Po około
trzech dniach, wróciliśmy do domu. Nie powiem, na początku było strasznie
ciężko. Te nieprzespane noce, bieganie z pokoju do pokoju. Jednak da się do
tego przyzwyczaić. Tym bardziej, że mieliśmy bardzo dużo momentów, których nie
zamieniłabym na nic innego. Ani się nie obejrzałam, a już po domu wędrowały dwa
szkraby, uczące się mówić. Jestem tak strasznie szczęśliwa, że nie weszłam
wtedy do tego pieprzonego gabinetu. Nie mogłabym teraz patrzeć na moje dwa, a
właściwie trzy promyczki. Wzięłam ślub z Piotrkiem, który odbył się gdy Antoś i
Miś mieli po pół roku. Teraz jestem spełniona. Kocham tych trzech wariatów
najbardziej na świecie i nie zamieniłabym tego na inne życie.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Odrywając się od przygotowywania obiadu, poszłam zobaczyć kogo niesie. Tuż za progiem stała uśmiechająca się do mnie Daria. Ta, która uchroniła mnie od prawdopodobnego porodu na Rzeszowskim chodniku. Utrzymujemy świetny kontakt, muszę przyznać. Do tego jeszcze razem z Conte spodziewają się potomka, a raczej potomkini.
- No hej. Gotowa?- zdziwiłam się na jej słowa. Czyżbym o czymś zapomniała?
- A możesz przypomnieć na co?- wyszczerzyłam się w jej stronę, na co ta wywróciła oczami.
- Sklerotyku. Zakupy. Obiecałaś.- walnęłam się z otwartej ręki w czoło. Oczywiście.
- To chodź. Piętnaście minut, bo obiad chłopakom muszę zrobić.- wpuściłam brunetkę do domu i zaprowadziłam ją do kuchni.- Kawki, herbatki?- zaproponowałam, uśmiechając się.
- To ja kawę poproszę.- usiadła przy stole, przyglądając się mojej pracy. Nagle rozległ się krzyk mojego czteroletniego synka.
- Mamoooo!- jeden z młodych Nowakowskich, zszedł na dół, stając u progu kuchni.
- Słucham skarbie?- uśmiechnęłam się do malca.
- Ciocia Dalia!- wgramolił się jej na kolana.- Mamo, nalysowałem ci coś.- wyszczerzył się w moją stronę, dając mi kartkę. Były na niej cztery krzywe patyczaki, piłka i parę gryzmołów. Najsłodszy rysunek jaki widziałam.
- Dziękuję, syneczku. A gdzie brata zgubiłeś?- wróciłam do gotowania.
- Michuuuu, mama woła!- wydarł się. A od kogo się tego nauczył? Oczywiście od wujka Igły, bo jakby inaczej.
- Idę.- po chwili w kuchni pojawił się drugi Junior.
- Dzieciaki..- nie dane mi było skończyć, ponieważ usłyszałam kolejny dzwonek do drzwi. Westchnęłam i otworzyłam drzwi, widząc mamę Piotrka. No tak, nieplanowane wizyty to jej specjalność.
- Dzień dobry, Martusiu.- kobieta uśmiecha się miło. Wpuszczam ją do środka i zapraszam do kuchni. – Chce mama kawy, herbaty?- zapytałam.
- Widzę, że masz inne plany. Spokojnie, zajmę się chłopakami, a wy idźcie.- puściła mi oczko. Uśmiechnęłam się promiennie.
- Piotrek powinien wrócić za jakąś godzinę z treningu. Chłopaki, nie męczcie babci.- pogroziłam im palcem.- A teraz dalej, przytulić mamę.- uklęknęłam i czekałam na przytulasy, co było trochę błędne, ponieważ ich buzie były całe w zupie pomidorowej.
- Pa, mamo.- powiedzieli w tym samym czasie, żegnając mnie w drzwiach. Pomachałam im na pożegnanie i wsiadłam do samochodu brunetki. Do Bełchatowa daleka droga.
