niedziela, 2 listopada 2014

Epilog

Stałam na cmentarzu trzymając za rękę Piotra. Mój beznamiętny wzrok ukryłam pod okularami przeciwsłonecznymi, patrząc jak ksiądz wspaniale mówi o moim ojcu. Och, jakim to on był dobrym i uczciwym człowiekiem. Miałam ochotę wyjść na środek i zacząć opowiadać wszystkim prawdę. Przyszłam na jego pogrzeb, ponieważ mama prawie zaczęła o to błagać. Spojrzałam na nią. Zapłakana, opierała się o ramię mojej sąsiadki.
Kiedy zakopywali trumnę,  nie było mi smutno. Może nawet poczułam się lepiej. Miałam pewność, że już nigdy ani mamie ani mi nie zrobi krzywdy. Uniosłam głowę i spojrzałam na Piotrka. Uśmiechnął się do mnie i pocałował w czoło. Ominęliśmy stypę i pojechaliśmy od razu do domu. Opadłam na kanapę i wzięłam głęboki oddech. I zaczęłam wszystko przemyśleć.
Ojciec rok temu wyszedł z więzienia, a mama od tamtego czasu namawiała mnie na spotkanie z nim. Szczerze powiedziawszy, już miałam się zgodzić, kiedy jego samochód wpadł pod pociąg. Mama była załamana i spędziłam u niej te kilka dni. Jednak mi ani przez chwilę łzy nie napłynęły do oczu. Można powiedzieć, że teraz jestem szczęśliwsza. Na kanapę wskoczył Piotrek z chłopcami. Uśmiechnęłam się do nich i westchnęłam.

11 lat później …


Siedziałam w salonie czytając jakiś magazyn. Nareszcie spokój. Chłopaki są na treningu i jest tylko przyjemna cisza. Jednak oczywiście z moim szczęściem usłyszałam kroki.
- Mamo, możemy pogadać?- Mikołaj usiadł obok mnie.
- Tata cię zabiję, że nie jesteś na treningu.- zaśmiałam się i odłożyłam pismo na stół.
- Aleja mam problem.- spuścił głowę. Uśmiechnęłam się i oparłam o kanapę.
- A jak ma na imię ten problem?- spojrzał na mnie zdziwiony.
- Ada Kurek.- teraz ja byłam zdziwiona.
- Córka ..
- Tak.- odpowiedział szybko, patrząc na mnie. Zaśmiałam się i pokręciłam głową.
- A jak ty ją poznawałeś? Przecież oni mieszkają w Bełchatowie.
- No bo przyjechała taka wymiana do szkoły na 2 miesiące i ona przyjechała. I jest taka fajna. I chyba ją lubię. Ale nie umiem jej tego powiedzieć.- podrapał się po karku.
- To ty się w pannie kurek zadurzyłeś, rozumiem?- uśmiechnęłam się do niego.
- Znasz jej tatę, nie?
- Oj, znam, synek.- poczochrałam go po włosach.- Musisz jej to powiedzieć po prostu. Daj jej kwiatka, zaproś na spacer i to powiedz.- puściłam mu oczko.
- I tyle?- wydawał się rozczarowany.
- A co ty byś jeszcze chciał? Możesz jeszcze coś wymyślić, jak ci się matki pomysł nie podoba.
- Nie no, jest spoko.- uśmiechnął się i włączył telewizor.
Po jakiejś godzinie do domu weszli Piotr z Antkiem.
- Masz szlaban.- pokazał palcem na Mikołaja i usiadł na kanapę.
- Ale tato.- jęknął i wstał.- To nie fair!- założył ręce na klatkę piersiową i poszedł do pokoju.
- Nie dawaj mu szlabanu.- spojrzałam na Piotra, kiedy zaczął latać po kanałach.
- Nie pojawił się na treningu, nawet nie uprzedził, szczeniak.- pokręcił głową.
- Ale ty nie wiesz dlaczego się nie pojawił.- uśmiechnęłam się sama do siebie.- Poznał dziewczynę i pytał jak jej powiedzieć, że mu się podoba.- odwrócił głowę i zaśmiał się.
- No proszę. Żeby ojca nie zapytać, tylko do mamy lecieć.- walnęłam go w ramię.
- Jeszcze coś. Zgadnij kim jest ta dziewczyna. Córka Bartka.- spojrzał na mnie zaskoczony. Uśmiechnął się lekko i zaczął oglądać telewizor. Pocałowałam go w policzek i zaczęłam przygotowywać obiad. Zjedliśmy i chłopaki wyszli.
- To co? Jakiś film?- Piotrek zatarł ręce, po czym rozwalił się na kanapie. Włączyłam film i usiadłam obok. Chyba nie dane nam było obejrzeć, gdyż usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Mój mąż wstał i poszedł otworzyć. Kiedy usłyszałam krzyki, poderwałam się z kanapy i poszłam do drzwi. Zobaczyłam w nich Bartka, Zuzę? I jak mniemam ich córkę.
- Co się stało?- zobaczyłam wkurzonego.
- Wasz syn, zaciążył mi córkę!- Bartek spojrzał na mnie żałośnie.
- A skąd wiadomo, że to on?- założyłam ręce na piersi.
- No bo tylko z Antkiem.- dziewczyna powiedziała cicho. Antek? Zobaczyłam moich synów wchodzących przez bramę.
- Ada?- powiedzieli jednocześnie, mijając się z państwem Kurek.
- Mikołaj możesz iść, Antek stój.- zatrzymałam starszego syna.- Ona mówi, że jest z tobą w ciąży.- wskazałam na dziewczynę. Po jego minie widać było, że ma z tym coś wspólnego. Nic nie mówił tylko stał jak wryty. Zauważyłam, że na schodach stoi młodszy Nowakowski, zły jak osa. Czy oni zawsze muszą się kłócić o dziewczyny?! 
- Nie mamy pewności, że to jego dziecko. Jeśli przyjdziecie z testem, potwierdzającym jego ojcostwo, to wtedy możemy porozmawiać.- Piotr poważni zwrócił się do Bartosza.
- Ale ja …
- Wiem, jaka jest młodzież. Możesz kłamać. Przyjdźcie z dowodami.- przerwał nastolatce i zamknął im drzwi przed nosem. Zaczynam się szykować na wojnę, która zaraz się rozegra.
- Ty debilu.- Mikołaj rzucił się na Antka i zaczął go okładać pięściami. Oczywiście od razu zainterweniowaliśmy i Piotrek odciągnął go od niego. Antek usiadł w kuchni, a ja przyłożyłam mu lód do podbitego oka. Patrzyłam na niego, kręcąc głową. Miał spuszczoną głowę, a jego zielone oczy przepełnione były smutkiem. Wiedziałam, że jest mu wstyd. Pogłaskałam go po głowie i poszłam do góry w celu odwiedzenia drugiego syna. Zapukałam do pokoju i weszłam. Leżał na łóżku z wielką poduszką na głowie. Usiadłam obok i westchnęłam cicho.
- Dlaczego on mi to zawsze robi?- pociągnął nosem i przytulił się do mnie.- Dlaczego zawsze musi mi coś zabrać?- łzy spadały mu po policzkach. Nie wiedziałam co zrobić. Po raz pierwszy. To była poważna sprawa.
- Oj synek, to nie jest ostatnia dziewczyna.- próbowałam skleić jakieś pocieszające zdanie.
- Tu nie chodzi o nią. On zawsze mi wszystko zabiera. W szkole jak gadam z dziewczynami to zawsze musi mnie odepchnąć i sam zaczyna z nimi gadać. Zaczynam go nienawidzić.- spojrzał na mnie.
- Nie mów tak. Wiesz, że jesteście młodzi, on po prostu chce się popisać. Nie przejmuj się.- usłyszałam dzwonek do drzwi. Uśmiechnęłam się do Mikołaja i zeszłam na dół. W drzwiach stał Antek z jakąś dziewczyną.
- Dzień dobry.- młoda brunetka, stała w drzwiach uśmiechając się do mnie Kinga. Przyjaciółka Miśka.
- Jest może Mikołaj?- uśmiechnęłam się do niej, podchodząc do niej.
- Ty, marsz do kuchni.- Antek westchnął i wyszedł z pomieszczenia.- Jest do góry. Wejdź , proszę.- wpuściłam dziewczynę, która od razu poszła do góry. Weszłam do kuchni i usiadłam naprzeciwko syna, który zajadał się sernikiem.
- Dlaczego mu to robisz?- spojrzał na mnie pytająco.
- A co? Sernik był na jutro?- zapytał z pełną buzią.
- Wiesz o co mi chodzi. Nie możesz odpuścić? Wiesz, że on się wszystkim przejmuje, ale nie. Bo ty musisz pokazać swoją wyższość.- przestał jeść i westchnął.
- Mamo, ale ja nie mogę patrzeć jak on z nimi rozmawia.- spuścił głowę.
- Synku, zazdrość nie popłaca. Przestań mu robić na złość.- przyłożył lód do oka.
- Spróbuję.
- Dziękuję, synku. Ja teraz idę do taty, a ty nawet nie waż się wchodzić im do pokoju.- pogroziłam mu palcem i wyszłam na taras. Przymrużyłam oczy, żeby lepiej widzieć i zauważyłam mężczyznę, bujającego się lekko na huśtawce. Podeszłam do niego i pocałowałam.
- Jak tam wejdę to go rozszarpię.- wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Może to serio nie jest jego dziecko.- spojrzałam w niebo. Noc była piękna. Pełnia, a do tego wszystkie gwiazdy tak doskonale widoczne.- Ja też się martwię.- wzięłam go za rękę i zaczęłam się lekko huśtać.
- Boże, nie mogli uważać?- otarł twarz dłońmi i spojrzał na mnie.- No tak. Kto to mówi.- zaśmiał się i wstał, biorąc mnie za rękę.- Musimy dokończyć film. 




