wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdział 13 „Uwierz, że nie będę tego żałował.”

Już podnosiłam rękę by nacisnąć klamkę, kiedy tamta dziewczyna odezwała się do mnie. Zdezorientowana odwróciłam się w jej stronę.
- Przemyśl to dobrze. Jeśli tam wejdziesz, nie będzie odwrotu. Ktoś przez twoją głupotę zginie. Pewnie myślisz Tak będzie lepiej. Też tak mówiłam. I to był najgorszy błąd w moim życiu. Co rano budzisz się z poczuciem winy i z pytaniem : a co by było gdybym je jednak urodziła? I nigdy nie poznasz odpowiedzi, ponieważ straciłaś swoją szansę. Dam ci rade. Wyjdź z tond i nie pozwól, żeby jeszcze raz cię wywołali.- po jej policzkach spływał czarny tusz do  rzęs, a w jej oczach było widać ból i cierpienie. Straciłam równowagę i podparłam się ścianą. Zamknęłam oczy, a w mojej głowie usłyszałam te wszystkie słowa. Zuzi, Piotrka, Krzyśka. ‘Jesteś morderczynią’ , ‘Nie pozwolę ci tego zrobić’ , ‘Pierwszy uśmiech, słowo’. Otworzyłam oczy i wybiegłam z budynku. Wzięłam parę głębokich wdechów i wsiadłam do samochodu, rzucając torebkę na siedzenie obok. Wszystko mi się pieprzy. Muszę zacząć od nowa. Z czystą kartą, daleko stąd. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Libero. Po kilku sygnałach odebrał.
- Już po wszystkim?- słyszałam smutek w jego głosie.
- Nie. Nie zrobiłam tego. I nie mam zamiaru.- uśmiechnęłam się.
- M, mówisz serio?- zdziwił się.
- Serio, serio.- zaśmiałam się.- Ale chcę zacząć od nowa. Muszę wyjechać.- westchnęłam głośno.
- Martuś, postąpiłaś słusznie. A co do wyjazdu, to mam pewien pomysł. Pojedziesz ze mną do Rzeszowa.- wykrzyknął.
- Ale przecież tam będzie Piotrek. A ja nie chcę z nim kontaktu.
- Rzeszów jest duży, można unikać jednej osoby. I będziesz mieszkać  u nas. Za chwilę do Iwony zadzwonię.
- Krzyś. Ja nie będę wam siedzieć na głowie.
- Ale bez dyskusji. Ona wie co przeżywasz. Jedziesz i kropka. O 23 będę po ciebie. Szykuj się.- powiedział na wdechu i rozłączył się. No co za uparty osioł. Przewróciłam oczami i włożyłam kluczyki do stacyjki. Jeszcze niepewnie wysłałam sms-a do Piotrka : ‘Przepraszam. Miałam przed chwilą zabieg. Nie będziesz musiał ze mną o nie walczyć.’. Odłożyłam telefon i pojechałam w stronę mieszkania. Po jakichś 10 minutach byłam na miejscu i wchodząc schodami na 7 piętro (oczywiście winda była popsuta) zaczęłam szukać kluczy w torebce. Wtedy zauważyłam Adriana.
- Hej.- uśmiechnęłam się.
- Cześć.- odwzajemnił gest i podszedł do mnie. Chwilę pogadaliśmy, a mi znowu zebrało się na mdłości. Na szczęście śpieszyło mu się, także pożegnał się i zszedł ze schodów. Szybko odszukałam kluczyki w torebce i zwinnie otworzyłam drzwi. Zatrzasnęłam je za sobą i pobiegłam do łazienki. Dzisiaj mam chyba szczęśliwy dzień, bo nikogo nie było.
Piotrek
Kiedy dostałem tego pieprzonego sms-a, myślałem, że wyskoczę z okna. Dlaczego ona to zrobiła?! Przecież to takie, takie.. ugh. Nawet nie wiem, jak to nazwać. Czy ona naprawdę jest taka głupia? Przecież  to jest morderstwo. Nie miałem pojęcia co robić. Usiadłem na kanapie w salonie i włączyłem sobie Króla Lwa. To moja ulubiona bajka, przy której się zawsze uspokajam. Pierdole to, że za chwilę będę miał 30 lat. Usłyszałem charakterystyczne przekręcane klucza w drzwiach. Za chwilę usłyszałem dźwięczny głos mojej dziewczyny.
- Cześć, jestem.- weszła do dużego pokoju. Kiedy zauważyła mnie w takim stanie i jeszcze oglądającego bajki, od razu podeszła do mnie i mnie przytuliła.- Co się stało?- zapytała, nie odrywając się ode mnie.
- Ona, ona to zrobiła.- jedna, jedyna łza stoczyła się po moim policzku. Dlaczego życie musi być tak okrutne? Przecież doskonale wiedziała, że ja bym z nią je wychował. I chyba domyśliła się, że jest dla mnie bardzo ważna.
Marta
Spakowałam chyba wszystko co się dało. Wyszło jakieś 2 walizki. Zmęczona usiadłam na łóżku i zaczęłam  się przeglądać w lustrze, które stało naprzeciwko. Co jest ze mną nie tak? Dlaczego mi się musi wszystko pieprzyć. Czym zawiniłam, no czym się pytam?! Westchnęłam bezradnie. Dochodziła godzina 17 więc już niedługo będę w drodze. Usłyszałam pukanie do drzwi. Po krótkim ‘proszę’ w pokoju pojawiła się Zuzka. Podeszła do mnie i uklęknęła.
- Już po wszystkim?- spojrzała mi głęboko w oczy. Nienawidziłam jej okłamywać. Z boleścią w głosie odpowiedziałam na zadane pytanie.
- Tak. Żadnych komplikacji.- odsłoniłam brzuch. Niepotrzebnie, kurde.
- Wydaje mi się, że jest większy niż normalnie.- przypatrzyła się.
- Lekarz powiedział, że niedługo zniknie, ale może zostać na kilka dni.- uśmiechnęłam się sztucznie. Przyjaciółka pokręciła głową i wyszła z pokoju. Wtedy zadzwonił mój telefon. Kiedy na wyświetlaczu zobaczyłam napis ‘klinika’ o mało co nie walnęłam urządzeniem w ścianę. Odrzuciłam połączenie i postanowiłam się zdrzemnąć. Od paru dni, chce mi się strasznie spać. Ciekawe kiedy mi jeszcze zachcianki dojdą, hahaha. Ustawiłam sobie budzik na 22 i zamknęłam powieki. Już po kilku minutach zasnęłam.
Zuzia
Ona coś kręci. Ja to wiem. No ale nic. I tak niewiele powie, także nie warto nawet próbować. Zbyszek pojechał do mieszkania się spakować. W końcu dzisiaj wyjeżdża do Rzeszowa. Usiadłam na kuchennym blacie i zaczęłam bez sensu gapić się w ścianę. Moje kontemplacje przerwał bezczelny dzwonek do drzwi. Wkurzona zeszłam i leniwie ruszyłam w stronę wejścia.
- Słucham.- otworzyłam drzwi. Kogo za nimi zobaczyłam to bym się w życiu nie spodziewała.- Daniel?- zapytałam niedowierzając.
- Nie. Jacek. N chodź.- rozłożył ręce. Wtuliłam się w chłopaka. Nie mogę uwierzyć. On tutaj. Przecież wyjechał. Nie miał wrócić. Kłamca jeden. Mój kochany kłamca. Nie chciałam go puścić. Wyglądał tak, tak przystojnie. Naprawdę się chłopak wyrobił. Już nie jest tym pryszczatym nastolatkiem z gimnazjum. Zaśmiałam się pod nosem. Wpuściłam go do środka.
- Kawy, herbaty?- zapytałam go, sadowiąc w salonie.
- Kawę poproszę. Rozpuszczalną jak masz.- kurde, ale ma uśmiech. Nie. Przestań. Masz faceta. Pamiętaj o tym! Weszłam do pomieszczenia i zaczęłam wszystko przygotowywać.
Marta
Oczywiście niedane mi było się wyspać. Obudziły mnie jakieś śmiechy. Patrzę na wyświetlacz telefonu. 20:50. Matko jedyna. Przetarłam oczy i wyszłam z pokoju. Myślałam, że to tylko Zuzia i Zibi jednak oczy prawie mi z orbit wyskoczyły jak ujrzałam w naszym salonie D, Daniela. Otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz?- zrobił tą swoją słodką, smutną minkę. Matko, ale wyprzystojniał.
