawać, ale nie wiem kiedy będzie następny. Szkoda, że pod poprzednim rozdziałem było tak mało komentarzy. :C Niedługo ruszam z moim drugim opowiadaniem. Czekajcie. Chciałam baaaardzo podziękować Chimerze za czytanie i zostawianie komentarzy. To dla mnie ważne. :** dziękuję ci bardzo.! <33

POZDERKI ... :**