- Mamo! Mamo!- Antek biegał po domu, szukając mnie. Wstałam i leniwie zeszłam na dół.
- Słucham?- spojrzałam na niego i na test w rękach.
- Jestem ojcem.- szepnął. Wzięłam od niego dokumenty i usiadłam na krześle w kuchni. Wszystko się zgadzało. Jest ojcem. Wzięłam głęboki oddech.- Chcę go wychować.- spojrzałam na niego.
17-latkowie z dzieckiem. Świetnie. Cieszę się, że chcesz wziąć odpowiedzialność, tylko musisz wiedzieć, że to nie jest takie łatwe. Też byłam młoda jak urodziłam, jednak byłam już pełnoletnia. Zaczną się bezsenne noce, przewijanie, karmienie.- zaczęłam wyliczać, kiedy do kuchni wszedł zaspany Piotrek. 
- Jednak?- ziewnął. Po jego minie dało się zauważyć, że nie jest zbytnio zdziwiony. Napił się wody i usiadł obok nas.- Co zamierzasz z tym zrobić?- zaczął wczytywać się w papiery.
- Chcę wychować moje dziecko.- Mąż spojrzał na mnie i uśmiechnął się dyskretnie.
Wszystko się wyjaśniło. Antek z Adą wychowywali małego Sebastiana, Mikołaj zakochał się w Kindze, Piotrek pogodził się z Bartkiem, a ja znowu zaczęłam spotykać się z Zuzą. Nigdy nie żałowałam, że podjęłam taką decyzję. Mam dwóch najwspanialszych synów na świecie. Wydarzeń nigdy nie możesz przewidzieć. Musisz przygotować się na każdą dobrą i złą niespodziankę od życia. Teraz, kiedy siedzę na trybunach, kibicując moim synom na Mistrzostwach Świata jestem pełna dumy. Oparłam głowę o ramię Piotrka i zaczęłam się przyglądać chłopakom. Tacy uśmiechnięci, szczęśliwi. Nie zamieniłabym tego widoku na nic innego. 


-------------------------------------------------------
Cześć :) 
Po długim, naprawdę długim oczekiwaniu dodaję. Nie wiem, który raz przepraszam, ale nie mogłam dodać wcześniej z powodów technicznych. Jeśli ktoś to jeszcze czyta, to bardzo wam dziękuję. Ostatni rozdział mojego pierwszego bloga. Bardzo dziękuję za każdy komentarz, który na prawdę dodawał mi pewności siebie i weny. Jako, że jest to ostatni rozdział prosiłabym każdego o chociażby najmniejszy komentarz. Jeszcze raz dziękuję. Jeśli ktoś miałby ochotę, zaczynam drugie opowiadanie, na którym prolog pojawi się dzisiaj o godzinie szesnastej. http://ostatniaminutamozebycpierwsza.blogspot.com/
Mam nadzieję, że tak jak ja spędziliście miłe chwile na tym blogu. Dziękuję wam wszystkim jeszcze raz. 
Do zobaczenia a drugim blogu :D

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 16 „Oj, dopadnie cię kara.”