- Ale się pan ładny zrobił, panie Danielu.- poruszałam charakterystycznie brwiami i dźgnęłam go w brzuch. Niemożliwe. No chyba go pogięło.- Podnieś koszulkę.- nakazałam. Wykonał moje polecenie, a ja opadłam bezradnie na fotel.
- Coś nie tak?- spojrzał na swój brzuch i na mnie. Spuścił koszulkę i podniósł mnie. Usiadł na fotelu, a mnie wziął na swoje kolana.
- Ty i kaloryfer. O ja pierdzielę. Kto jest tą szczęściarą?- zaśmiałam się.
- Ty.- mrugnął do mnie i pocałował mnie w policzek. Przypomniała mi się podstawówka. Ciągle mnie tak całował. Przez te wszystkie lata byliśmy ze sobą chyba z 11 razy. Nasze OSTATNIE rozstanie było dla mnie bardzo bolesne, jednakże wybaczyłam mu. W końcu raz się żyje. Dosyć długo gadaliśmy. Dużo śmiechu itp. Oni pili jakieś winko, ale ja nie. Znalazłam jakąś wymówkę, że coś tam. Ale uwierzyli, to się liczy. Przez cały czas siedziałam mu na kolanach. Przyznam, że ma tak boski uśmiech,  że o kurczę. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zuzia uważając, że to do niej poszła otworzyć. Za chwilę do pokoju wpadł wkurwiony Pit. Nie teraz. Nie przy Danielu. Proszę.
- Myślałem, że masz trochę rozumu, a tym czasem.- zacisnął zęby i zaczął do mnie podchodzić. Wstałam, a przede mną pojawił się Daniel.
- Przed jej ojcem ją broniłem, to i przed Tobą mogę.- powiedział, trzymając ręce w pięściach.
- Nie do ciebie mówię, tylko do niej.- wskazał na mnie palcem. Najzabawniejsze było to, że Piotrek wziął za szmaty Daniela i przeniósł go, odgradzając go ode mnie. Wyglądało to przekomicznie. No ale czego tu się dziwić? 175 cm, przeciwko 206 cm? Hahaha …
- Piotrek, wiesz, że nie mogłam inaczej.- te kłamstwa rozrywały mnie od środka. Miałam serdecznie dość!
- Jak to Kurwa nie mogłaś inaczej?!- widziałam, że ma ochotę mnie uderzyć.
- Chodźmy do pokoju. Proszę.- zgodził się. Poszliśmy do pokoju i usadowiłam go na łóżku.
- No słucham.- założył ręce na piersi.
-Wszystko mi się sypie. Ty mi chciałbyś je zabrać, ja musiałabym z wszystkiego zrezygnować i do tego Bartek kłamał przez cały czas.- nie zdążyłam ugryźć się w język, kiedy trzeba. Po kija wspominałam o Kurku?!
- Kurek ma inną? To przez ego skurwysyna?- wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Nie rób nic co będziesz potem żałował.- próbowałam go odwieźć od jego planu. Doskonale wiedziałam, że pójdzie do niego i będą się lali jak nastolatki.
- Oj uwierz, że nie będę żałować.- posłał mi delikatny uśmiech i wyszedł z mieszkania. A tak szczerze co mnie to obchodzi? Tylko kurde, bardzo mnie obchodzi. Godzina sprawdzona. 22:50. Wyszłam przed pokój. Właśnie Daniel wychodzi.
- Pa, szkrabie.- chciałam go pocałować w policzek, ale się odwrócił i trafiłam w usta. A co mi tam. Oderwałam się od niego i zamknęłam drzwi puszczając mu buziaka na dowidzenia.
- No to się go pozbyłyśmy.- zaśmiałam się. Przytaknęła mi tylko i też się zaśmiała.
- Idę się kąpać. Może wybierz jakiś fajny film.- mrugnęła do mnie.
- Ale wiesz, jak ja wybieram filmy. To za godzinkę możesz wyjść, ok.?- uśmiechnęłam się.
- Za godzinę jestem.- pomaszerowała do pokoju. Ja również weszłam do swojego, po usłyszeniu dzwonka telefonu. Krzyś.
- No hej.- uśmiechnęłam się.
- Gotowa. Schodź już.- ponaglał mnie.
- Poczekaj pięć minut. Idzie się myć.- szepnęłam.
- Okej. Za pięć minut na dole. Pa.- rozłączył się.- schowałam telefon do kieszeni i spakowałam laptopa. Wybadałam teren i uszły szam odkręconą wodę. Wzięłam swoją torbę, torbę od laptopa, moje dwie walizki i najciszej jak się dało wyszłam z mieszkania. Jednak musze jej zostawić jakąś kartkę. Weszłam do salonu i wyszukałam pierwszą lepszą kartę i napisałam na niej jedno słow. „PRZEPRASZAM”. Postawiłam ją opartą o wazon i ubrałam płaszcz i buty. Wzięłam walizki i torby i ostatni raz spojrzałam na mieszkanie. Westchnęłam. Cichutko zamknęłam drzwi i zeszłam schodami ( udało mi się!) i ostatni raz przekroczyłam próg klatki. To zaczynamy nowy rozdział życia. Zauważyłam Krzyśka. Podeszłam do jego samochodu, a on zapakował moje walizki. Wsiedliśmy i kiedy uruchomił silnik, wszystko stało się możliwe. Czysta karta, inne miasto, nowe możliwości.
- Na pewno nie będę przeszkadzać? Może to zły pomysł?- miałam tyle wątpliwości.
- Mała, przestań. Iwona się zgodziła bez wahania, bardzo chętnie cię pozna, a dzieciaki lubią nowe osoby. Spokojnie.- puścił mi oczko. No to papa, Bydgoszcz.
2 dni później. Rzeszów ..
- Boję się iść do tego lekarza.- przytuliłam się do pani Ignaczak. Mamy wiele wspólnych tematów i dobrze się rozumiemy. Przez dwa dni zyskałam przyjaciółkę. Sama nie wiem czego się obawiałam. Wszyscy nękali mnie telefonami więc zmieniłam numer. Aktualnie siedzimy w poczekalni, w przychodni ginekologicznej. Nie wiem jak, ale brzuch mi urósł. To trochę podejrzane dlatego wolałam to sprawdzić.
- Weź się w garść. Jesteś dużą dziewczyną. Mam wejść z tobą?- zapytał.
- A mogłabyś?- uśmiechnęłam się.
- Pewnie.- zaśmiała się. Kurczę. Jak szybko można się z kimś zaprzyjaźnić. A właśnie. Mam baaardzo dobre relacje z Sebą i Dominisią. Oboje są tacy słodcy. Cieszą się z nowej cioci, i z kuzyna. Sebastian chcę żeby był chłopa, a Domi, żeby była dziewczynka. No przecież nie rozdwoję go. Seba jest bardzo mądry. Można z nim pogadać na różne tematy. Uwielbia dowcipy i odziedziczył po tacie miłość do siatkówki. Dominika próbuję naśladować i Krzyśka i Sebusia, ale jej troszeczkę nie wychodzi.
- Pani Marta Grzewczyk.- zostałam wywołana. Ścisnęłam rękę Iwony i weszłyśmy do środka.
- Dzień dobry.- przywitałam się z lekarzem.
- Proszę się położyć.- wskazał kozetkę. Położyłam się i podniosłam koszulkę w górę.
- A pani to?- popatrzył na Iwonę.
- Przyjaciółka.- uśmiechnęła się.
- Pani Ignaczak.- zaśmiał się i rozsmarował też żel na moim brzuchu.
- Znacie się?- szepnęłam do Iwonki.
- Prowadził moje obie ciąże. Jest najlepszy, mówię ci.- powiedziała. Mam nadzieję. Dziwnie patrzył na ekran, tak trochę strasznie.
- Chyba pani poprzedni lekarz się pomylił.- zaśmiał się starszy pan.
- Co?! To znaczy, że nie jestem w ciąży?- otworzyłam szerzej oczy. No raczej aż tak nie przytyłam.
- Nie to miałem na myśli. Jest pani w ciąży, ale w bliźniaczej.- uśmiechnął się łagodnie.