Po jakichś 3 godzinach dojechałyśmy na miejsce. Udałyśmy się do galerii i zaczęłyśmy chodzić po wszystkich sklepach z artykułami dziecięcymi. Kilkanaście minut później, miałyśmy już z głowy wanienkę, łóżeczko i parę innych najważniejszych rzeczy. Teraz coś co uwielbiała łam najbardziej. Ciuszki. Są takie słodkie i maleńkie. Wybrałyśmy kilka najmniejszych śpioszków, bodów, spodenek i tym podobnych. Wykończone, przeszukiwaniem centrum handlowego, udałyśmy się na kawę. Rozsiadłyśmy się wygodnie na kanapie i pogrążyłyśmy w rozmowie, którą niespodziewanie przerwał pewien osobnik.
- Marta?- niepewnie podszedł do mnie.
- Cześć, Bartek.- uśmiechnęłam się nikle.
- Kurek, znacie się?- Daria nie kryła swojego zdziwienia.
- Znamy się, znamy.- westchnęłam, patrząc na przyjmującego.
- Jak tam u ciebie. Czy ty…- przerwałam mu, wiedząc co powie.
- Wyszłam za Piotrka. Mamy dwóch synów.- uśmiechnął się do mnie, zauważyłam, że odetchnął z ulgą.- A co u ciebie?- zapytałam, uśmiechając się.
- A dobrze. To ja pięknym paniom nie przeszkadzam. Na razie.- powiedział i odszedł. Pokręciłam tylko głową, śmiejąc się.
- Stary, dobry Bartuś.- westchnęłam głośno, patrząc na Darię.
Pogadałyśmy jeszcze trochę, poczym przyszła pani Conte odwiozła mnie do domu. Podziękowałam jej i weszłam do domu, od razu padając na kanapę w salonie obok Piotrka.
- Hej.- wtulam się w niego, zmęczona.
- Cześć, Martuś.- składa na moich ustach delikatny pocałunek, obejmując mnie ramieniem.
- Chłopaki śpią?- mówiłam półprzytomnym głosem.
- Oczywiście. Wszystko jest w porządku.- zaśmiał się środkowy.
- A mama?- moje powieki samowolnie opadały, sprawiając tym, że odpływałam.
- W gościnnym. Nie martw się.- pocałował mnie w czubek głowy, a ja w tym czasie zasnęłam, słysząc bicie jego serca.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Odrywając się od przygotowywania obiadu, poszłam zobaczyć kogo niesie. Tuż za progiem stała uśmiechająca się do mnie Daria. Ta, która uchroniła mnie od prawdopodobnego porodu na Rzeszowskim chodniku. Utrzymujemy świetny kontakt, muszę przyznać. Do tego jeszcze razem z Conte spodziewają się potomka, a raczej potomkini.
- No hej. Gotowa?- zdziwiłam się na jej słowa. Czyżbym o czymś zapomniała?
- A możesz przypomnieć na co?- wyszczerzyłam się w jej stronę, na co ta wywróciła oczami.
- Sklerotyku. Zakupy. Obiecałaś.- walnęłam się z otwartej ręki w czoło. Oczywiście.
- To chodź. Piętnaście minut, bo obiad chłopakom muszę zrobić.- wpuściłam brunetkę do domu i zaprowadziłam ją do kuchni.- Kawki, herbatki?- zaproponowałam, uśmiechając się.
- To ja kawę poproszę.- usiadła przy stole, przyglądając się mojej pracy. Nagle rozległ się krzyk mojego czteroletniego synka.
- Mamoooo!- jeden z młodych Nowakowskich, zszedł na dół, stając u progu kuchni.
- Słucham skarbie?- uśmiechnęłam się do malca.
- Ciocia Dalia!- wgramolił się jej na kolana.- Mamo, nalysowałem ci coś.- wyszczerzył się w moją stronę, dając mi kartkę. Były na niej cztery krzywe patyczaki, piłka i parę gryzmołów. Najsłodszy rysunek jaki widziałam.
- Dziękuję, syneczku. A gdzie brata zgubiłeś?- wróciłam do gotowania.