Po około trzech dniach, wróciliśmy do domu. Nie powiem, na początku było strasznie ciężko. Te nieprzespane noce, bieganie z pokoju do pokoju. Jednak da się do tego przyzwyczaić. Tym bardziej, że mieliśmy bardzo dużo momentów, których nie zamieniłabym na nic innego. Ani się nie obejrzałam, a już po domu wędrowały dwa szkraby, uczące się mówić. Jestem tak strasznie szczęśliwa, że nie weszłam wtedy do tego pieprzonego gabinetu. Nie mogłabym teraz patrzeć na moje dwa, a właściwie trzy promyczki. Wzięłam ślub z Piotrkiem, który odbył się gdy Antoś i Miś mieli po pół roku. Teraz jestem spełniona. Kocham tych trzech wariatów najbardziej na świecie i nie zamieniłabym tego na inne życie.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Odrywając się od przygotowywania obiadu, poszłam zobaczyć kogo niesie. Tuż za progiem stała uśmiechająca się do mnie Daria. Ta, która uchroniła mnie od prawdopodobnego porodu na Rzeszowskim chodniku. Utrzymujemy świetny kontakt, muszę przyznać. Do tego jeszcze razem z Conte spodziewają się potomka, a raczej potomkini.
- No hej. Gotowa?- zdziwiłam się na jej słowa. Czyżbym o czymś zapomniała?
-  A możesz przypomnieć na co?- wyszczerzyłam się w jej stronę, na co ta wywróciła oczami.
- Sklerotyku. Zakupy. Obiecałaś.- walnęłam się z otwartej ręki w czoło. Oczywiście.
- To chodź. Piętnaście minut, bo obiad chłopakom muszę zrobić.- wpuściłam brunetkę do domu i zaprowadziłam ją do kuchni.- Kawki, herbatki?- zaproponowałam, uśmiechając się.
- To ja kawę poproszę.- usiadła przy stole, przyglądając się mojej pracy. Nagle rozległ się krzyk mojego czteroletniego synka.
- Mamoooo!- jeden z młodych Nowakowskich, zszedł na dół, stając u progu kuchni.
- Słucham skarbie?- uśmiechnęłam się do malca.
- Ciocia Dalia!- wgramolił się jej na kolana.- Mamo, nalysowałem ci coś.- wyszczerzył się w moją stronę, dając mi kartkę. Były na niej cztery krzywe patyczaki, piłka i parę gryzmołów. Najsłodszy rysunek jaki widziałam.
- Dziękuję, syneczku. A gdzie brata zgubiłeś?- wróciłam do gotowania.
- Michuuuu, mama woła!- wydarł się. A od kogo się tego nauczył? Oczywiście od wujka Igły, bo jakby inaczej.
- Idę.- po chwili w kuchni pojawił się drugi Junior.
- Dzieciaki..- nie dane mi było skończyć, ponieważ usłyszałam kolejny dzwonek do drzwi. Westchnęłam i otworzyłam drzwi, widząc mamę Piotrka. No tak, nieplanowane wizyty to jej specjalność.
- Dzień dobry, Martusiu.- kobieta uśmiecha się miło. Wpuszczam ją do środka i zapraszam do kuchni. – Chce mama kawy, herbaty?- zapytałam.
- Widzę, że masz inne plany. Spokojnie, zajmę się chłopakami, a wy idźcie.- puściła mi oczko. Uśmiechnęłam się promiennie.
- Piotrek powinien wrócić za jakąś godzinę z treningu. Chłopaki, nie męczcie babci.- pogroziłam im palcem.- A teraz dalej, przytulić mamę.- uklęknęłam i czekałam na przytulasy, co było trochę błędne, ponieważ ich buzie były całe w zupie pomidorowej.
- Pa, mamo.- powiedzieli w tym samym czasie, żegnając mnie w drzwiach. Pomachałam im na pożegnanie i wsiadłam do samochodu brunetki. Do Bełchatowa daleka droga.
Po jakichś 3 godzinach dojechałyśmy na miejsce. Udałyśmy się do galerii i zaczęłyśmy chodzić po wszystkich sklepach z artykułami dziecięcymi. Kilkanaście minut później, miałyśmy już z głowy wanienkę, łóżeczko i parę innych najważniejszych rzeczy. Teraz coś co uwielbiała łam najbardziej. Ciuszki. Są takie słodkie i maleńkie. Wybrałyśmy kilka najmniejszych śpioszków, bodów, spodenek i tym podobnych. Wykończone, przeszukiwaniem centrum handlowego, udałyśmy się na kawę. Rozsiadłyśmy się wygodnie na kanapie i pogrążyłyśmy w rozmowie, którą niespodziewanie przerwał pewien osobnik.
- Marta?- niepewnie podszedł do mnie.
- Cześć, Bartek.- uśmiechnęłam się nikle.
- Kurek, znacie się?- Daria nie kryła swojego zdziwienia.
- Znamy się, znamy.- westchnęłam, patrząc na przyjmującego.
- Jak tam u ciebie. Czy ty…- przerwałam mu, wiedząc co powie.
- Wyszłam za Piotrka. Mamy dwóch synów.- uśmiechnął się do mnie, zauważyłam, że odetchnął z ulgą.- A co u ciebie?- zapytałam, uśmiechając się.
- A dobrze. To ja pięknym paniom nie przeszkadzam. Na razie.- powiedział i odszedł. Pokręciłam tylko głową, śmiejąc się.
- Stary, dobry Bartuś.- westchnęłam głośno, patrząc na Darię.
Pogadałyśmy jeszcze trochę, poczym przyszła pani Conte odwiozła mnie do domu. Podziękowałam jej i weszłam do domu, od razu padając na kanapę w salonie obok Piotrka.
- Hej.- wtulam się w niego, zmęczona.
- Cześć, Martuś.- składa na moich ustach delikatny pocałunek, obejmując mnie ramieniem.
- Chłopaki śpią?-  mówiłam półprzytomnym głosem.
- Oczywiście. Wszystko jest w porządku.- zaśmiał się środkowy.
- A mama?- moje powieki samowolnie opadały, sprawiając tym, że odpływałam.
- W gościnnym. Nie martw się.- pocałował mnie w czubek głowy, a ja w tym czasie zasnęłam, słysząc bicie jego serca.


** Piotr**

Widząc, że zasnęła wyłączyłem telewizor i biorąc ją na ręce zaniosłem do sypialni. Wziąłem prysznic, kładąc się obok  żony, gdy do pokoju wszedł jeden z moich synów. Nigdy się nikomu nie przyznam, ale czasem ich nie odróżniam. A tym bardziej o 2 w nocy. Mały wgramolił się na łóżko, siadając obok mnie.
- A tobie się młody pokoje nie pomyliły?- zaśmiałem się cicho, nie chcąc budzić Marty.
- Miałem zły sen.- ułożył usta w podkówkę, przytulając się do mnie.
- To chodź. Pójdziemy na dół, żeby nie obudzić mamy i wszystko mi opowiesz.- wziąłem go za rączkę. Po kilku chwilach siedzieliśmy już na kanapie obok siebie.- To co ci się śniło?- zapytałem, spoglądając na niego.
- Były tam takie duze smoki i potwoly i one mnie goniły. Plóbowałem uciekać, ale dogoniły mnie..- przytulił się do mnie, pociągając noskiem. Pokręciłem głową, wzdychając cicho.
- To był tylko sen. A jak następnym razem będą cię goniły to zawsze pamiętaj, że masz mnie albo mamusię, a my nie damy cię skrzywdzić.- uśmiechnąłem się do niego.
- Naplawde?- uśmiech zagościł na jego twarzy. Pokiwałem głową. Wiedząc, że nie zaśnie tak szybko, włączyłem telewizor, sam po jakimś czasie odpływając. 


**Marta**


Obudziłam się dość wcześnie rano. Przeciągnęłam się i leniwie wstałam, dziwiąc się, że obok nie leży Piotrek. Zajrzałam również do pokoju chłopców, w którym spał tylko jeden z nich. Coraz bardziej mnie to niepokoiło. Błyskawicznie zeszłam na dół w poszukiwaniu dwóch zaginionych. Jak się okazało, oboje leżeli w salonie na kanapie, przy włączonym telewizorze. Pokręciłam głową, uśmiechając się na ten słodko wyglądający obrazek. Szybko poleciałam po aparat, później robiąc im kilka idealnych zdjęć. Przykryłam ich ciepłym kocem, każdego całując w głowę. Wyłączyłam odbiornik, patrząc na zegar w celu dowiedzenia się godziny. 8:35. Nie tak źle. Weszłam do kuchni, stając zdezorientowana w progu. Ktoś wyręczył mnie w przygotowywaniu obiadu.
- Mamo, zrobiłabym to.- zaśmiałam się, widząc na stole przeróżne pyszności. Widząc świeże bułki, domyśliłam się, że musiała iść do sklepu.
- Oj, kochanie. To dla mnie przyjemność.- kobieta uśmiechnęła się, dopracowując posiłek. Porozmawiałam z nią trochę, czekając na resztę ferajny. Po dość krótkim czasie w kuchni pojawili się dwaj Juniorzy Nowakowscy, siadając przy stole i zajadając. Oczywiście mi pozostała rola, budzika Piotra.
- Piotruś, wstawaj. Trening za chwilę masz.- mówię, a on wstaje jak poparzony. Nie witając się nawet biegnie do góry po torbę i czym prędzej wychodzi z domu. Wzdycham i przewracam oczami, odliczając za ile sekund się zorientuje. Po kilku chwilach, wchodzi do domu, rzucając torbę w kąt i stając bardzo blisko mnie.
- Ty małpo wredna, niedziela jest!- mruży oczy i udaje obrażonego.
- A jak ja cię miałam na śniadanie budzić, skoro jak kamień śpisz i tylko na to reagujesz?- założyłam ręce na piersi, poważnie wpatrując się w męża.
- Oj, dopadnie cię kara.- wzdycha i mija mnie wchodząc do kuchni. Już się boję. Mówię w myślach, siadając obok środkowego przy śniadaniu.
Po udanym, rodzinnym 
śniadaniu, każdy zajął się swoimi sprawami. Czyli chłopaki bawili się razem z Piotrem w śniegu na ogrodzie, mama czytała książkę na kanapie, a ja oczywiście rozliczałam rachunki w sypialni. Tak, ja miałam najlepiej. Po chwili rozległ się dźwięk mojego telefonu. 
- Cześć, córcia.- usłyszałam matczyny głos.
- Cześć mamo. Co u ciebie?- zapytałam, uśmiechając się do telefonu. Dawno nie rozmawiałyśmy.
- Muszę z tobą porozmawiać, a akurat jestem w Rzeszowie. Możemy się spotkać?- była wyraźnie zdenerwowana.
- Tak. A kiedy?
- Najlepiej teraz.- podała mi dokładny adres. Zgodziłam się na to.
Ubrałam się ciepło i oznajmiając rodzince, że wychodzę, poszłam na spotkanie z rodzicielką. Bałam się tego, ponieważ jej głos przez telefon wydawał się być taki dziwny.. niecodzienny. Kiedy doszłam na miejsce, ujrzałam moją mamę w kawiarni, mieszającą łyżeczką w kubku czarnej kawy. Przełknęłam głośno ślinę i usiadłam na miejscu naprzeciwko.
- Słucham. Czemu chciałaś się ze mną spotkać?- uśmiechnęłam się do niej.
- Tylko nie bądź na mnie zła. Twój ojciec nie długo wychodzi z więzienia..- cała się spięłam na te słowa.
- To nie jest mój ojciec.- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Wysłuchaj mnie.- westchnęła.- Zamieszka ze mną. Wybaczyłam mu to. A poza tym, nie widział jeszcze wnuków.- czy ja się czasem do choinki jasnej nie przesłyszałam?!
- Jak to mu wybaczyłaś? Po ty wszystkim co nam zrobił, ty mu tak po prostu wybaczysz?- podniosłam głos.
- On się zmienił.- próbowała mnie uspokoić.
- Zmienił się?- zakpiłam.- Nie pamiętasz ile razy obiecywał, że się zmieni? Nie pamiętasz tych pieprzonych dni?- w tamtym momencie nie obchodziło mnie, że byłam w centrum uwagi, całego pomieszczenia. – Nigdy mu tego nie wybaczę. A tym bardziej nie dopuszczę do spotkania z nim moich dzieci!- krzyknęłam jej to prosto w twarz, poczym wyszłam z tam tond wściekła.
W drodze powrotnej łzy ciekły mi po policzkach. Trzasnęłam drzwiami od domu i rozbierając się, szybkim krokiem ruszyłam na górę. Usiadłam na łóżku, chowając głowę w kolana i płacząc tak, by nikt tego nie usłyszał. Po chwili jednak do pokoju ktoś wszedł i usiadł obok mnie, obejmując mnie mocno. Doskonale wiedziałam kto to. Wtuliłam się w niego niczym mała dziewczynka, szlochając jeszcze bardziej. Nie pytał o co chodzi. Po prostu próbował mnie uspokoić, gładząc delikatnie moje włosy.
- Byłam na spotkaniu z mamą…- wydukałam.- Powiedziała, że wraca do ojca. Że się zmienił. Nie wierzę jej…- kolejne łzy spadały po moich policzkach, a ja coraz bardziej wtulałam się w Piotrka.
- Martuś, a może twoja mama ma rację. Może naprawdę się zmienił?- spojrzał na mnie czule. Oderwałam się od niego.
- Ty nie wiesz co ja przez niego przeszłam. Ja nienawidzę tego człowieka. On zniszczył mi życie.- spojrzałam mu prosto w oczy, wypowiadając te słowa. 

---------------------------------
Hej :) 

Jest i szesnastka :D Muszę was poinformować, że jeszcze rozdział + epilog i kończę tą oto historię ;c wiem, że nikt nie będzie tęsknił, także nic straconego :D Prowadzić będę drugiego bloga, który rozpocznie się w okolicach 1 albo 2 lipca c: 

Miłego czytania :D 

Pozdro ;*


wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 15 „Kupiłeś dom?!”

6 miesięcy później …
Myślałam o tym co stało się w ciągu tych kilku miesięcy. Zamieszkałam z Piotrkiem, z którym widzę, że coraz więcej mnie łączy. Maluchy wiercą się jak nigdy. No ale cóż, ostatnie dni zostały .. Jednak ciąża nie jest taka fajna. Te wszystkie mdłości, zmiany nastrojów, zachcianki. A poza tym, obchodzą się ze mną jak z jajkiem. Iwona, Krzysiu, Piotrek to już w ogóle przesadza. Czuję się jak pięciolatka. Nie rób tego, bo nie wolno. Tego nie jedz, tego nie pij. Zwariować można. Nareszcie wyrwałam się z tego wariatkowa, kiedy chłopaki poszli na trening. Tego dnie było bardzo ciepło i przyjemnie. Nie mogę uwierzyć, że za chwilę zostanę mamą. To trochę śmieszne, że będę miała dzieci z przyjacielem. A właśnie, okazało się, że to chłopcy. Przegrałam pięć dych, w zakładzie, że będzie chłopiec i dziewczynka. Kłócimy się, jak będą mieli na imię. Ja koniecznie chcę Antka. To już jest potwierdzone. Ale ten drugi. Wybieranie mienia nie jest wcale takie łatwe. I jeszcze to małe mieszkanie. Ja nie wiem, jak my się tam w czwórkę pomieścimy. Usiadłam na ławce i westchnęłam głośno. Wtedy dostałam sms-a.
Od : Piotrek
„Mam dla Ciebie niespodziankę. Będę o 15.”


On wie, że nienawidzę niespodzianek. Zauważyłam, że na wyświetlaczu telefonu, pojawiła się godzina 14:40. Jak mnie w domu nie będzie to on znowu zacznie wariować. Nie warte wzmianki. Wstałam i udałam się w drogę powrotną do domu. Dotarłam tam równo o piętnastej. Dobrze, że się spóźnił. Mogłam się jeszcze przebrać. Wjechałam windą na nasze piętro i weszłam do mieszkania. Przebrałam się szybko i lekko podmalowałam. Z natury jestem bardzo ciekawska, więc nie mogłam usiedzieć w miejscu, czekając na niego. Po chwili usłyszałam charakterystyczny dźwięk, przekręcanego klucza w drzwiach. Wyszłam na korytarz i uśmiechnęłam się do Piotrka. Podszedł do mnie, nachylił się i musnął mój policzek.
- Więc, co to za niespodzianka?- podskoczyłam szczęśliwa.
- Nie zaczyna się zdania od ‘więc’.- wytknęłam mu język.- Zabiorę cię gdzieś. Ale muszę ci zawiązać oczy.- uśmiechnął się dziwnie. Chyba przestaje mi się podobać.- Ufasz mi?- spojrzał na mnie.
- Powiedzmy, że tak.- zmrużyłam oczy. Zrobił smutną minę.- No już, dobra.- załamałam ręce. Wyszczerzył się i pobiegł do swojej sypialni. Wrócił po chwili, z krawatem w ręku. Chryste, ja nie chcę z nim nigdzie jechać! Kiedy wsiedliśmy do samochodu, Piotrek zawiązał mi krawat na oczach.- Mam się bać?- zapytałam niepewnie.
- Nie wiem.- zaśmiał się i odpalił auto. Przełknęłam głośno ślinę i nie odzywałam się do niego przez resztę drogi.

***

- Jesteśmy.- usłyszałam głos Pita. Wyprowadził mnie z samochodu i odwiązał krawat. Moim oczom ukazał się piękny dom. Taki, o którym zawsze marzyłam.
- No, cudny. Ale dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?- odwróciłam się i spojrzałam na niego badawczo.
- Bo jest nasz.- no chyba się przesłyszałam?!
- Kupiłeś dom?!- kiwnął głową.- Odwaliło ci? Ile to kasy, boże, zwariuję.- podszedł do mnie i mnie przytulił.
- Dla ciebie wszystko.- szepnął mi do ucha. Poczułam jak na moje policzki, wkrada się rumieniec.- Chcesz zobaczyć wnętrza?- zapytał. Pokiwałam głową i poszłam za środkowym. Wziął mnie za rękę i podniósł przed progiem, wnosząc mnie jak pannę młodą. W środku było naprawdę ślicznie. Weszliśmy w głąb domu, a Piotrek najpierw zaprowadził mnie do dużej, przestronnej kuchni. Kiedy on to wszystko, zaraz się poryczę. Przeszliśmy też zobaczyć salon, jadalnię, a następnie skręciliśmy na schody. Weszłam na górę. Widziałam dziwny uśmiech na ustach siatkarza. W pewnej chwili otworzył drzwi. Moim oczom ukazał się najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek widziałam pokój dziecięcy. Nie wytrzymałam. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Piotrek zauważył to i przytulił mnie mocno.
- Nie podoba ci się?- zapytał.
- Jest pięknie.- wydukałam i spojrzałam w jego świecące oczy. Jakiś impuls nakazał mi, żebym go pocałowała i tak też zrobiłam. Stanęłam na czubkach palców i pocałowałam go. Był lekko zaskoczony, ale po chwili odwzajemnił pocałunek. Czułam się taka szczęśliwa. Wziął mnie za rękę i zaprowadził do następnego pokoju. Za drzwiami znajdowała się duża sypialnia. Uknuł to wszystko! Czy ja serio jestem taka przewidywalna?
- Kocham Cię.- oszołomiona spojrzałam na niego. Z lekkim uśmiechem, patrzył prosto w moje oczy.
- Też Cię kocham.- wtuliłam się w klatkę piersiową mężczyzny i zamknęłam oczy. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.

Postanowiliśmy, że już jutro się tam przeniesiemy. Powiedziałam już Krzysiowi i Iwonie. Jest we mnie tyle energii, jak nigdy. Wyszłam na spacer. Usiadłam na ławce przy placu zabaw i patrzyłam na dzieci, bawiące się w piaskownicy. Czas strasznie szybko mija. Przecież, jeszcze niedawno,  był Bartek, było w ogóle inaczej. Ktoś usiadł obok mnie. 
- Dlaczego się nie odzywałaś?- poznałam ten głos. Moje oczy, automatycznie się rozszerzyły. Spojrzałam na mojego towarzysza.
- Chyba dałam ci do zrozumienia, że nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego?- zachowałam kamienną twarz.
- Ale ja tak nie umiem bez ciebie jest mi źle.- zaśmiałam się.
- Idź do twojej dziuni, a mnie zostaw w spokoju.- wstałam gwałtownie i już chciałam iść, gdy on złapał mnie za rękę i pociągnął na ławkę.- Trochę szacunku dla ciężarnej!- wrzasnęłam.
- O, przepraszam. A właśnie, jak tam maluch?- spojrzał na mój duży brzuch.
- Nie twoja sprawa.- warknęłam.
- Dlaczego jesteś taka?- zacisnął zęby.
- Bo mnie zdradziłeś, idioto.- wstałam i odeszłam od niego. Strasznie się zdenerwowałam. Gdy dochodziłam do domu, zaczął mnie strasznie boleć brzuch. Upadłam i skuliłam się.
- Jeszcze nie, chłopaki. Jeszcze kilka dni.- ból był nie do zniesienia. Po chwili nad moja głową pojawiła się jakaś dziewczyna.
- Coś się pani stało?- była przerażona.- Proszę ze mną, pojedziemy do szpitala.- pomogła mi wstać i zaprowadziła do samochodu. O boże, poród jest straszny. Darłam się w niebogłosy. Po kilku minutach, byłyśmy przed szpitalem. Zawieźli mnie na porodówkę.
- Zadzwoń do mojego chłopaka. Piotrek.- dałam jej telefon i pojechałam wózkiem inwalidzkim, na porodówkę.

Perspektywa Piotrka

Odebrałem telefon. Odezwała się jakaś dziewczyna i mówi, że moja dziewczyna rodzi. Stanąłem jak wryty na tym boisku. A tak w ogóle, po co zabrałem telefon na salę?!
- Cichy, co jest?- Igła machał mi ręką przed oczami.
- Ona rodzi.- wydarłem się.
- Marta?- pokiwałem głową.
- To szybko, chodź.- pociągnął mnie za rękę.
- Trenerze, on zaraz zostanie ojcem.- Igła był chyba bardziej podjadany niż ja.
- Gratulacje, chłopie. Lećcie.- trener uśmiechnął się do mnie i poklepał mnie po plecach. Nie kontaktowałem przez całą drogę, zastanawiając się nad swoim życie. O, boże, zaraz zostanę ojcem. Po chwili wysiedliśmy przed szpitalem. Wszedłem tam i zacząłem wypytywać pielęgniarkę o Martę. Dała mi te zielone folie do ubrania i zaprowadziła na porodówkę. Wziąłem głęboki oddech i wszedłem tam. To było straszne, kiedy słyszałem jej krzyki. Szybko do niej podszedłem i złapałem za rękę.
- Jestem przy Tobie.- ścisnęła moją dłoń.
- Proszę przeć pani Marto, za chwilę pierwszy dzidziuś będzie na świecie. Już widzę główkę.- parła jeszcze kilka razy, a zaraz po tym usłyszałem płacz dziecka. Moje serce przyśpieszyło momentalnie. Zobaczyłem małego, zakrwawionego chłopczyka, wijącego się z zimna.- Teraz drugi. Niech pani wytrzyma. I proszę.- po pół godzinie, usłyszałem drugi płacz i zobaczyłem moje drugie dziecko. Przełknąłem głośno ślinę. Marta opadła zmęczona.

Perspektywa Marty

Byłam tak wyczerpana, że prawie od razu zasnęłam. Obudziłam się nazajutrz w jednym ze szpitalnych pokoi. Obok mnie siedział Piotrek i patrzył na nasze dzieci w łóżeczku. 

- Są piękni.- westchnęłam i pogładziłam większego z chłopców po policzku. - To jest Antek.- zaśmiałam się cicho. 

- To w takim razie, to Mikołaj.- pocałował mnie w czoło.
- A widziałeś tą dziewczynę, która mnie tu przywiozła?- uśmiechnęłam się.
- Tak. Podziękowałem jej. Ma na imię Daria i jest dziewczyną Facundo Conte.- powiedział.
- No proszę. A Krzyśkowi powiedziałeś?
- Tak. Śpi w korytarzu.- pokręciłam głową z uśmiechem.
- Muszę podziękować Darii, że nie zostawiła mnie na tym chodniku.- w pewnej chwili usłyszałam płacz.
- Chodź, kochanie.- podniosłam Mikołaja i przytuliłam. Był taki śliczny. Oboje są po prostu cudni. A po za tym nasi.
- Kocham was.- usłyszałam. Podniosłam głowę i czule uśmiechnęłam się do siatkarza. 

----------------------------------------------
Hejka :)

Przepraszam was, ale musiałam się do testów przygotowywać. Ale teraz będę miała na szczęście luz ;) Mam nadzieję, że się podoba.

Dedykacja dla mojej kumpeli, która w czwartek obchodziła urodziny. Przepraszam, że tak późno :*


Do następnego ;***

środa, 26 lutego 2014

Rozdział 14 „Kochasz wujka Piotrka?”

- Będzie pani mamą bliźniaków.- lekarz uśmiechnął się, a ja spojrzałam przerażona na Iwonę. Chryste! Co aj zrobię?! Przecież, ja sobie z jednym nie poradzę, a co dopiero z dwójką. Byłam w szoku. Po zakończeniu USG odebrałam od doktora zdjęcie dziecka i razem z Iwoną dziękując lekarzowi, pojechałyśmy do domu. Cały czas siedziałam cicho, wyobrażając sobie Zycie z dwóją dzieci. Piotrek, w coś ty mnie wpakował. Wjechałyśmy na podjazd, kiedy zauważyłam, że z domu wychodzą dwie postaci. Szybko schyliłam się, zauważając, że ta druga osoba patrzy w moją stronę. Spojrzałam na Iwonkę. Kiwnęła lekko głową w moją stronę i wysiadła z pojazdu. Okrążyła samochód i przytuliła Piotrka odciągając go od pojazdu, w którym się znajdowałam. Kiedy weszli do domu z ulgą wyszłam z samochodu. Jak ja się teraz dostanę do środka? Wpadłam na pomysł. Zaczęłam włazić na płot. Byłam bardzo ostrożna, gdyż nie chciałam nic sobie uszkodzić, a zwłaszcza w takim stanie. O kurde. Pierwszy raz zaczęło mi na nich zależeć. Zeskoczyłam z ogrodzenia i udałam się do drzwi balkonowych. Niestety wszyscy siedzieli w salonie. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać. Albo nie. Iwona zauważyła mnie i poszła do kuchni. Wiedziałam o co chodzi. Ostrożnie przeszłam obok salonu i udałam się do kuchennego okna. Przyjaciółka pomogła mi wleźć do domu.
- Dzięki.- wyszeptałam, uśmiechając się. Ta tylko mrugnęła do mnie i wróciła do salonu. Wzięłam z lodówki jogurt i szybko znalazłam się na piętrze. Otworzyłam kubeczek i zaczęłam wcinać deserek. Wstąpiłam do pokoju Seby, a potem do Dominiki.
- Ciociu?- zapytała, kiedy wychodziłam.
- Tak, skarbie?- zamknęłam drzwi i usiadłam koło 6-latki.
- Kochasz wujka Piotrka?- zaskoczyła mnie. Skąd jej się to wzięło?
- A dlaczego się o to pytasz?- zaśmiałam się nerwowo.
- No bo tata i wujek o Tobie rozmawiali. I wujek powiedział, że Cię kocha.- mimowolnie się uśmiechnęłam, a na policzkach poczułam rumieńce. Zaraz.. jakie rumieńce?! O nie! Nie zakochasz się w nim. Nie powiesz mu o dzieciach. Nie!
- Czyli go kochasz.- wyszczerzyła się w moją stronę.
- Tak? A dlaczego?- zaśmiałam się i zaczęłam ją łaskotać, zapominając, że w salonie siedzi ojciec moich dzieci, który nawet o nich nie wie. Mała zaczęła piszczeć, a ja szybko ją uciszyłam i zaczęłam się z nią bawić lalkami.
- Ciociu, a kiedy urodzi się dzidziuś?- podała mi dużą lalkę.
- Dopiero za 6 miesięcy. I okazało się, że będą dwa dzidziusie.- dziewczynka uśmiechnęła się wesoło.
- A wybierzemy imiona?- spojrzała na mnie błagalnie.
- No dobrze. Idę po komputer. Poczekaj chwilę.- poczochrałam ją po włoskach i wyszłam z pokoju. Pomaszerowałam do mojej sypialni i wzięłam laptopa. Kiedy już miałam wychodzić coś, a raczej ktoś mnie zauważył.
- Marta?- zrobił dziwną minę i podszedł do mnie. No to się wkopałam. Szczęście, że miałam dosyć duży sweter i zakryłam lekko powiększony brzuch.
- Cześć Piotrek.- uśmiechnęłam się lekko. Był blisko mnie, widziałam w jego oczach ból i smutek. Spuściłam wzrok.
- Dlaczego?- podniósł mój podbródek i zmusił mnie, żebym spojrzała mu w oczy.
- Dlaczego co?- wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. No tak, przecież on myśli, że usunęłam ciąże. Wymyśl coś.
- Dlaczego usunęłam nasze dziecko?- złapał mnie za ramiona. Widziałam, że narasta w nim złość.
- Masz Agatę. Nie chciałam ci psuć życia. Jeszcze do tego wtedy zaczęliśmy się kłócić o ten sąd i to wszystko… ja spanikowałam. Wiem, że źle zrobiłam, ale chciałam dobrze.- spuściłam wzrok. Wiem, że to wobec niego nie fair, ale boję się mu tego powiedzieć. Znienawidziłby mnie za to. A do tego jeszcze Agata.
- Psuć mi życia? Kobieto. To było moje dziecko. Zajebiście, jeśli myślisz, że jestem takim idiotą, żeby cię z tym samą zostawić. A z Agatą koniec.- ostatnie zdanie wyszeptał. Uśmiechnęłam się pod nosem. Chyba mu powiem. Jestem gotowa. Serce bije mi jak nigdy.
- Piotrek ja …
- Ciociu, wybieramy te imiona?- Dominika uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła nas razem.