- Słucham?- moje oczy wyglądały jak 5-złotówki. 

-------------------------------------------------------
Hej ;3


Jestem. Wróciłam z nowym rozdziałem. :D Mam nadzieję, że się podoba. Nie mam aktualnie weny, przykro mi ;c No nic. Czekajcie na kolejny ;p Papa :*


sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 12 „Klamka zapadła.”

Odepchnęłam go i otworzyłam usta ze zdziwienia. On naprawdę to zrobił?
- Co to miło być?- zszokowana, aż usiadłam na ławkę.
- Przepraszam.- wziął głęboki wdech.- Ale dlaczego? Dlaczego chcesz zabić to małe niewinne stworzenie? Ono powstało z naszej nieuwagi, a ty chcesz go tak po prostu, bez skrupułów pozbawić go życia?- wziął mnie za rękę.
- Piotrek. Mi też jest ciężko. Mam straszne wyrzuty sumienia, wszyscy mnie przekonują, ale ja podjęłam decyzję. Tak będzie lepiej, zobaczysz.- uśmiechnęłam się do niego. Wstał.
- Jeśli to zrobisz, to pamiętaj, że z mojej strony pomocy, ani niczego już nie dostaniesz.- poważnie na mnie spojrzał i odszedł. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Siedziałam tak kilka minut, kiedy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawił się „Krzysiu”
- Hej. Mógłbyś przyjść? Jestem ..
- Odwróć się.- usłyszałam.- zrobiłam co powiedział i zobaczyłam go. Stał i kręcił głową. Rozłączyłam się i schowałam telefon do torebki. Podbiegłam do niego i wtuliłam się, szlochając.
- Ja nie mam pojęcia co robić.- powiedziałam.
- Mów to co podpowiada ci serce.- szepnął, głaszcząc mnie po głowie. Nie mogę o tym teraz myśleć. Muszę iść do Bartka. On zawsze daje świetne rady. Powiedziałam to Krzyśkowi, i udałam się w stronę szpitala. Biłam się z myślami tak długo, że nawet nie zauważyłam jak znalazłam się przed szpitalem. Otworzyłam wejściowe drzwi i za chwilę stałam tuż przed salą Kurka. Wahałam się czy pociągnąć za klamkę, ale to zrobiłam. Weszłam do środka. Stał, pakując torbę. Gdy mnie zauważył, podszedł i zachłannie wpił się w moje usta. Od razu odwzajemniłam pocałunek, czerpiąc z tego tyle ile się da, albowiem nie byłam pewna czy to aby nie nasz ostatni pocałunek. Nie chciałam się od niego odrywać, ale kiedy już to zrobiłam, usiadłam na łóżku i spojrzałam na wesołą twarz Bartosza.
- Bartek, muszę ci coś powiedzieć.- przełknęłam głośno ślinę.
- Co jest, mała?- uklęknął przy mnie i spojrzał tymi niebieskimi patrzałkami w moje.
-Bartek, ja , ja..- czułam jakby ogromna gula ugrzęzła mi w przełyku.- Jestem w ciąży.- starałam się, aby kolejna porcja łez nie wydobyła się z pod moich powiek. Uśmiech powoli znikał z jego twarzy.
- Kto jest ojcem?- westchnął, odwracając wzrok.
- To jest nieważne, ale ja …
- Jak to nieważne?! Naprawdę chcesz, żebym się sam dowiedział?!- trochę się zbulwersował.
- Bartek. Spójrz na mnie. To było, 2 miesiące temu, on mnie znalazł i po prostu, to było po pijaku.- patrzyłam w jego smutne teraz oczy.
- Piotrek.- szepnął. Widziałam, jak jego ręce składają się w pięści.
- Ej, ej. Patrz na mnie. Kocham tylko ciebie. Bartek. Kocham Cię. Spokojnie. Ja za trzy dni mam wizytę w klinice. Ja usunę to dziecko i wszystko wróci do normy.- uśmiechnęłam się.
- Pojebało cię, do reszty?!- wstał i teraz patrzył na mnie ze złością. Widziałam jak podnosi rękę, automatycznie przypomniał mi się widok ojca. Skuliłam się na łóżku, a łzy które tak bardzo ukrywałam wypłynęły na moje czerwone policzki.
- Ej. Spokojnie, mała. Przecież wiesz, że bym cię nigdy nie uderzył.- podniósł mnie i mocno do siebie przytulił. Wtuliłam się w niego i dość głośno zaczęłam ryczeć w jego koszulkę. Co ja pomyślałam? Przecież on nigdy by mnie nie skrzywdził. Podniosłam głowę wysoko do góry i spojrzałam w jego piękne oczy.- Kocham cię, słyszysz. Nigdy nie myśl, że kiedykolwiek chciałbym cię skrzywdzić. Tak?- uśmiechnął się.- przytaknęłam mu, poczym wspięłam się na szubki palców i musnęłam jego ciepłe wargi. Oddał pocałunek i trwaliśmy tak przez kilka minut.- A co do tego dziecka. To, że jest Piotrka, nie znaczy, że on musi go wychowywać. Ma Agatę, my mamy siebie. Już kocham tego malucha.- uklęknął i pocałował mój brzuch. Zaśmiałam się. T było takie słodkie. Kocham tego wariata.
- Bartek. Kocham Cię.- zaśmiałam się.
- Serio?- zrobił głupią minę i ucałował moje czoło.

                                            ***Piotr***

Co ja sobie myślałem? Że pocałuję ją, a ona się tak po prostu zgodzi, albo we mnie zakocha? Niedoczekanie. Kopnąłem już chyba 10 kosz na mojej drodze. Byłem taki wściekły. Ona chce usunąć moje dziecko! Nie pozwolę jej na to! Muszę iść do Zuzy. Może ona więcej wie. Schowałem ręce do kieszeni i udałem się do mieszkania Marty i Zuzy. Wszedłem bez pukania, a w kuchni zauważyłem podśpiewującą Zuzię, przygotowującą obiad, lub coś takiego.
- Hej.- usiadłem przy stole, rozpinając kurtkę.
- cześć. Widzę, że dowiedziałeś się, że byłbyś tatą.- westchnęła i odwróciła do mnie, opierając się o blat.- Chcesz pogadać.- wytarła ręce w ściereczkę i usiadła obok.
- No, bo ja niby ni jestem gotowy, ale jednak kiedy słyszę, że ona chcę usunąć je, to od razu chcę je. Bardzo. Mam mętlik w głowie.- podrapałem się po karku. Porozmawialiśmy. Wiem, że trzymamy tą samą stronę. Podziękowałem jej za tą rozmowę i poszedłem do siebie. Agata oglądała jakiś film. Zdjąłem wszystko i powędrowałem pod prysznic. Stróżki wody spływały po moim ciele. Długo tam siedziałem. Z zamkniętymi oczami wyszedłem i przewiązałem pierwszy lepszy ręcznik wokół pasa. Usłyszałem otwieranie drzwi, a będąc pewny, że to Agata, nic sobie z tego nie zrobiłem.
- Piotrek?- co?! Marta?! Ale jak ona tu? Otworzyłam szybko oczy i naprawdę stała przede mną.
- Yyy… hej?- spojrzałem dziwnie w jej stronę. Udawałem obojętnego.
- Nie usunę tego dziecka. Ale wychowam je  Bartkiem.- uśmiechnęła się.- pierwsze zdanie było miodem na moje uczy, ale drugie? Co? Mój przyjaciel ma wychowywać moje dziecko.
- Na to drugie się nie zgadzam.-  poważnie na nią spojrzałem. Zrobiła smutną minę.
- Ale Piotr. Ty masz swoje życie, a ja gadałam z nim i ..
- I co? To jest moje dziecko i chyba mam prawo się nim zajmować, nie?!- wybuchnąłem.
- Tak, ale ..
- Nie ma żadnego ale. Albo ja je będę wychowywać, albo za 9 miesięcy spotkamy się w sądzie o prawa rodzicielskie.- wzruszyłem ramionami i wyminąłem ją, udając się do pokoju. Chyba dała spokój, bo usłyszałem trzaskanie drzwiami. W progu pojawiła się zła Agata.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałeś?- widziałem łzy w jej oczach. Podszedłem i objąłem ją.
- Dzisiaj się o tum dowiedziałem.- westchnąłem.
- Walcz o nie.- pocałowała mnie. Byłem strasznie zdziwiony, że to powiedziała. Ale potrzebowałem tego. Ubrałem spodnie i wspólnie z moją dziewczyną oglądałem do późna filmy.

                                               ***Marta***

Wściekła wyszłam z mieszkania. Czy on naprawdę chce wojny? Chyba tak. Kurczę. Zeszłam na dół i cicho otworzyłam drzwi. Co za nimi usłyszałam zszokowało mnie jeszcze bardziej.
- Kochanie, będę jeszcze dzisiaj. Wyszedłem dzisiaj. Czekaj na mnie. Mam na ciebie ochotę.- Bartek rozmawiał przez telefon. No chyba mi na słuch padło. Słucham? Gdzie on? Wyszłam i spojrzałam na niego wymownie, czekając na wyjaśnienia.
- Muszę kończyć.- odłożył telefon.- Kochanie o nie ..- nie zdążył. Wymierzyłam mu siarczysty policzek.
- Ty zakłamany ..- po raz 4 dzisiaj miałam łzy w oczach.- Nie ważne.- machnęłam ręką i najszybciej jak mogłam pobiegłam do mieszkania. Weszłam i zakluczyłam drzwi. Rozebrałam się i weszłam do pokoju. Ujrzałam tak Igłę, bawiącego się moim laptopem. Zamknęłam drzwi i osunęłam się po nich. Zauważył mnie i usiadł obok przytulając.
- Co się stało?- kołysał się ze mną, próbując mnie uspokoić . Na marne.
- Bartek, on, on ma inną.- wybuchałam głośnym płaczem. Oj chyba się zdziwił. Siedzieliśmy, rozmawiając. Uspokoił mnie i nawet zaczął rozśmieszać. Mówił też do mojego brzucha, który za jakieś 24 godziny, będzie ciut mniejszy. Tak. Moja decyzja już się nie zmieni. Klamka zapadła. Krzyś nie jest z tego powodu zadowolony, ale próbuje uszanować moją decyzję, przekonując mnie jeszcze. Wkrótce zasnął, oparty o moje ramię. Uśmiechnęłam się i również udałam się do krainy Morfeusza. Następny dzień spędziłam leżąc w łóżku z kakao i co chwilę odrzucając połączenia od Bartka. W końcu się zdenerwowałam i wyłączyłam telefon. Przesunęłam termin i ustaliłam, z nim, że odbędzie się to jutro o wpół do 8. Rano. Wieczorem Zuzia i Krzysiek próbowali mnie jeszcze przekonać, ale nie dałam się. Następnego dnia obudziłam się o godzinie 6:30. Byłam taka zdenerwowana. Ubrałam się i zrobiłam kawę. Patrzyłam nerwowo w okno, jakby miał zaraz pojawić się tam jakiś znak. Do kuchni weszła Zuzia. Popatrzyła na mnie i nalała sobie do kubka kawy.
- Wiesz, że będziesz tego żałować?- zapytała. Po raz piętnasty.
- Tak, wiem.- sztucznie się uśmiechnęłam i spojrzałam na zegarek. 7:07. Muszę lecieć. Weszłam do pokoju Zuzi i obudziłam śpiącego Zbysia.- Mogę twoje auto pożyczyć?- złożyłam ręce jak do modlitwy.
- Pewnie.- sztucznie się uśmiechnął i znowu zasnął. Wzięłam z szafki klucze, z pokoju torebkę i niepewnie zamknęłam drzwi od mieszkania. Weszłam do samochodu i włączyłam silnik. Odetchnęłam głośno i pojechałam tam. Przez całą drogę słuchałam jednaj piosenki. Smutnej. Byłam w szoku, że Zibi posiada chociaż jedną smutną piosenkę. Zaparkowałam pod przychodnią i zamknąwszy auto, schowałam kluczyki do torebki. Byłam strzępkiem nerwów, a moje nogi chciały uciekać. Nie! Postanowiłam.! Tak będzie lepiej. Zmusiłam się do przekroczenia progu i usiadłam n krzesełku w poczekalni. Oprócz mnie była tam tylko młoda dziewczyna w kapturz i słuchawkach w uszach. Miała spuszczoną głowę i była ubrana na czarno. Aż mną zatrzęsło. Nie mogłam się uspokoić. Prawie zaczęłam paznokcie obgryzać. Wtedy z gabinetu wyszła jakaś para. Miała miny jak po pogrzebie. No właściwie, to jest jakiś tam pogrzeb. Kiedy usłyszałam swoje nazwisko, prawie oczy wyszły mi n wierzch.