- Michuuuu, mama woła!- wydarł się. A od kogo się tego nauczył? Oczywiście od wujka Igły, bo jakby inaczej.
- Idę.- po chwili w kuchni pojawił się drugi Junior.
- Dzieciaki..- nie dane mi było skończyć, ponieważ usłyszałam kolejny dzwonek do drzwi. Westchnęłam i otworzyłam drzwi, widząc mamę Piotrka. No tak, nieplanowane wizyty to jej specjalność.
- Dzień dobry, Martusiu.- kobieta uśmiecha się miło. Wpuszczam ją do środka i zapraszam do kuchni. – Chce mama kawy, herbaty?- zapytałam.
- Widzę, że masz inne plany. Spokojnie, zajmę się chłopakami, a wy idźcie.- puściła mi oczko. Uśmiechnęłam się promiennie.
- Piotrek powinien wrócić za jakąś godzinę z treningu. Chłopaki, nie męczcie babci.- pogroziłam im palcem.- A teraz dalej, przytulić mamę.- uklęknęłam i czekałam na przytulasy, co było trochę błędne, ponieważ ich buzie były całe w zupie pomidorowej.
- Pa, mamo.- powiedzieli w tym samym czasie, żegnając mnie w drzwiach. Pomachałam im na pożegnanie i wsiadłam do samochodu brunetki. Do Bełchatowa daleka droga.
Po jakichś 3 godzinach dojechałyśmy na miejsce. Udałyśmy się do galerii i zaczęłyśmy chodzić po wszystkich sklepach z artykułami dziecięcymi. Kilkanaście minut później, miałyśmy już z głowy wanienkę, łóżeczko i parę innych najważniejszych rzeczy. Teraz coś co uwielbiała łam najbardziej. Ciuszki. Są takie słodkie i maleńkie. Wybrałyśmy kilka najmniejszych śpioszków, bodów, spodenek i tym podobnych. Wykończone, przeszukiwaniem centrum handlowego, udałyśmy się na kawę. Rozsiadłyśmy się wygodnie na kanapie i pogrążyłyśmy w rozmowie, którą niespodziewanie przerwał pewien osobnik.
- Marta?- niepewnie podszedł do mnie.
- Cześć, Bartek.- uśmiechnęłam się nikle.
- Kurek, znacie się?- Daria nie kryła swojego zdziwienia.
- Znamy się, znamy.- westchnęłam, patrząc na przyjmującego.
- Jak tam u ciebie. Czy ty…- przerwałam mu, wiedząc co powie.
- Wyszłam za Piotrka. Mamy dwóch synów.- uśmiechnął się do mnie, zauważyłam, że odetchnął z ulgą.- A co u ciebie?- zapytałam, uśmiechając się.
- A dobrze. To ja pięknym paniom nie przeszkadzam. Na razie.- powiedział i odszedł. Pokręciłam tylko głową, śmiejąc się.
- Stary, dobry Bartuś.- westchnęłam głośno, patrząc na Darię.
Pogadałyśmy jeszcze trochę, poczym przyszła pani Conte odwiozła mnie do domu. Podziękowałam jej i weszłam do domu, od razu padając na kanapę w salonie obok Piotrka.
- Hej.- wtulam się w niego, zmęczona.
- Cześć, Martuś.- składa na moich ustach delikatny pocałunek, obejmując mnie ramieniem.
- Chłopaki śpią?- mówiłam półprzytomnym głosem.
- Oczywiście. Wszystko jest w porządku.- zaśmiał się środkowy.
- A mama?- moje powieki samowolnie opadały, sprawiając tym, że odpływałam.
- W gościnnym. Nie martw się.- pocałował mnie w czubek głowy, a ja w tym czasie zasnęłam, słysząc bicie jego serca.
** Piotr**
Widząc, że
zasnęła wyłączyłem telewizor i biorąc ją na ręce zaniosłem do sypialni. Wziąłem
prysznic, kładąc się obok żony, gdy do
pokoju wszedł jeden z moich synów. Nigdy się nikomu nie przyznam, ale czasem
ich nie odróżniam. A tym bardziej o 2 w nocy. Mały wgramolił się na łóżko,
siadając obok mnie.
