wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 15 „Kupiłeś dom?!”

6 miesięcy później …
Myślałam o tym co stało się w ciągu tych kilku miesięcy. Zamieszkałam z Piotrkiem, z którym widzę, że coraz więcej mnie łączy. Maluchy wiercą się jak nigdy. No ale cóż, ostatnie dni zostały .. Jednak ciąża nie jest taka fajna. Te wszystkie mdłości, zmiany nastrojów, zachcianki. A poza tym, obchodzą się ze mną jak z jajkiem. Iwona, Krzysiu, Piotrek to już w ogóle przesadza. Czuję się jak pięciolatka. Nie rób tego, bo nie wolno. Tego nie jedz, tego nie pij. Zwariować można. Nareszcie wyrwałam się z tego wariatkowa, kiedy chłopaki poszli na trening. Tego dnie było bardzo ciepło i przyjemnie. Nie mogę uwierzyć, że za chwilę zostanę mamą. To trochę śmieszne, że będę miała dzieci z przyjacielem. A właśnie, okazało się, że to chłopcy. Przegrałam pięć dych, w zakładzie, że będzie chłopiec i dziewczynka. Kłócimy się, jak będą mieli na imię. Ja koniecznie chcę Antka. To już jest potwierdzone. Ale ten drugi. Wybieranie mienia nie jest wcale takie łatwe. I jeszcze to małe mieszkanie. Ja nie wiem, jak my się tam w czwórkę pomieścimy. Usiadłam na ławce i westchnęłam głośno. Wtedy dostałam sms-a.
Od : Piotrek
„Mam dla Ciebie niespodziankę. Będę o 15.”


On wie, że nienawidzę niespodzianek. Zauważyłam, że na wyświetlaczu telefonu, pojawiła się godzina 14:40. Jak mnie w domu nie będzie to on znowu zacznie wariować. Nie warte wzmianki. Wstałam i udałam się w drogę powrotną do domu. Dotarłam tam równo o piętnastej. Dobrze, że się spóźnił. Mogłam się jeszcze przebrać. Wjechałam windą na nasze piętro i weszłam do mieszkania. Przebrałam się szybko i lekko podmalowałam. Z natury jestem bardzo ciekawska, więc nie mogłam usiedzieć w miejscu, czekając na niego. Po chwili usłyszałam charakterystyczny dźwięk, przekręcanego klucza w drzwiach. Wyszłam na korytarz i uśmiechnęłam się do Piotrka. Podszedł do mnie, nachylił się i musnął mój policzek.
- Więc, co to za niespodzianka?- podskoczyłam szczęśliwa.
- Nie zaczyna się zdania od ‘więc’.- wytknęłam mu język.- Zabiorę cię gdzieś. Ale muszę ci zawiązać oczy.- uśmiechnął się dziwnie. Chyba przestaje mi się podobać.- Ufasz mi?- spojrzał na mnie.
- Powiedzmy, że tak.- zmrużyłam oczy. Zrobił smutną minę.- No już, dobra.- załamałam ręce. Wyszczerzył się i pobiegł do swojej sypialni. Wrócił po chwili, z krawatem w ręku. Chryste, ja nie chcę z nim nigdzie jechać! Kiedy wsiedliśmy do samochodu, Piotrek zawiązał mi krawat na oczach.- Mam się bać?- zapytałam niepewnie.
- Nie wiem.- zaśmiał się i odpalił auto. Przełknęłam głośno ślinę i nie odzywałam się do niego przez resztę drogi.

***

- Jesteśmy.- usłyszałam głos Pita. Wyprowadził mnie z samochodu i odwiązał krawat. Moim oczom ukazał się piękny dom. Taki, o którym zawsze marzyłam.
- No, cudny. Ale dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?- odwróciłam się i spojrzałam na niego badawczo.
- Bo jest nasz.- no chyba się przesłyszałam?!
- Kupiłeś dom?!- kiwnął głową.- Odwaliło ci? Ile to kasy, boże, zwariuję.- podszedł do mnie i mnie przytulił.
- Dla ciebie wszystko.- szepnął mi do ucha. Poczułam jak na moje policzki, wkrada się rumieniec.- Chcesz zobaczyć wnętrza?- zapytał. Pokiwałam głową i poszłam za środkowym. Wziął mnie za rękę i podniósł przed progiem, wnosząc mnie jak pannę młodą. W środku było naprawdę ślicznie. Weszliśmy w głąb domu, a Piotrek najpierw zaprowadził mnie do dużej, przestronnej kuchni. Kiedy on to wszystko, zaraz się poryczę. Przeszliśmy też zobaczyć salon, jadalnię, a następnie skręciliśmy na schody. Weszłam na górę. Widziałam dziwny uśmiech na ustach siatkarza. W pewnej chwili otworzył drzwi. Moim oczom ukazał się najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek widziałam pokój dziecięcy. Nie wytrzymałam. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Piotrek zauważył to i przytulił mnie mocno.
- Nie podoba ci się?- zapytał.
- Jest pięknie.- wydukałam i spojrzałam w jego świecące oczy. Jakiś impuls nakazał mi, żebym go pocałowała i tak też zrobiłam. Stanęłam na czubkach palców i pocałowałam go. Był lekko zaskoczony, ale po chwili odwzajemnił pocałunek. Czułam się taka szczęśliwa. Wziął mnie za rękę i zaprowadził do następnego pokoju. Za drzwiami znajdowała się duża sypialnia. Uknuł to wszystko! Czy ja serio jestem taka przewidywalna?
- Kocham Cię.- oszołomiona spojrzałam na niego. Z lekkim uśmiechem, patrzył prosto w moje oczy.
- Też Cię kocham.- wtuliłam się w klatkę piersiową mężczyzny i zamknęłam oczy. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.