- Pani Marta Grzewczyk.- usłyszałam. Wstałam i skierowałam się wzdłuż korytarza do gabinetu lekarza. 


-------------------------------------------------
Hejoo :D

Przepraszam, że krótki, ale musi być niepewność. :D Jak wrażenia? :) Komentujcie. :D 




czwartek, 7 listopada 2013

Rozdział 11„Jesteś morderczynią.”

- Zawsze poprawiasz mi humor. Kocham Cię, Piotrek.- wtuliłam się w przyjaciela. Czułam jak przyśpiesza mu bicie serca. Czy coś z nim nie tak? Nie mam pojęcia, ale to się w tej chwili nie liczyło. Ważne jest tylko to, że nie mogę ani Piotrkowi, ani Bartkowi powiedzieć o tym. Piotrowi, by to zepsuło życie, a Bartek? Dopiero co go odzyskałam, dopiero się z Piotrkiem pogodził. Nie mogę tego popsuć. Posiedziałam tak chwilę jeszcze na jego kolanach i żaróweczka mi się zaświeciła, że muszę iść powiedzieć Zuzi. Chociaż co do tego też mam pewne wątpliwości. Ale komuś muszę się wygadać, bo zwariuję.! Wstałam i spojrzałam na przyjaciela.
- Muszę iść. Zuzia czeka, miała mi coś ważnego do powiedzenia.- uśmiechnęłam się lekko. Odwzajemnił gest i wstał.
- Chodź. Odwiozę cię.- wziął mnie za rękę, chcąc udać się na parking.
- Dziękuję, Piotrek. Wolę się przejść. Taka ładna pogoda.- wtedy spojrzałam za przezroczyste drzwi szpitala. Mocno padało, a drzewom od wiatru, prawie gałęzie urywało. Co jest z tą pogodą? A w dodatku ciemno.
- Jedziesz i kropka. Nie puszczę cię w takiej pogodzie.- wlepił we mnie te swoje oczęta. Westchnęłam, w celu poddania się. Pożegnałam się z Bartkiem i wyszliśmy. Matko jedyna.! No łeb dosłownie urywa. Wielkolud przytulił mnie do siebie i jakoś doszliśmy do pojazdu. Szybko wsiedliśmy i włączając klimatyzację i odjechaliśmy. Postanowiłam zagadnąć z nim ten temat.
- Słuchaj. Mam pytanie. Co byś teraz zrobił jakby Agata zaszła w ciążę?- zapytałam prosto z mostu. Widziałam skupienie na jego twarzy. Chwilę mu zajęło myślenie.
- Nie wiem. Chyba nie jestem na to gotowy. Ale jeśli już się by stało, to wspierałbym ją i kochał to maleństwo nad życie.- no poezja normalnie. Miałam ochotę się tam poryczeć i powiedzieć mu o wszystkim. Ale na szczęście się powstrzymałam.
- Słodko.- skwitowałam.- A jak byś dał córce na imię, a jak synowi?- spojrzałam na niego.
- A co to przesłuchanie? Agata jest w ciąży czy co?- zaśmiał się.
- Nie. Pytam tak z ciekawości.- wyszczerzyłam się w jego stronę.
- No okej. Córeczce dał bym na imię Zosia, a synkowi Michał.- uśmiechnął się sam do siebie, wywołując również u mnie uśmiech. Praktycznie przez całą drogę męczyłam go tym tematem, ale on chętnie odpowiadał. Mam szczęście, że niczego się nie domyślił. Nawet nie spostrzegłam kiedy dojechaliśmy. Pocałowałam Piotrka w policzek i weszłam do bloku. Wjechałam windą na nasze piętro i zobaczyłam dwóch mężczyzn majstrujących coś przy drzwiach.
- Dzień dobry. A co panowie robią?- przypatrzyłam się dokładnie.
- Wstawiamy drzwi.- jeden z nich, nie racząc mnie nawet spojrzeniem odpowiedział oschle. Wzruszyłam ramionami i weszłam do środka. Na kanapie w salonie siedziała rozanielona Zuzia, oglądająca jakąś bajkę w telewizji. Podeszłam ją do tyłu i zasłoniłam oczy. Zaczęła piszczeć jak trzy latka. Uciszyłam ją śmiejąc się i usiadłam obok.
- Chcesz, żebym na zawał zeszła?- złapała się za serce.
- Nie.- wytknęłam jej język.- A mogłabyś mi powiedzieć, kto nam drzwi wyłamał i , dlaczego masz obandażowany nadgarstek?- przyuważyłam jej rękę, która zaraz zwinnie powędrowała pod poduszkę.
- Zbyszek wyłamał drzwi, bo mu nie otwierałam, a na ręce. Przecięłam się nożem jak sałatkę kroiłam.- uśmiechnęła się.
- Taaa… jasne.- chwyciłam mocno jej rękę i odwiązałam bandaż.
- Porąbało cię?!- krzyknęłam, widząc cięcia na ręce przyjaciółki. Do pokoju weszli dwaj panowie od drzwi.
- Panienko , skończyliśmy. 100 się należy.- wyciągnął rękę.- zniesmaczona zachowaniem mężczyzn, wstałam i podarowałam im banknot. Facet wręczył mi klucze i zamknęłam od razu za nimi drzwi. Teraz muszę jej powiedzieć. Wbiegłam do salonu i praktycznie wbiłam się w kanapę. Chwila ciszy. Patrzyłam się przed siebie. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam usta.
- Jestem w ciąży.- spojrzałam wymownie na przyjaciółkę. Dostała lekkiego wytrzeszczu, ale zaraz zaczęła się śmiać.
- Sory, ja się nie nabiorę.- otarła udawane łzy. Przewróciłam oczami i z torebki wyciągnęłam zdjęcie USG i wręczyłam Zuzi. Szczęka jej opadła. Gapiła się w to dobre kilka minut. Spojrzała na mnie przerażona.
- Co masz zamiar zrobić?- jeszcze raz przypatrzyła się zdjęciu.
- Usunąć ciążę. Wszystkim zaszkodzi. Mi, Piotrkowi i Bartkowi. Nikt nie będzie szczęśliwy.- zaczęłam patrzeć się w sufit.
- No chyba cię popierdoliło dokładnie?!- wydarła się na mnie.
- Ciszej.- uciszyłam przyjaciółkę.
- Chcesz usunąć? A wiesz, że ono niczemu nie zawiniło? To wasza nieuwaga. Ono ma prawo żyć.!- prawie się popłakała.- Musisz powiedzieć Piotrkowi. Musi  wiedzieć. Jak mu nie powiesz, to ja to zrobię.- wzruszyła ramionami, nie patrząc na mnie.
- Nie powiem mu. To mu zniszczy życie! A tak w ogóle postanowiłam. Nie jestem gotowa być matką!- warknęłam i pobiegłam do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. Rzuciłam się na łóżko, ze łzami. Nie mogłam już tego pohamować. PO chwili drzwi od mojego pokoju się otwarły.
- Rób co uważasz. Ale jeśli nadal masz zamiar je usunąć, to pamiętaj, że nawet palcem nie kiwnę.- zamknęła drzwi zostawiając mnie samą. Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Poszukiwałam dobrej kliniki aborcyjnej. Gdzieś tak o 4 znalazłam odpowiednią. W Łodzi. Chciałam zamiar, od razu zadzwonić i się umówić, ale znużyło mnie i zasnęłam.

Nie rób tego.! Nie zabijaj tego nie winnego stworzenia. Pomyśl. Co ono zrobiło? Czym zawiniło? To wasza wina. Twoja i Piotrka. Powinnaś mu powiedzieć. On zrozumie. Pomoże. On cię kocha. Kocha do granic, tylko to ukrywa. Pamiętaj, dziecko nie jest niczemu winne … nie jest winne. To wasza nieuwaga doprowadziła do tego. Życie jest pełne wzlotów i upadków. A zobaczysz, że wcale tak źle nie będzie. Pamiętaj… ono nic nie zrobiło!!!

Obudziłam się cała zlana potem. Miałam w głowie te słowa. Kto to mówił? Nie byłam w stanie zrozumieć. Ale ja już decyzję podjęłam. Postanowiłam jeszcze się skimnąć chwilę, a potem zadzwonić do kliniki. Tak zrobiłam. O godzinie dziewiątej rano, zadzwoniłam tam. Niczego nie byłam pewna, ale muszę to zrobić. Umówili mnie na pojutrze o piętnastej. Podziękowałam się i rozłączyłam. Płatność liczona z góry, także miałam dosyć luzu. Weszłam do kuchni, po kawę.
- Słyszałam rozmowę. Jesteś morderczynią.- spuściła wzrok.
- Ja?- zapytałam. Przyjaciółka obrzuciła mnie pogardliwym spojrzeniem.
- Nie, wiesz? To nie ja chcę pozbawić życia, najcenniejszemu skarbowi na świecie.- łza spłynęła po jej policzku, ale szybko chcąc to zrobić niezauważalnie, ją starła.
- Wiesz, że to …
- Tak, mówiłaś. Zniszczy wam życia. Jak możesz być tak samolubna?- w jej oczach widziałam łzy.
- Zuzia.- próbowałam ją przytulić.
- Nie dotykaj mnie.- odepchnęła mnie i zniknęła w swoim pokoju. Mnie teraz też zebrało się na płacz i odechciało kawy. Weszłam do pokoju i stanęłam przed lustrem. Zdjęłam koszulkę i pogłaskałam mój już troszeczkę wypukły brzuch.
- Dlaczego teraz? Dlaczego musisz tam być?- pytałam bez sensu. Tylko, że to nie była jego wina. I nigdy nie będzie. Gdybym się z nim nie upiła. Gdyby mnie nie znalazł w parku. Boże, wszystko by się inaczej potoczyło. Nasza nieuwaga. Boże, co my narobiliśmy. Osunęłam się po ścianie, chowając twarz w dłonie. Wtedy naszła mnie taka odwaga. Jakby to małe stworzenie dało mi moc. Chyba, ono chcę , żebym mu powiedziała. Ale ja się boję. Wiem, że jak będę stała z nim twarzą w twarz to wymiękne i zmienię temat. Ktoś zapukał do drzwi. Byłam pewna, że to Zuza, więc rzuciłam krótkie „proszę”. Po chwili zobaczyłam przed sobą prawie dwumetrowego mężczyznę. Uśmiechnęłam się i wpadłam w jego otwarte ramiona. Zaczęłam od nowa płakać, a on pocieszał mnie.
- Wiem wszystko. Zuzia, powiedziała mi przez telefon. Nie możesz tego zrobić.- powiedział, gdy usiedliśmy na łóżku.
- Ty nie rozumiesz.- spuściłam wzrok.
- wszystko doskonale rozumiem. Nie chcesz niszczyć im życia.- uśmiechnął się.- Ale to nie powód, by pozbawiać kogoś życia.- dotknął lekko mojego brzucha.
- Co ja mam robić? Pogubiłam się w tym wszystkim. To się dzieje za szybko.- kolejne łzy spływały po moich policzkach.
- Wiem, wiem. Spokojnie.- mocno mnie przytulił.- Daj dziecku szansę. Daj sobie szansę. Uwierz mi, że to małe cudo, da ci więcej radości, niż sobie wyobrażasz. My też nie byliśmy gotowi, bałem się do końca. Ale kiedy on się urodził. Cały strach zniknął. Nie wyobrażałem sobie czegoś tak kruchego, malutkiego i bezbronnego. A kiedy zobaczyłem, jak po raz pierwszy się uśmiechnął, zrozumiałem, że moje życie dopiero wtedy nabrało barw. To najpiękniejszy dar od Boga, Martuś. Zrozum to i przemyśl.- kiedy to mówił, co chwilę się uśmiechał. A ja co chwilę bardziej wątpiłam w tą aborcję. Jednak cały czas coś mi mówiło, że mam tam iść i załatwić to.
- Ale ja mam już umówioną wizytę. Za trzy dni. Miałam już plan.- spojrzałam na przyjaciela.
- Takie już jest życie. Wszystko przychodzi w nieodpowiednim momencie.- pocałował mnie w czoło.- Przemyśl to. Wrócę za godzinę.- przytulił mnie i wyszedł z pokoju, zamykając lekko drzwi. Założyłam bluzkę i otworzyłam z ciekawości laptop. Weszłam na jakąś stronę, a po boku jak na złość wyświetliła mi się jak na złość jakaś reklama przedstawiająca matkę z dzieckiem na rękach. Kusiło mnie niesamowicie, więc wykonałam kliknięcie i po chwili znalazłam się na pewnej stronie. Były to wiersze o macierzyństwie. Czytałam wszystkie po kolei, aż doszłam do tego jednego, które wyryło wielkie zakłopotanie w mojej głowie. Czytałam to kilka razy i coraz mocniej płakałam. To było piękne, a za razem przerażające.

Pewnego razu było dziecko gotowe, żeby się urodzić. Więc któregoś dnia zapytało Boga: 

- Mówią, że chcesz mnie jutro posłać na ziemię, ale jak ja mam tam żyć, skoro jestem takie małe i bezbronne?

- Spomiędzy wielu aniołów wybiorę jednego dla ciebie. 
On będzie na ciebie czekał i zaopiekuje się tobą. 

- Ale powiedz mi, tu w Niebie nie robiłem nic innego tylko śpiewałem i uśmiechałem się, to mi wystarczało, by być szczęśliwym? 

- Twój anioł będzie ci śpiewał i będzie się także uśmiechał do ciebie każdego dnia. 
I będziesz czuł jego anielską miłość i będziesz szczęśliwy.

- A jak będę rozumiał, kiedy ludzie będą do mnie mówić, jeśli nie znam języka, którym posługują się ludzie? 

- Twój anioł powie ci więcej pięknych i słodkich słów niż kiedykolwiek słyszałeś, i z wielką cierpliwością i troską będzie uczył Cię mówić. 

- A co będę miał zrobić, kiedy będę chciał porozmawiać z Tobą? 

- Twój anioł złoży twoje ręce i nauczy cię jak się modlić. 

- Słyszałem, że na ziemi są też źli ludzie. Kto mnie ochroni? 

- Twój anioł będzie cię chronić, nawet jeśli miałby ryzykować własnym życiem. 

- Ale będę zawsze smutny, ponieważ nie będę Cię więcej widział. 

- Twój anioł będzie wciąż mówił tobie o Mnie i nauczy cię, jak do mnie wrócić, chociaż ja i tak będę zawsze najbliżej ciebie. 

W tym czasie w Niebie panował duży spokój, ale już dochodziły głosy z ziemi i Dziecię w pośpiechu cicho zapytało: 

- O, Boże, jeśli już zaraz mam tam podążyć powiedz mi, proszę, imię mojego anioła. 

- Imię twojego anioła nie ma znaczenia, będziesz do niego wołał: 
                                                          "MAMUSIU".

A potem jeszcze to mnie dobiło .

'Mamusiu... 
coś się stało, ja żyję 
ja naprawdę żyję 
dar życia otrzymałam 
o, braciszka z boku poznałam 
on też prawdziwie się raduje 
i świata oczekuje 
dzięki ci mamusiu 
i kochany tatusiu 
braciszku! patrz, coś się stało 
jakieś światło się tu dostało 
jakieś narzędzie błyszczące 
ała! jakieś kłujące 
braciszku co oni ci robią? 
dlaczego dziurę w brzuszku ci skrobią? 
mamusiu! braciszka rozrywają 
rączki mu wyrywają! właśnie wykłuli mu oko 
i serduszko rozdarli głęboko 
jestem krwią braciszka zbryzgana 
mamusiu moja kochana 
już nie ma nas dwoje - zostałam sama 
jak ja się mamusiu boję 
pocę się w kolorze krwi 
mamusiu! nie pozwól umrzeć mi! 

MAMUSIU! 

ten potwór paluszki mi obcina 
już jest kaleką twoja dziecina 
mamusiu! co ja takiego zrobiłam? 
ja tylko życiem się cieszyłam 

mamusiu! 

ja jestem miłością Boga dla ciebie 
On naprawdę chce mieć nas w niebie? 
Jego miłość nigdy sie nie kończy 
nawet po śmierci się sączy 
ratunku mamo! 
on urwał mi już kolano 
tatusiu! ja będę twoim skarbeczkiem 
będę twoim aniołeczkiem, ale pomóż mi 
niech nie wyrywa mi drugiej rączki 

mamusiu! tatusiu! 

ja mogę być głodna, nie potrzebuję pieniędzy 
kochani! ja mogę żyć w nędzy 
a nie nie pozwólcie aby mnie zamordowali 
i życie mi zabrali 
mamusiu, ja jestem jeszcze mała 
ja będę zawsze cię kochała 
w twojej starości będę promyczkiem słońca 
będę miłością cię obdarzała do dni twoich końca 
mamusiu! jakiś błyszczący nóż 
gardło podrzyna mi już 
nawet nie wiem jak wy wyglądacie 
i dlaczego mnie nie kochacie? 

mamusiu! 

czy ja umieram dlatego, że tatuś cię dręczy? 
że cię nie kocha i męczy? 
ja cię tysiąc razy mocniej będę kochała 
ja - twoja córunia mała 
ja będę ci buzi na dobranoc dawała 
ja się będę z tobą bawiła i śmiała 
nie pozwól żebym została zmasakrowana! 

mamusiu! 

on teraz szczypcami oczy mi rozdusi 
nie będę widziała mojej mamusi 
a ty mnie mamusiu będziesz widziała 
spójrz do śmietnika, tam będę leżała 

mamusiu! 

dlaczego życie mi dałaś? 
i tak okrutnie je odebrałaś? 

mamusiu patrz! 

twoją córunię w krematorium spalili 
a duszy jej nie zabili 
ja w twoim umyśle będę żyła 
będę po nocach ci się śniła 
i będę po nocach do ciebie wołała 
ja - twoja córunia mała 
mamusiu! dlaczego zatykasz uszy? 
przecież nikt cię nie ogłuszy 
to przecież ja, twój skarbek kochany 
ten, co miał brzuszek rozerwany 
mamusiu! pamiętasz jak się bałam? 
jak o pomoc do ciebie wołałam? 
a pamiętasz mamusiu oczy tego lekarza? 
co śmiercią dzieci obdarza? 
kto mu dał prawo, by zabił twoją dziecinę? 
twoją niewinną kruszynę mamo... 
czy ta powolnej śmierci porcja 
nazywa się aborcja? 
zapytaj rządzących o nazwiska 
poznaj tych ludzi z bliska 
sprawdź, czy oni też swoje dzieci zabijają 
czy tylko ciebie w pogardzie mają 

mamusiu! 

w naszym kraju mordercy chodzą na wolności 
a niewinnym łamie się kości 
ustawy ludobójcze podejmują 
i tobą wcale się nie przejmują 
mamusiu moja kochana 
dlaczego cierpisz i jesteś załamana? 
to przecież ja - twoja córunia 
mamusiu moja, gdybyś wtedy mnie ocaliła 

mamusiu! 

w twoim sumieniu będę ciągle żyła 
i będę za tobą bardzo tęskniła 
że twoja córeczka najbardziej by cię kochała 
mamusiu moja 
ja nawet teraz jestem twoja!!!! 

Nie mogłam się powstrzymać od łez. Te dwa głupie wierszyki narobiły mi problemów w głowie. Wiele myśli przekonywały mnie do tego najważniejszego kroku. Miałam takie ciepłe uczucie w żołądku.
- Muszę mu powiedzieć.!- olśniło mnie. Uśmiechnęłam się i wstałam z łóżka. Wzięłam moją skurzaną kurtkę i torebkę, poczym wyszłam z mieszkania. Przez całą drogę biłam się z myślami. Jedna strona mi mówiła, że mam mu powiedzieć i urodzić to dziecko, a druga, że mam zawrócić i pójść tam. Podejmowałam tą decyzję, aż głos Piotra, nie wyrwał mnie z zamyśleń.
- Hej, mała. Co jest?- uśmiechnął się do mnie. Stał z Agatą. Mój cały plan runął. Przecież oni są szczęśliwi. A on i tak by mnie nie wybrał, także o co się martwić. Za 3 dni będzie po kłopocie. Otrząsnęłam się lekko.
- Hej. Piotrek, możemy pogadać?- spuściłam głowę. Nie chciałam zaczynać tego tematu, ale zrozumiałam, że musi poznać prawdę. Bo to byłoby nie fair w stosunku do niego. Agata dziwnie na mnie spojrzała.
- Pójdziesz sama?- Nowakowski zwrócił się do dziewczyny.
- Jasne.- posłała nam uśmiech i wyminęła. W ciszy doszliśmy do parku. Przechodziliśmy środkiem, gdy już miałam tego dość i pociągnęłam go na ławkę.
- Słuchaj mnie uważnie. Wiem, że będzie to dla ciebie bardzo trudne …
- Co? Coś z Bartkiem?- zaniepokoił się.
- Możesz mi nie przerywać. Z nim w porządku.- szczerze, to nawet nie wiedziałam. Byłam tak skupiona na sobie, że go nie odwiedziłam. Ale jestem dobrą dziewczyną. Ugh … - Chodzi o to, że okłamałam cię.- spuściłam głowę i zobaczyłam jakie moje buty mają piękne czubki. Mogłabym się na nie gapić godzinami, tylko żeby nie spojrzeć mu w oczy.
- Okłamałaś mnie? Kiedy?
- Kiedy mówiłam, że to zatrucie. Piotrek ja..- odważyłam się i chwyciłam mocno jego rękę.- Ja, ja jestem w..- przełknęłam głośno ślinę.- W ciąży.- wyszeptałam. Nie otrzymałam odpowiedzi, więc zerknęłam w jego stronę. Uśmiechnięty patrzył na mnie. – Cieszysz się?- zdziwiłam się lekko.
- No pewnie. Bartek na pewno będzie wspaniałym tatą.- żyłka mi skoczyła. Serio, on naprawdę nie rozumie przekazu?! Muszę mu to powiedzieć?!
- Ale Piotrek. To ty jesteś ojcem.- powiedziałam, jeszcze ciszej, niż poprzednio. Patrzyłam na niego cały czas. Nie mam pojęcia jak to zrobiłam. Byłam taka spokojna. On siedział nieruchomo. Jakby sparaliżowany i gapił się w jeden punkt. Po kilku minutach znudziło mnie jego milczenie. Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, gdy on zaczął mówić.
- Ale skąd wiesz, że ja jestem ojcem, przecież my ze sobą nie spaliśmy.- wstał i zaczął chodzić w tą i z powrotem.
- Pamiętasz jak się wtedy upiliśmy, wtedy gdy mnie znalazłeś?- skinął głową.- To nie powiedziałam ci, że wtedy obudziłam się u ciebie i wszystko sobie przypomniałam. I … jesteś jedynym facetem z jakim spałam.- ponownie spuściłam głowę. Po chwili usłyszałam huk. Rozejrzałam się i ujrzałam wkurwionego Piotrka, a obok niego leżący kosz na śmieci. Nigdy nie widziałam wkurzonego Piotrka. Wstałam i przytuliłam od tyłu. Nie opierał się. Stał, głośno oddychając. Musieliśmy wyglądać jak para.
- Spokojnie. Ja mam wizytę u lekarza. Za 3 dni go już nie będzie i będziesz spokojnie żył. Powiedziałam ci, ponieważ uznałam, że musisz wiedzieć.- powiedziałam, ze łzami w oczach. Muszę to zrobić. On nie będzie miał życia. Wiem, że tego chce.
- Słucham?- odwrócił się w moją stronę.- Ty chcesz… ty chcesz usunąć ciążę? No chyba cię powaliło! Nie pozwolę ci zabić tego malucha!- wyrwał się z moich objęć.

- Ale Piotrek. To zniszczy nam życie. Ty kochasz Agatę, a ja nie chcę tego psuć.- westchnęłam, a łza spłynęła po moim policzku. – Właściwie to…- nie dokończyłam, bo Nowakowski przybliżył się do mnie znacznie i złączył swoje usta z moimi.


----------------------------------------------
Hejo. 

Już nie przepraszam, bo to się nudzi. Przyznam, że nie mogę się wyrobić, bo szkoła itp. Ale się staram. Teraz będę PRÓBOWAŁA jak najczęściej dodawać, ale nie wiem kiedy będzie następny. Szkoda, że pod poprzednim rozdziałem było tak mało komentarzy. :C Niedługo ruszam z moim drugim opowiadaniem. Czekajcie. Chciałam baaaardzo podziękować Chimerze za czytanie i zostawianie komentarzy. To dla mnie ważne. :** dziękuję ci bardzo.! <33

POZDERKI ... :**

czwartek, 17 października 2013

Rozdział 10 „ Proszę położyć się na kozetce.”

- Mam dla pani widomość. Woli pani usłyszeć najpierw dobrą czy złą?- spojrzał na mnie.
- Może, zacznijmy od tej dobrej.- przygryzłam nerwowo wargę.
- No więc tak. Dobra jest taka, że wybudziliśmy pana Bartka, ale zła jest taka, że wystąpiły pewne komplikacje i nie zobaczy pani narzeczonego jeszcze przez kilka godzin.- po tych słowach, zamarłam. Nie dość, że kazali mi czekać na to miesiąc, to jeszcze kilka godzin.
- Chociaż na chwilę?- zrobiłam błagalną minę.
- Niestety. Chciałbym panią wpuścić, lecz nie ja ustalam zasady.- westchnął i poszedł. Chodziłam w tą i z powrotem, czekając na jakąś wiadomość. Piotrek spał na krześle, a Agata buszowała w bufecie. O nie, znowu… pobiegłam do łazienki. Zauważyłam, że spędzam tam większość swojego dnia. Siedziałam oparta o ścianę. Co się ze mną dzieje? Może się czymś zatrułam? Na pewno. Przecież nie mogę być w ciąży. To absurdalne. On, on na pewno w tedy miał gumkę. Jestem pewna. Przemyłam twarz zimną wodą i wyszłam. Wszystko tak samo. Piotrek śpi, Agaty nie ma, a sala Bartka… otwarta?! Otworzyłam szerzej oczy i podbiegłam do drzwi. Był sam. Spojrzał na mnie tymi swoimi oczkami, pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Podeszłam do niego i usiadłam na krześle.
- Hej.- uśmiechnęłam się cały czas patrząc w jego oczy.
- Cześć.- wreszcie doczekałam się tego uśmiechu. Pragnęłam go od wtedy. Zanim zdążyłam pomyśleć, zatopiłam swoje usta, w jego ciepłych wargach. Od razu odwzajemnił pocałunek. Dlaczego to sprawia taką przyjemność? Może to rodzi bliższe przywiązanie? Nie wiem, ale to jest takie uczucie… takie inne. Nigdy czegoś takiego nie czułam, jak przy tym pocałunku. Chciałam by to trwało wiecznie, lecz wiem, że tak się nie da. Oderwałam się od Bartka i opadłam na krzesełko.
- J, ja przepraszam, za to co wtedy powiedziałam. Teraz jestem pewna. Kocham cię, bardzo.- ścisnęłam jego dłoń. Jednak uśmiech nie zszedł z jego twarzy.
- Spokojnie. Wiem co czułaś. Wiem co przeżyłaś. Rozumiem i wiem, że wtedy, że zareagowałem. To ja przepraszam.- przytuliłam go.
- A tak w ogóle jak się spało?- zaśmiałam się.
- A dobrze.- odwzajemnił uśmiech. Tak się rozgadaliśmy, że nawet zapomniałam o tych mdłościach. W pewnym momencie do Sali wszedł zaspany Piotrek. Mina Bartka od razu zrzedła.
- To ja was zostawię.- wstałam.- Tylko mówię, ale Piotrek był tu ze mną cały czas. Praktycznie cię nie odstępował.- skierowałam te słowa w stronę Bartka i wyszłam, zamykając drzwi. Czas by przyjaciele się pogodzili.



                                                                      ***ZUZA***

Siedziałam jak taki kołek w domu, oglądając komedie romantyczne. Jedna za drugą, a czas płynął. Nie wychodziłam z domu. Tak szczerze, po co? Po co mam otworzyć drzwi do tego świata, który jest tak nie sprawiedliwy? Po co? Dzwonek do drzwi. Wiem, że to Zbyszek dlatego nie otwieram.
- Zuziu, otwórz drzwi.- on powiedział do mnie Zuziu. Haha… ostatni raz nazwał mnie tak tata 2 lata temu. Pozostałam niewzruszona.- Jeśli natychmiast nie otworzysz drzwi, to je wywarzę. Pf… ta jasne. Wywarzy mi drzwi. Mam dość tych jego napadów. Dość! Mam tego po kokardkę! Wstałam i weszłam do łazienki, wyciągając z szafki żyletkę. Jeśli jeszcze raz się odezwie, naprawdę przetnę sobie żyły.- Zuza, otwieraj kurwa!- krzyknął wściekły, waląc pięściami w drzwi. Okej, sam chciałeś. Przysunęłam żyletkę do żyły, najbliżej nadgarstka. Już miałam zacząć ciąć, kiedy coś mnie powstrzymało. Ale nie wahałam zadać sobie ciosu nieco dalej. Kreska za kraską, kropelka krwi, za kropelką krwi, zjeżdżały po moich rękach, niczym dzieci na sankach. Opadłam na kafelki i już byłam gotowa zaciąć się na amen, usłyszałam głośny huk. On naprawdę, wywarzył drzwi od mojego mieszkania?!- Gdzie ty do cholery je…- przerwał kiedy zobaczył mnie na podłodze. Podbiegł do mnie, podniósł i posadził na zlewie. Z zezłoszczoną miną, okalał moje ręce bandażem, znalezionym w apteczce, w szafce. Kiedy skończył, spojrzał mi głęboko w oczy. O tak, te zielone tęczówki, to wszystko czego chciałam.- Co ci do cholery odbiło?!- podniósł głos.
- Kocham Cię.- szepnęłam prawie niesłyszalnie.
- Co?- przymrużył oczy.
- Kocham Cię.!- krzyknęłam.- Nie rozumiesz?! Kocham! Kocham! Tak, może robię największy błąd w moim życiu, ale kocham cię najmocniej na świecie.! Chcę z tobą być, mieć z Tobą 10 dzieci, mieć psa i dom!- wykrzyczałam na całe osiedle, jak i nie Bydgoszcz. Łzy jak szalone spływały po moich opuchniętych policzkach. Uśmiechnięty Zbyszek, ocierał mi je starannie. Przytulił mnie i pocałował w obojczyk.
- Ja ciebie mocniej.- szepnął mi do ucha, przygryzając je lekko. Nie mogłam uwierzyć, że to zrobiłam, ale nareszcie jestem szczęśliwa.! Tak! Moje szczęście właśnie przede mną stoi i gapi mi się prosto w oczy. Te jego zielone oczy … Marzenie każdej dziewczyny na ziemi.! Jednak one są tylko moje.! Na zawsze. Wtuliłam się w Zbysia a po Poliku spłynęła mi  łza.- Miśka, nie płacz. Wszystko będzie dobrze.- pogłaskał mnie po plecach i usiadł na krześle.

                                                                    ***Bartek***

Patrzyłem zdezorientowany jak Piotrek siada obok mnie i zaczyna głęboko oddychać. To mój przyjaciel, kocham go. Co się z nami stało? Przyznam, że Marta nas trochę poróżniła, ale … nieważne. Postanowiłem się odezwać, ponieważ Piotrek robił się zielony na twarzy.
- Więc…?- zapytałem.
- A więc.- zaciął się.- Przyszedłem Cię odzyskać.- wyszczerzył się w moją stronę.
- Odzyskać?- zachichotałem, nieba rdzo wiedząc o co przyjacielowi chodzi.
- Bartek. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Co się z nami stało?- powtórzył pytanie, które chwilę temu zadałem sobie w myślach.
- Ja, ja nie wiem.- spuściłem wzrok.- Ale chcę żeby było jak dawnej. Chcę cię wkurzać, mówiąc o imprezach, zmieniać hasło w twoim laptopie i oglądać z Tobą bajki.- oczy mi się troszkę zaszkliły.
- Kocham Cię, stary.- Piotrek rzucił się na mnie z przyjacielskim uściskiem.
- Ja ciebie też.- odwzajemniłem Przytulanko, i wtedy coś mnie na chwilę oślepiło. Spojrzałem w stronę blasku. W drzwiach stała zadowolona Marta z aparatem w ręce i jakaś dziewczyna obok niej. … Zaraz, zaraz. Czy to? Nie. A może? Agata? Tak to ona.
- Ej, mogłabyś mi fleszem po oczach nie dawać?- przetarłem je rękami i zamrugałem kilka razy.
- Oj, no przepraszam Bartuś. Chciałam uchwycić tę romantyczną chwilę.- pomachała mi Nickon’ em przed nosem. Przewróciłem tylko oczami, udając obrażonego.
                                                                   
                                                          ***Marta***

Zdjęcie wyszło rewelacyjne. Normalnie w antyramę oprawię i w pokoju, przepraszam w mieszkaniu powieszę. Tak. Ojciec poszukał mi mieszkania. Nie mam pojęcia jak, ale dzisiaj się wprowadzam. Jeszcze tylko pojadę po rzeczy do Zuzi. O nie… znowu. Wybiegłam z Sali, kierując się w stronę łazienki. Kurwa mać.! Co jest ze mną?! Jednak chyba muszę odwiedzić tego lekarza. Wyszłam z toalety, a przed nią zobaczyłam lekarza, który prowadzi Bartka.
- Pani Marto. Zauważyłem, że często pani chodzi do toalety. Proponuję pani iść na badania. Może teraz pani iść ze mną. Pobierzemy krew i wszystko będzie dobrze. To jak?- uniósł jedną brew do góry.
- A mogę iść to oświadczyć przyjaciołom?- uśmiechnęłam się promiennie w stronę doktora.
- Dobrze. Jestem w gabinecie nr. 13 . Proszę tam przyjść.- powiedział i poszedł w stronę recepcji. Poszłam do Sali Bartka, i wyciągnęłam Piotra n zewnątrz.
- Idę się zbadać. Doktor słyszał jak wymiotuję.- szepnęłam zerkając na Bartka.
- Idź, idź. I dowiedz się co ci jest.- puścił do mnie oczko.- Trzymam kciuki.- uśmiechnął się i wrócił się do przyjaciela. No to czas zobaczyć co mi jest. Tak szczerze? Bałam się. Naprawdę się bałam. Krzyczałam od środka i błagałam, żeby to nie było tylko nic poważnego. Nie przeżyje drugiej bulimii. Doszłam pod wcześniej wskazany gabinet i cicho zapukałam. Po usłyszeniu „PROSZĘ” , przełknęłam głośno ślinę i nacisnęłam klamkę.
- Jestem.- Usiadłam na krzesełku naprzeciwko pana Zelcha.
- Więc… co pani dolega?- lekarz oparł się o zagłówek fotela.
- Tak od ponad miesiąca mam częste mdłości i zawroty głowy. Zauważyłam też, że…- tu się zacięłam. Nigdy nie lubiłam, tych tematów z lekarzem.- Piersi mi trochę urosły.- spuściłam głowę. Jednak po nieotrzymaniu odpowiedzi spojrzałam na uśmiechniętego pana.
- Chyba nie będę musiał pobierać pani krwi. Proszę się położyć na kozetce. Zaraz wracam.- trochę wystraszona, wykonałam jego polecenie. Ułożyłam się wygodnie i czekałam na lekarza. Po dość krótkiej nieobecności, która dla mnie wydawała się wiecznością, podszedł do mnie w rękawiczkach.
- Proszę podnieść koszulkę.- oznajmił. Spojrzałam na niego z przerażeniem.
- Spokojnie. Zrobię pani USG.- uspokoił mnie. Kamień spadł mi z serca. Nawet nie wiem dlaczego się tak zachowuję, przez nerwy? Może. Podwinęłam bluzkę do wysokości stanika, a doktor od razu polał mój brzuch, zimną, gęstą cieczą, poczym zaczął po niej jeździć jakimś urządzeniem. Nie mam pojęcia co to. Nigdy nie miałam robionego USG. Czułam, że robię się czerwona ze strachu i trochę ze złości, ponieważ on gapił się tylko przez pare dobrych minut w ten ekran, a ja umierałam z rozpaczy i strachu. Proszę, tylko nie to.! To zdanie cały czas krążyło mi w myślach. Lekarz jak zaczarowany patrzył się w monitor. Był poważny i skupiony. Miałam ochotę walnąć go w łeb i przypomnieć, że też tu jestem i chcę iść do Bartka. Teraz.! Boże! Co ja zrobię jak jestem w ciąży? Albo mam znowu bulimię? No załamię się psychicznie. Ale jak jestem w ciąży to tylko jedynie z… Piotrkiem.! Ale nie. Przecież nie wyrządziłam nikomu, aż tyle zła, żeby bóg mnie tak karał.! I to jemu zrujnuje życie. Chyba, że usunę tą ciążę, albo wyjadę i nie wrócę. Wychowam dziecko samotnie na drugim końcu kraju. Ale to byłoby niesprawiedliwe w stosunku do niego. Prawda? Przecież on powinien wiedzieć, że będzie miał dziecko. Ale… właśnie. Ale. Jest Agata, która bardzo go kocha i on też odwzajemnia jej uczucia. I … Bartek. Dopiero wybudził się ze śpiączki, a już ma się dowiedzieć, że jego najlepszy przyjaciel będzie miał dziecko z jego dziewczyną?! No to się wkopałam. Zaraz, czekaj. Nie mój hop. Przecież lekarz jeszcze nic nie powiedział. Czemu zawsze myślę, 5 lat do przodu? Walnęłam się z otwartej ręki w czoło. Chyba obudziłam tym lekarza z transu. Spojrzał na mnie i promiennie się uśmiechnął. Miałam wielką nadzieję, że nie powie tego zdania, które nasuwa mi się na myśl. Ja… ja nie mogę być w ciąży. Nie mogę i kropka.! Patrzyłam zdezorientowana na lekarza, który podał mi papier i usiadł na swoim fotelu. Starannie starłam maź z mego brzuch i przelotnie na niego spojrzałam. Niby nic się nie zmieniło. Wzruszyłam ramionami i już chciałam rzucić się na doktora z pytaniem, ale przerwał mi telefon. Jaki ten świat jest niesprawiedliwy.! Zuza dzwoni.
- Przepraszam.- wymamrotałam w stronę lekarza i odebrałam.- Nie mogę teraz. Zadzwoń później.- szepnęłam.
- Pogodziłam się ze Zbyszkiem. Kochamy się i jesteśmy razem.!- przyjaciółka zaczęła piszczeć do słuchawki.
- Masz coś jeszcze ciekawego do powiedzenia?- westchnęłam, wiedząc, że wcześniej czy później do siebie wrócą.
- Jeju. Bez bulwersu. Tylko to. Do zobaczenia w domu. Buziaki.- rozłączyła się. Czym prędzej wpakowałam telefon do kieszeni jeansówi i usiadłam na krześle. Pan doktor już otwierał usta, żeby mi powiedzieć co mi jest, na co wyczekuje od początku. I wtedy oczywiście, pukanie. NO TO SĄ CHYBA JAKIEŚ JAJA?! Ja tu czekam na wieść, która może zmienić całe moje życie, a tu mi kurwa pielęgniarka do gabinetu wchodzi. No zaraz wybuchnę.!
- Panie doktorze. Może pan podpisać?- uśmiechnęła się przepraszająco w moją stronę. Odpowiedziałam jej sztucznym uśmiechem i odwróciłam głowę. Ręce ruszały mi się tak jak nigdy. Normalnie jakbym na bandżi skakała. Dosłownie. Przełknęłam głośno ślinę, kiedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i zobaczyłam siwego pana przed sobą.
- Bardzo panią przepraszam. To było pilne.- zaśmiał się. Nie wiem co w tym śmiesznego, ale okej.- Tak więc, do rzeczy.- poprawił okulary na nosie.- Domyśla się pani co pani dolega, lub po prostu w jakim tanie pani jest?- posłał mi wesołe spojrzenie. Przecząco kiwnęłam głową.
- Proszę mnie nie trzymać w niepewności.- mocniej ścisnęłam torbę, którą trzymałam na kolanach.
- O dobrze, dobrze.  …  - Zostanie pani mamą.- zrobiłam taki wytrzeszcz jakiego jeszcze nigdy świat nie widział. A jednak. Moje obawy się sprawdziły. Co ja teraz do cholery zrobię?! Za wszelką cenę próbowałam powstrzymać łzy. Ale przecież… To mu zniszczy życie.
- Jest pan pewien na 100%?- spojrzałam pytająco.
- Pani Marto, pracuję to od 30 lat. Jestem pewien na 1000000%.- uśmiechnął się i podał mi jakąś kartkę.- To zdjęcie USG. A tu jest pani maleństwo.- wskazał mi długopisem malutką fasolkę. Dlaczego od tego zdjęcia zrobiło mi się ciepło w sercu? Nie mam pojęcia, ale wiem, że muszę się go pozbyć. To zepsuje moje życie, życie Piotra, Bartka i Agaty. Wszyscy będą nieszczęśliwi. Ale, również to dziecko też niczemu nie zawiniło. To jest tylko i wyłącznie nasza wina. Moja i Piotrka. Muszę podchwycić z nim temat dzieci. Co tym sądzi.
- Dziękuję panu.- spakowałam zdjęcie do torby i zamknęłam ją.- trochę zdezorientowana wyszłam z gabinetu i skierowałam się prosto do łazienki. Tam, wszystko ze mnie zeszło. Łzy jak wściekłe zaczęły spływać po moich już czerwonych policzkach. Patrzyłam na siebie w lustrze i widziałam tą dziewczynę, z przed roku. Zapłakaną w łazience. Tylko tu nie próbuje ją nikt zabić, ani nikt nie dobija się do drzwi. Postanowiłam być silna. Zacisnęłam zęby i wytarłam chusteczkami resztki tuszu do rzęs. Chwilę odczekałam, aż moja twarz przybrała trochę naturalniejsze barwy i wtedy wyszłam. Chciałam skierować się prosto do domu i powiedzieć o wszystkim Zuzi. Jednak gdy otworzyłam drzwi zauważyłam Piotrka idącego w moją stronę. Od razu mnie przytulił. Uśmiechnęłam się w duchu. Rodzinka w komplecie. Pomyślałam. Tylko, że tatuś o niczym nie wie.
- Hej, płakałaś?- spojrzał mi w oczy.- Co jest? Powiedzieli ci dlaczego tak często wymiotowałaś i te zawroty głowy?- zapytał, mocniej mnie przytulając. Wtuliłam się w przyjaciela po kryjomu wdychając jego piękne perfumy. Marta, ogarnij się. Co ty robisz?! On ma Agatę, ty masz Bartka. Pamiętaj.!!!
- To zwykłe zatrucie.- uśmiechnęłam się.- Nic mi nie jest.- no co? Mam mu powiedzieć : No Piotrek. Wiesz. Będziemy mieli dziecko. Pamiętasz tę noc jak byliśmy w klubie? Bo ja tak. Przespaliśmy się, prawdopodobnie pękła nam gumka no i taka niespodzianka. A tak przy okazji. Rozdziewiczyłeś mnie. Szkoda, że tego nie pamiętasz. To co alimenty, czy wychowujesz je ze mną? Pf… zabiłabym się gdybym mu to miał powiedzieć.
- Widzę, że coś się dzieje. Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.- usiadł i posadził mnie na swoich kolanach.
- Właśnie o to chodzi Piotrek, że nie mogę ci tego powiedzieć. Bardzo chcę, ale naprawdę nie mogę.- łza spłynęła po moim policzku, a on ją otarł patrząc mi w oczy. Po chwili przytulił mnie i szepnął.

- Nie musisz teraz. Ale pamiętaj, że zawsze będę przy tobie. Gdy będzie ci źle, lub smutno, zawsze będę w pobliżu. Jak nie ciałem to duchem.- pocałował mnie w policzek i mocno przytulił.



--------------------------------------------------
Hejo. :D

Trochę późno, ale jest ;p  Mam nadzieję, że się podoba. Mam wrażenie, że w szkole coraz więcej zadawają i wiem już jak ustalić sobie systematyczność. :D Rozdziały będę dodawać w każdy piątek około godziny 17, 18 :D Mam nadzieję, że okej. Niedługo sporządzę drobną zmianę w bohaterach. A mianowicie : 
- Dodam Agatę 
- Opisy będą zawierały te same informacje tylko wymyśliłam inny schemat. Zdjęcia też się nie zmienią. 

 Jak myślicie? Jak potoczą się losy Marty? :)




                                                   Next : 25.11.2013r. 

                         CZYTASZ = KMENTUJESZ
To naprawdę daje kopa i motywajce
do dalszego działania ;3


      Pozderki :****