- A tobie się młody pokoje nie pomyliły?- zaśmiałem się cicho, nie chcąc budzić Marty.
- Miałem zły sen.- ułożył usta w podkówkę, przytulając się do mnie.
- To chodź. Pójdziemy na dół, żeby nie obudzić mamy i wszystko mi opowiesz.- wziąłem go za rączkę. Po kilku chwilach siedzieliśmy już na kanapie obok siebie.- To co ci się śniło?- zapytałem, spoglądając na niego.
- Były tam takie duze smoki i potwoly i one mnie goniły. Plóbowałem uciekać, ale dogoniły mnie..- przytulił się do mnie, pociągając noskiem. Pokręciłem głową, wzdychając cicho.
- To był tylko sen. A jak następnym razem będą cię goniły to zawsze pamiętaj, że masz mnie albo mamusię, a my nie damy cię skrzywdzić.- uśmiechnąłem się do niego.
- Naplawde?- uśmiech zagościł na jego twarzy. Pokiwałem głową. Wiedząc, że nie zaśnie tak szybko, włączyłem telewizor, sam po jakimś czasie odpływając.
- A tobie się młody pokoje nie pomyliły?- zaśmiałem się cicho, nie chcąc budzić Marty.
- Miałem zły sen.- ułożył usta w podkówkę, przytulając się do mnie.
- To chodź. Pójdziemy na dół, żeby nie obudzić mamy i wszystko mi opowiesz.- wziąłem go za rączkę. Po kilku chwilach siedzieliśmy już na kanapie obok siebie.- To co ci się śniło?- zapytałem, spoglądając na niego.
- Były tam takie duze smoki i potwoly i one mnie goniły. Plóbowałem uciekać, ale dogoniły mnie..- przytulił się do mnie, pociągając noskiem. Pokręciłem głową, wzdychając cicho.
- To był tylko sen. A jak następnym razem będą cię goniły to zawsze pamiętaj, że masz mnie albo mamusię, a my nie damy cię skrzywdzić.- uśmiechnąłem się do niego.
- Naplawde?- uśmiech zagościł na jego twarzy. Pokiwałem głową. Wiedząc, że nie zaśnie tak szybko, włączyłem telewizor, sam po jakimś czasie odpływając.
**Marta**
Obudziłam
się dość wcześnie rano. Przeciągnęłam się i leniwie wstałam, dziwiąc się, że
obok nie leży Piotrek. Zajrzałam również do pokoju chłopców, w którym spał
tylko jeden z nich. Coraz bardziej mnie to niepokoiło. Błyskawicznie zeszłam na
dół w poszukiwaniu dwóch zaginionych. Jak się okazało, oboje leżeli w salonie
na kanapie, przy włączonym telewizorze. Pokręciłam głową, uśmiechając się na
ten słodko wyglądający obrazek. Szybko poleciałam po aparat, później robiąc im
kilka idealnych zdjęć. Przykryłam ich ciepłym kocem, każdego całując w głowę.
Wyłączyłam odbiornik, patrząc na zegar w celu dowiedzenia się godziny. 8:35.
Nie tak źle. Weszłam do kuchni, stając zdezorientowana w progu. Ktoś wyręczył
mnie w przygotowywaniu obiadu.
- Mamo, zrobiłabym to.- zaśmiałam się, widząc na stole przeróżne pyszności. Widząc świeże bułki, domyśliłam się, że musiała iść do sklepu.
- Oj, kochanie. To dla mnie przyjemność.- kobieta uśmiechnęła się, dopracowując posiłek. Porozmawiałam z nią trochę, czekając na resztę ferajny. Po dość krótkim czasie w kuchni pojawili się dwaj Juniorzy Nowakowscy, siadając przy stole i zajadając. Oczywiście mi pozostała rola, budzika Piotra.
- Piotruś, wstawaj. Trening za chwilę masz.- mówię, a on wstaje jak poparzony. Nie witając się nawet biegnie do góry po torbę i czym prędzej wychodzi z domu. Wzdycham i przewracam oczami, odliczając za ile sekund się zorientuje. Po kilku chwilach, wchodzi do domu, rzucając torbę w kąt i stając bardzo blisko mnie.
- Ty małpo wredna, niedziela jest!- mruży oczy i udaje obrażonego.
- A jak ja cię miałam na śniadanie budzić, skoro jak kamień śpisz i tylko na to reagujesz?- założyłam ręce na piersi, poważnie wpatrując się w męża.
- Oj, dopadnie cię kara.- wzdycha i mija mnie wchodząc do kuchni. Już się boję. Mówię w myślach, siadając obok środkowego przy śniadaniu.
Po udanym, rodzinnym śniadaniu,
każdy zajął się swoimi sprawami. Czyli chłopaki bawili się razem z Piotrem w
śniegu na ogrodzie, mama czytała książkę na kanapie, a ja oczywiście
rozliczałam rachunki w sypialni. Tak, ja miałam najlepiej. Po chwili rozległ
się dźwięk mojego telefonu.
- Cześć, córcia.- usłyszałam matczyny głos. - Mamo, zrobiłabym to.- zaśmiałam się, widząc na stole przeróżne pyszności. Widząc świeże bułki, domyśliłam się, że musiała iść do sklepu.
- Oj, kochanie. To dla mnie przyjemność.- kobieta uśmiechnęła się, dopracowując posiłek. Porozmawiałam z nią trochę, czekając na resztę ferajny. Po dość krótkim czasie w kuchni pojawili się dwaj Juniorzy Nowakowscy, siadając przy stole i zajadając. Oczywiście mi pozostała rola, budzika Piotra.
- Piotruś, wstawaj. Trening za chwilę masz.- mówię, a on wstaje jak poparzony. Nie witając się nawet biegnie do góry po torbę i czym prędzej wychodzi z domu. Wzdycham i przewracam oczami, odliczając za ile sekund się zorientuje. Po kilku chwilach, wchodzi do domu, rzucając torbę w kąt i stając bardzo blisko mnie.
- Ty małpo wredna, niedziela jest!- mruży oczy i udaje obrażonego.
- A jak ja cię miałam na śniadanie budzić, skoro jak kamień śpisz i tylko na to reagujesz?- założyłam ręce na piersi, poważnie wpatrując się w męża.
- Oj, dopadnie cię kara.- wzdycha i mija mnie wchodząc do kuchni. Już się boję. Mówię w myślach, siadając obok środkowego przy śniadaniu.
Po udanym, rodzinnym
- Cześć mamo. Co u ciebie?- zapytałam, uśmiechając się do telefonu. Dawno nie rozmawiałyśmy.
- Muszę z tobą porozmawiać, a akurat jestem w Rzeszowie. Możemy się spotkać?- była wyraźnie zdenerwowana.
- Tak. A kiedy?
- Najlepiej teraz.- podała mi dokładny adres. Zgodziłam się na to.
Ubrałam się ciepło i oznajmiając rodzince, że wychodzę, poszłam na spotkanie z rodzicielką. Bałam się tego, ponieważ jej głos przez telefon wydawał się być taki dziwny.. niecodzienny. Kiedy doszłam na miejsce, ujrzałam moją mamę w kawiarni, mieszającą łyżeczką w kubku czarnej kawy. Przełknęłam głośno ślinę i usiadłam na miejscu naprzeciwko.
- Słucham. Czemu chciałaś się ze mną spotkać?- uśmiechnęłam się do niej.
- Tylko nie bądź na mnie zła. Twój ojciec nie długo wychodzi z więzienia..- cała się spięłam na te słowa.
- To nie jest mój ojciec.- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Wysłuchaj mnie.- westchnęła.- Zamieszka ze mną. Wybaczyłam mu to. A poza tym, nie widział jeszcze wnuków.- czy ja się czasem do choinki jasnej nie przesłyszałam?!
- Jak to mu
wybaczyłaś? Po ty wszystkim co nam zrobił, ty mu tak po prostu wybaczysz?-
podniosłam głos.
- On się zmienił.- próbowała mnie uspokoić.
- Zmienił się?- zakpiłam.- Nie pamiętasz ile razy obiecywał, że się zmieni? Nie pamiętasz tych pieprzonych dni?- w tamtym momencie nie obchodziło mnie, że byłam w centrum uwagi, całego pomieszczenia. – Nigdy mu tego nie wybaczę. A tym bardziej nie dopuszczę do spotkania z nim moich dzieci!- krzyknęłam jej to prosto w twarz, poczym wyszłam z tam tond wściekła.
W drodze powrotnej łzy ciekły mi po policzkach. Trzasnęłam drzwiami od domu i rozbierając się, szybkim krokiem ruszyłam na górę. Usiadłam na łóżku, chowając głowę w kolana i płacząc tak, by nikt tego nie usłyszał. Po chwili jednak do pokoju ktoś wszedł i usiadł obok mnie, obejmując mnie mocno. Doskonale wiedziałam kto to. Wtuliłam się w niego niczym mała dziewczynka, szlochając jeszcze bardziej. Nie pytał o co chodzi. Po prostu próbował mnie uspokoić, gładząc delikatnie moje włosy.
- Byłam na spotkaniu z mamą…- wydukałam.- Powiedziała, że wraca do ojca. Że się zmienił. Nie wierzę jej…- kolejne łzy spadały po moich policzkach, a ja coraz bardziej wtulałam się w Piotrka.
- Martuś, a może twoja mama ma rację. Może naprawdę się zmienił?- spojrzał na mnie czule. Oderwałam się od niego.
- Ty nie wiesz co ja przez niego przeszłam. Ja nienawidzę tego człowieka. On zniszczył mi życie.- spojrzałam mu prosto w oczy, wypowiadając te słowa.
- On się zmienił.- próbowała mnie uspokoić.
- Zmienił się?- zakpiłam.- Nie pamiętasz ile razy obiecywał, że się zmieni? Nie pamiętasz tych pieprzonych dni?- w tamtym momencie nie obchodziło mnie, że byłam w centrum uwagi, całego pomieszczenia. – Nigdy mu tego nie wybaczę. A tym bardziej nie dopuszczę do spotkania z nim moich dzieci!- krzyknęłam jej to prosto w twarz, poczym wyszłam z tam tond wściekła.
W drodze powrotnej łzy ciekły mi po policzkach. Trzasnęłam drzwiami od domu i rozbierając się, szybkim krokiem ruszyłam na górę. Usiadłam na łóżku, chowając głowę w kolana i płacząc tak, by nikt tego nie usłyszał. Po chwili jednak do pokoju ktoś wszedł i usiadł obok mnie, obejmując mnie mocno. Doskonale wiedziałam kto to. Wtuliłam się w niego niczym mała dziewczynka, szlochając jeszcze bardziej. Nie pytał o co chodzi. Po prostu próbował mnie uspokoić, gładząc delikatnie moje włosy.
- Byłam na spotkaniu z mamą…- wydukałam.- Powiedziała, że wraca do ojca. Że się zmienił. Nie wierzę jej…- kolejne łzy spadały po moich policzkach, a ja coraz bardziej wtulałam się w Piotrka.
- Martuś, a może twoja mama ma rację. Może naprawdę się zmienił?- spojrzał na mnie czule. Oderwałam się od niego.
- Ty nie wiesz co ja przez niego przeszłam. Ja nienawidzę tego człowieka. On zniszczył mi życie.- spojrzałam mu prosto w oczy, wypowiadając te słowa.
---------------------------------
Hej :)
Jest i szesnastka :D Muszę was poinformować, że jeszcze rozdział + epilog i kończę tą oto historię ;c wiem, że nikt nie będzie tęsknił, także nic straconego :D Prowadzić będę drugiego bloga, który rozpocznie się w okolicach 1 albo 2 lipca c:
Miłego czytania :D
Pozdro ;*