- Jakie imiona, może pomogę.- środkowy podszedł do dziewczynki. Jezus, Maria! Przecież ona mu powie. Szykuję się na rychłą śmierć. Nie no. Ciężarnych bić nie można, chyba. Z przerażeniem patrzyłam na dziewczynkę, która powiedziała siatkarzowi jakie imiona będziemy wybierać. Z każdym kolejnym słowem jego uśmiech coraz bardziej znikał z twarzy. Serce prawie wyskoczyło mi z piersi, kiedy spojrzał na mnie. Nie mogłam nic odczytać z jego miny. Żadnych uczuć. Wstał i patrząc na mnie spojrzeniem typu „żal mi ciebie” zeszedł  po schodach i po chwili z domu. Zacisnęłam mocno powieki, żeby nie przedostała się, ani jedna łza. Koło mnie pojawiła się Dominika i mnie przytuliła.
- Zrobiłam coś źle, prawda?- posmutniała.
- Oczywiście, że nie, skarbie.- powiedziałam lekko załamującym się głosem.- Idź się pobawić, a ja pomogę mamie zrobić obiad.- wysiliłam się na uśmiech i szybko zeszłam na dół, pozostawiając laptopa na korytarzu. Odszukałam Iwony i zaczęłam płakać. Co ja narobiłam?! Wszystko moja wina! On sobie coś zrobi przeze mnie! Ja nie wytrzymam.
- Gdzie Krzysiu?- przetarłam rękawem oczy.
- Poszedł za Piotrkiem. Powiedziałaś mu?- spojrzała na mnie lekko się uśmiechając.
- Chciałam, ale Dominika mnie wyręczyła. Cieszę się, bo nie jestem pewna czy bym to zrobiła. Wyświadczyła mi przysługę.- zaśmiałam się, a kolejna łza spadła po moim policzku. Iwona przytuliła mnie mocno, a do domu wpadł zdyszany Krzysiek.
- Nie mogłem go zatrzymać.- zdjął kurtkę i opadł na kanapę.- Nie łam się, Martuś. Jak ochłonie to się do ciebie odezwie. – pocieszył mnie.
- Ale ja się boję, że on sobie coś zrobi.- spuściłam głowę.
- Spokojnie. Dowiedział się, że będzie ojcem, ponownie. Nic sobie nie zrobi, tylko jest oszołomiony.- uśmiechnął się do mnie.— Dziewczyny muszę lecieć na trening.- pocałował Iwonę i poszedł na górę po torbę. Wtedy mnie olśniło.
- Porozmawiam z nim po treningu.- uśmiechnęłam się i poszłam do Krzyśka.
- Jadę z Tobą. Może po treningu uda mi się z nim porozmawiać.- byłam pełna energii.
- Warto spróbować.- pocałował mnie w głowę.- Czekam w samochodzie.- uśmiechnął się i zbiegł ze schodów. Szybko się przebrałam  i niedługo potem byliśmy w drodze na halę. Bałam się tej rozmowy. Widać było po jego minie, że chyba był niezbyt zachwycony. Ani się obejrzałam, a już siedziałam na trybunach patrząc na trening chłopaków. Piotrek co jakiś czas się na mnie patrzył, a potem uderzał z całej siły piłką w parkiet. Coś czuję, że ta rozmowa nie będzie zbyt miła. I do tego jeszcze, boli mnie głowa. Pięknie. Cały czas się na niego patrzyłam. Miał dziwny wyraz twarzy. Smutny, a jednocześnie szczęśliwy. No, ale widać, że cieszy się, że jednak nie usunęłam dziecka… a raczej dzieci. Mam nadzieję, że dojdziemy do porozumienia i nic nie będzie załatwiane w sądzie. Tylko jest jeszcze jeden ważny szczegół. Dominika powiedziała mi, że on mnie … kocha. Trochę mnie to zbiło z tropu. Przecież on kochał Agatę. Wydawali się być szczęśliwi. A tu taka niespodzianka. Niecierpliwie doczekałam końca treningu. Miałam zamiar zaczepić go przed halą, jednak to on przejął inicjatywę i niespodziewanie zaciągnął mnie do jakiegoś kantorka. Przez przypadek wylądowałam na nim. Niestety żeby spojrzeć w jego oczy musiałam odchylić głowę i stanąć na palcach. Uroki, kiedy dziewczyna metr sześćdziesiąt, próbuje prowadzić konwersacje z wybrykiem natury.
- Co to do cholery miało znaczyć?- był wściekły. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Moje struny głosowe przestały działać, a w gardle pojawiła się wielka gula. Spuściłam wzrok i zaczęłam bawić się swoimi palcami. Cała odwaga wyparowała ze mnie. Nagle poczułam, że unoszę się nad ziemię i jestem sadzana na jakimś blacie.- Odpowiedz mi na pytanie.- uniósł mój podbródek , zmuszając tym samym do spojrzenia w te jego przenikliwe tęczówki.
- Chciałam zacząć wszystko od nowa. Bez problemów, przeszłości. Byłam tam. W tej przychodni. Prawie to zrobiłam. Prawie zabiłam nasze dzieci, jednak coś, a raczej ktoś mnie powstrzymał. Była tam jakaś dziewczyna. Ubrana cała na czarno. Zaczęła mówić te wszystkie rzeczy. Ja poczułam coś. Coś w środku, co nie pozwoliło, nie pozwoliło nacisnąć tej cholernej klamki i wejść do środka. Zadzwoniłam do Krzyśka, opowiedziałam mu wszystko. I tak znalazłam się tutaj, aktualnie z zamknięta z Tobą w jakimś pomieszczeniu.- uśmiechnęłam się nikle do środkowego.  Patrzył się na mój brzuch.

- A więc, będę tatuśkiem?- zauważyłam jego uśmiech. 


----------------------------------
Hejka, ludzie! 
Przepraszam za 'małe' opóźnienie :( Ale mało czasu i trochę straciłam też chęci :( Ale postanowiłam, że dokończę to co zaczęłam. Nie wiem kiedy następny rozdział, ale postaram się szybko :p Po zakończeniu tego opowiadania, biorę się za 2. A mianowicie :  http://ostatniaminutamozebycpierwsza.blogspot.com/  

                                      Proszę was. Jeśli czytacie i wam się podoba, zostawcie po 
                                                sobie ślad w postaci KOMENTARZA! ;*