Postanowiliśmy, że już jutro się tam przeniesiemy. Powiedziałam już Krzysiowi i Iwonie. Jest we mnie tyle energii, jak nigdy. Wyszłam na spacer. Usiadłam na ławce przy placu zabaw i patrzyłam na dzieci, bawiące się w piaskownicy. Czas strasznie szybko mija. Przecież, jeszcze niedawno,  był Bartek, było w ogóle inaczej. Ktoś usiadł obok mnie. 
- Dlaczego się nie odzywałaś?- poznałam ten głos. Moje oczy, automatycznie się rozszerzyły. Spojrzałam na mojego towarzysza.
- Chyba dałam ci do zrozumienia, że nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego?- zachowałam kamienną twarz.
- Ale ja tak nie umiem bez ciebie jest mi źle.- zaśmiałam się.
- Idź do twojej dziuni, a mnie zostaw w spokoju.- wstałam gwałtownie i już chciałam iść, gdy on złapał mnie za rękę i pociągnął na ławkę.- Trochę szacunku dla ciężarnej!- wrzasnęłam.
- O, przepraszam. A właśnie, jak tam maluch?- spojrzał na mój duży brzuch.
- Nie twoja sprawa.- warknęłam.
- Dlaczego jesteś taka?- zacisnął zęby.
- Bo mnie zdradziłeś, idioto.- wstałam i odeszłam od niego. Strasznie się zdenerwowałam. Gdy dochodziłam do domu, zaczął mnie strasznie boleć brzuch. Upadłam i skuliłam się.
- Jeszcze nie, chłopaki. Jeszcze kilka dni.- ból był nie do zniesienia. Po chwili nad moja głową pojawiła się jakaś dziewczyna.
- Coś się pani stało?- była przerażona.- Proszę ze mną, pojedziemy do szpitala.- pomogła mi wstać i zaprowadziła do samochodu. O boże, poród jest straszny. Darłam się w niebogłosy. Po kilku minutach, byłyśmy przed szpitalem. Zawieźli mnie na porodówkę.
- Zadzwoń do mojego chłopaka. Piotrek.- dałam jej telefon i pojechałam wózkiem inwalidzkim, na porodówkę.

Perspektywa Piotrka

Odebrałem telefon. Odezwała się jakaś dziewczyna i mówi, że moja dziewczyna rodzi. Stanąłem jak wryty na tym boisku. A tak w ogóle, po co zabrałem telefon na salę?!
- Cichy, co jest?- Igła machał mi ręką przed oczami.
- Ona rodzi.- wydarłem się.
- Marta?- pokiwałem głową.
- To szybko, chodź.- pociągnął mnie za rękę.
- Trenerze, on zaraz zostanie ojcem.- Igła był chyba bardziej podjadany niż ja.
- Gratulacje, chłopie. Lećcie.- trener uśmiechnął się do mnie i poklepał mnie po plecach. Nie kontaktowałem przez całą drogę, zastanawiając się nad swoim życie. O, boże, zaraz zostanę ojcem. Po chwili wysiedliśmy przed szpitalem. Wszedłem tam i zacząłem wypytywać pielęgniarkę o Martę. Dała mi te zielone folie do ubrania i zaprowadziła na porodówkę. Wziąłem głęboki oddech i wszedłem tam. To było straszne, kiedy słyszałem jej krzyki. Szybko do niej podszedłem i złapałem za rękę.
- Jestem przy Tobie.- ścisnęła moją dłoń.
- Proszę przeć pani Marto, za chwilę pierwszy dzidziuś będzie na świecie. Już widzę główkę.- parła jeszcze kilka razy, a zaraz po tym usłyszałem płacz dziecka. Moje serce przyśpieszyło momentalnie. Zobaczyłem małego, zakrwawionego chłopczyka, wijącego się z zimna.- Teraz drugi. Niech pani wytrzyma. I proszę.- po pół godzinie, usłyszałem drugi płacz i zobaczyłem moje drugie dziecko. Przełknąłem głośno ślinę. Marta opadła zmęczona.

Perspektywa Marty

Byłam tak wyczerpana, że prawie od razu zasnęłam. Obudziłam się nazajutrz w jednym ze szpitalnych pokoi. Obok mnie siedział Piotrek i patrzył na nasze dzieci w łóżeczku. 

- Są piękni.- westchnęłam i pogładziłam większego z chłopców po policzku. - To jest Antek.- zaśmiałam się cicho. 

- To w takim razie, to Mikołaj.- pocałował mnie w czoło.
- A widziałeś tą dziewczynę, która mnie tu przywiozła?- uśmiechnęłam się.
- Tak. Podziękowałem jej. Ma na imię Daria i jest dziewczyną Facundo Conte.- powiedział.
- No proszę. A Krzyśkowi powiedziałeś?
- Tak. Śpi w korytarzu.- pokręciłam głową z uśmiechem.
- Muszę podziękować Darii, że nie zostawiła mnie na tym chodniku.- w pewnej chwili usłyszałam płacz.
- Chodź, kochanie.- podniosłam Mikołaja i przytuliłam. Był taki śliczny. Oboje są po prostu cudni. A po za tym nasi.
- Kocham was.- usłyszałam. Podniosłam głowę i czule uśmiechnęłam się do siatkarza. 

----------------------------------------------
Hejka :)

Przepraszam was, ale musiałam się do testów przygotowywać. Ale teraz będę miała na szczęście luz ;) Mam nadzieję, że się podoba.

Dedykacja dla mojej kumpeli, która w czwartek obchodziła urodziny. Przepraszam, że tak późno :*


Do następnego ;***

2 komentarze:

  1. Nie mam siły się rozpisywać, bo przebiegłam przed chwilą 750 m, więc napiszę tylko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń